Rozdział 14.

45 2 0
                                    

-Jak wiecie, wczoraj Tulkuny wróciły, jednak usłyszałem, że są one w niebezpieczeństwie. Ktoś bowiem je zabija. Nie wiedzą ile było ofiar, ale ich liczba strasznie zmalała.

O nie, co jeśli ofiarą jest Neya?

-Ludzie Nieba. - powiedział Jake, dość głośno, by wszyscy go usłyszeli.

-Co sugerujesz? - Tonowari zwrócił się do Jake'a

-Żeby ostrzec Tulkuny, by stąd uciekły.

-Ty nic nie rozumiesz. Oni nie mogą odejść! Mieszkasz pośród nas i nic się nie uczysz! - krzyknęła Ronal.

-Chcecie bezpieczeństwa dla nich? To karzcie im odejść. Tylko tak unikną śmierci. - Jake odbił pałeczkę.

Ostatecznie stanęło na tym, że mieliśmy powiedzieć Tulkunom, by odpłynęły stąd.

Weszłam do wody i nie mogłam nigdzie znaleźć Neyi. Może gdzieś odpłynęła. Wynurzyłam się. Zobaczyłam jak Lo'ak kłóci się na pomoście z Neteyamem. Złapałam się gałęzi i podciągnęłam się tak, by stanąć na pomoście.

-Ja jestem twoim bratem! - powiedział Neteyan donośnym głosem

-On też. Muszę go ostrzec, nie rozumiesz tego?

-To Payakan. Nic mu się nie stanie.

-Ja myślę że się stanie. Ja płynę.

Lo'ak wskoczył do wody. Co? Lo'ak przyjaźnił się z Payakanem? Dlaczego ja o tym nie wiedziałam? Dobra, nie ważne. Ważne jest to, by nic się nie stało. Wskoczyłam do wody i popłynęłam za nim. Obejrzałam się dookoła i płynął obok mnie Neteyam, Kiri, Ao'nung, Rotxo i Tsireya.

Lo'ak popłynął do Skał Trzech Braci. Wynurzył się z wody i zawołał Payakana. Ten zjawił się niemal od razu. Na szczescie nic mu się nie stało. Lo'ak przekazał mu wiadomość i mogliśmy wrócić do domu.

***

-No chodź! - krzyknął Anchi

-Nigdzie nie idę. Nie będę świadkiem twojej konfrontacji miłosnej z Reney.

-No proszeeeee.

-Nie idę. Jestem... umówiona. - musiałam skłamać inaczej musiałabym z nim tam iść

-Uuu z kim? - mój brat zaciekawił się

-Spóźnisz się na spotkanie z Reney. - przypomniałam

-Faktycznie. A ty też nie idziesz?

-Emm.. ja musze jeszcze dokończyć się szykować. Biżuteria i takie tam.

Anchi wyszedł. Uff. W sumie dobrze wyszło z tym całym spotkaniem bo wiało nudą. Wyszłam z Marui parę minut po bracie.

Nie do końca wiedziałam gdzie mogę iść. Było już po zmroku, ale taka pora jest najlepsza na spacery.

Ostatecznie stwierdziłam, że przejdę się po wiosce. Dawno nie byłam na takim spacerze. Najpierw przeszłam się po mojej okolicy, później poszłam w stronę Marui Sullych. Nawet nie wiem co mnie podkusiło.

Gdy przechodziłam obok ktoś podbiegl do mnie i zarzucil mnie sobie na plecy. Pierwsze co zobaczyłam, to to że jest to Na'vi i nie jest to Na'vi Metkayina. Czyli został Lo'ak, który by tego nie zrobił lub Neteyam, który w sumie byłby zdolny do wszystkiego.

-Puść mnie! - krzyknęłam

Zobaczyłam warkoczyki sięgające mniej więcej do ramion. Neteyam ty chamie. Co ty sobie myślisz?

-Spokojnie. Sama ze swojej woli ze mną byś nie poszła. - powiedział spokojnie Neteyam.

-Żartujesz sobie. Puść mnie do cholery! - uderzyłam go pięścią w plecy.

-Jak chcesz. - po tych słowach zaczęłam powoli zsuwać się twarzą w dół.

Kurczowo złapałam się jego pasa.

-Dobra, dobra! Wygrałeś. - powiedzialam spanikowanym głosem

Chłopak cicho się zaśmiał i poszedł w jakimś kierunku.

***

Neteyam postawił mnie na ziemię i zobaczyłam, że znajduje się przy jeziorku na wyspie. Otoczone było liśćmi wielkiego drzewa, które rosło w pobliżu, co tworzyło mały domek dookoła. Zawsze wiedziałam że gdzieś tam jest, ale nigdy go nie znalazłam. Podbiegłam do krawędzi wody, nie obchodziło mnie to, czy Neteyam poszedł za mną czy nie. Woda była czysta i przejrzysta. Przyglądałam się swojemu odbiciu w tafli wody.
Neteyam podszedł do krawędzi i usiadł obok mnie.

-Ładnie tu, co? - zagaił rozmowę

-Tak. Naprawdę pięknie. Tyle czasu szukałam tego miejsca.

-No popatrz, a ja znalazłem je prawie od razu.

-Zamknij się już.

Zakończyłam rozmowę. Wróciłam do przyglądania się wodzie. Zawsze mnie to uspokajało. Nie ważne czy by się paliło, czy waliło, to wystarczyła tafla wody by mnie uspokoić.
W odbiciu zobaczyłam, że Neteyam odszedł ode mnie. Może poszedł do domu? Odwróciłam się i wstałam z miejsca. Chyba faktycznie poszedł do domu. Nim się obejrzałam miałam czarne przed oczami.

Avatar: Meant To Be TogetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz