Stałam na wyspie niedaleko statku. Nikogo nie było na pokładzie zewnętrznym. Maszyna unosiła się na wodzie, choć z każdą minutą wydawało mi się, że znajduje się coraz to niżej. W pewnym momencie zobaczyłam jak z wraku wypływa Ilu. Było na nim dwoje Na'vi i jeden Ludzki Chłopak. Postanowiłam, że tam popłynę. Podążyłam za drugim Ilu. Popłynęli do małej skalnej wyspy.
Wynurzyłam się i zobaczyłam Lo'aka, Neteyama i chłopca Ludzi Nieba, którego nie znałam, ale chyba starał się upodobnić do Na'vi. Na wyspie stał Jake. Wyglądał na spanikowanego. Weszłam na wyspę i pomogłam wejść na nią chłopakom, jednak nie zdawałam sobie sprawy z tego co miało się wydarzyć. Wszyscy już znajdowali się na wyspie. Cali i zdrowi.
-Na Eywe, jak się cieszę, że wam się nic nie stało. - Jake podszedł do swoich synów i objął ich.
Zaraz na wyspie pojawiła się Neytiri. Z nami nie było tylko Kiri i Tuk. One popłynęły do wioski razem z Tsireyą, jej bratem i Rotxo'em. Chwilę później Neteyam podszedł do mnie.
-Widzę, że znalazłeś tego kogoś. - zagaiłam
-Tak. - odpowiedział - To jest Pająk - wskazał na chłopaka - wszyscy się z nim wychowywaliśmy, jest dla mnie jak brat. Nie mógłbym go zostawić.
-Rozumiem. Cieszę się, że żyjesz. Nie wiem co bym zrobiła gdybyś nie wrócił.
Położyłam rękę na jego policzku. Przymknął oczy na chwilę, ale zaraz zrobił się bardzo czujny. Zasłonił swoim ciałem mój widok na statek. Przytulił się do mnie.
Zaniepokoiłam się i spróbowałam wyjrzeć za niego, ale mi nie pozwolił, tylko przyciskał mnie bardziej do siebie. Z każdą sekunda mocniej i mocniej. Co się dzieje?
-Co jest? - zapytałam
-Pamiętaj, że zawsze będę o tobie myślał. Gdziekolwiek będę. - szepnął mi do ucha. Nagle poczułam jakiś ciepły płyn, ktory rozchodził się po mojej piersi. Do tego doszło też lekkie ukłucie. Tam gdzie miałam serce. Odsunęłam go ode mnie, jego oczy zrobiły się nieobecne. Neteyam patrzył w pustą przestrzeń przed sobą.
-Jake! - krzyknęłam
Zwróciło to jego uwagę. Podbiegł od razu do mnie. Zobaczył stan jego syna.
-Połóż go tu. - powiedział
Ciało chłopaka ześlizgnęło się ze mnie, w miarę bezpiecznie lądując na podłodze. Przykucnelam obok i zlapalam reke Neteyama.
-Bedzie dobrze?- zapytalam Jake'a
W czasie, kiedy Jake sprawdzal stan jego syna, obok mnie pojawila sie Neytiri oraz Lo'ak z Pajakiem. Patrzylam na Jake'a wyczekujacym odpowiedzi wzrokiem.
Mezczyzna wypuscil glosno powietrze. Chcial przedluzyc cala sytuacje. Nie jest dobrze. Ale moze tez nie jest zle?
Zerknelam przelotnie na Neteyama. Sekundy stawaly sie minutami, a minuty godzinami. Cala ta sytuacja byla dla mnie okropna. Przytlaczala mnie, to bylo za duzo. Nie wiedzialam jak ma sie skonczyc ani jak ma to sie dalej potoczyć. Czy kto jeszcze zginie. Bo to, ze Neteyamowi zostawalo coraz mniej czasu, bylo pewne. Oprocz tego jedno bylo równiez pewne. Neteyam byl dla mnie kims.
Chyba naprawde go lubie. To nie jest tylko przelotne zachcianki. To nie historia na raz, na jeden dzien.
-Neteyam nie zamykaj oczu. - Jego powieki były coraz bliżej zamkniecia sie na dobre - Nie rób tego!
I zamknął.
-Izumi, nie jest dobrze. - odezwal sie w koncu Jake.
Neytiri desperacko zaczela trzasc reka syna, by go obudzić. Na nic.
Lzy zbieraly mi sie w kacikach oczy, ale musialam byc silna. Musi byc jakies rozwiazanie. Zawsze jest.
Kiedy bylam mlodsza, mama zawsze opowiadala mi jak sie spotkala z tata. Jak zostali razem. Z kazdym dniem opowiesc nabierala nowego koloru, raz matka opowiadala ja ze szczeciem raz ze smutkiem. Ale jedno nigdy sie nie zmienilo. Zawsze znalazla czas dla taty. Zawsze znalazla rozwiazanie. Wiec tutaj tez musi jakies byc.
Mocno skupilam sie na tym, by odnaleźć cos co nas łączyło. Mnie i Neteyama. Każdy problem da się rozwiązać. Chyba nic takiego nie znalazłam. Co jeśli to nigdy nie musiało sie zdarzyć? Od razu do glowy przyszla mi moja jakby wizja. Dwa koraliki, naszyjnik i ozdoba do warkoczyka. Uczucie, które poczułam, musial poczuc i on. Euforii i uleczenia, jakby zawitalo nowe serce. Tylko to sie nie wydarzylo. Co jeśli to nie zadziala. Ostatnia szansa zostanie zmarnowana. Ale lepsza ostatnia niz żadna.
Wzielam mój naszyjnik w reke, a druga przeczesalam wlosy lezacego przede mna chłopaka. Poczulam jakiś kamyczek. To musi być ten. Przylozylam jeden do drugiego i wydzieliło sie z nich bardzo jasne swiatlo. Musialam przymruzyć oczy. Poczułam jakby rozrywało mi pierś. Bicie mojego serca przyspieszylo do niemozliwej liczby. Poza tym bylo tak glosne, ze slyszalam je aż w mojej głowie. To chyba nie był dobry pomysl.
Zamknelam na chwile oczy, moze nie na chwile jak pózniej sie okazalo.
Znowu stalam w ciemnej przestrzeni w wodzie po kostki. Pojawila sie tamta postać, tym razem moglam juz dokladniej zobaczyc jej detale. Wlosy, siegajace ramion, były rozdmuchiwane przez wiatr. Dzieki temu moglam zobaczyc twarz widma. Wygladala znajomo, jednoczesnie przerazajaco.
-Nie masz pojecia co własnie zrobiłaś. - powiedzial
-Ja tez nie. Probowalam ratować przyjaciela.
-Na pewno przyjaciela? Nie ważne. Teraz musisz go pilnować. Cokolwiek sie stanie tobie, stanie sie równiez mu.
-Że co?
-Nie jest to już ważne. Wybudź sie.
-Nie wiem czy wiesz, ale nie potrafie sama.
Widmo chlopaka nie odpowiedziało, zamiast tego rozpłynęło sie w powietrzu. Świetnie. Poczułam jak coś ściska moją kostkę. Znowu. Nagle rozświetliło mi się przed oczami. Wracałam. To blask tych kamieni.
Pierwsze co zobaczyłam, to gorną część naszej Marui. Poderwalam sie natychmiast.
-Nie tak szybko. - usłyszałam glos matki
-Gdzie ja jestem? - zapytałam
-W domu. Wreszcie - odpowiedział prawdopodobnie Anchi
Skoro ja jestem w domu, to Neteyam z rodziną prawdopodobnie też. Moim ciałem zawładnęła ulga. Przeciągnęłam się w miejscu, w którym leżałam. Wypiłam zupę, która przygotowala mi matka, a po jednej z poważnych ( wedlug moich rodziców ) rozmów, wybiegłam z Marui szukać kogoś, kto był na tamtej wyspie. Potrzebuję informacji.
CZYTASZ
Avatar: Meant To Be Together
RomancePodczas zjazdu plemion wody w wiosce Metkayinow dzieją się dziwne rzeczy. Martwe Ilu pozostawione przy brzegu, Tulkuny błagające o pomoc. W codzienności Na'vi wody nigdy tak się nie zdarzało. Wszyscy myśleli, że nad ich wody nadeszła klątwa. To, co...