Rozdział 17.

42 2 4
                                    

Siedziałam na brzegu wody jeziorka, wpatrując się w taflę wody. Była niesamowicie czysta. Pływało w niej sporo ryb. Były bardzo dobrze widoczne zwazajac na to, że powoli robiło się ciemno. Usłyszałam kroki za mną. Wyciągnęłam sztylet, obróciłam się i przystawiłam potencjalnemu napastnikowi do gardła.

-Ejejej. Spokojnie to tylko ja. - Neteyam podniósł ręce w geście pokoju

-Nie strasz, bo kiedyś naprawdę zrobię Ci krzywdę.

-Już się boję. Taka mała istotka zrobi mi krzywdę. - zaśmiał się

Wcale nie byłam taka niska. No może w porównaniu z nim trochę. Trochę bardzo.

-Chcesz się założyć? - prowokowałam go.

-Z przyjemnością. - zaśmiał się.

Położyłam nóż na ziemię i rzuciłam się na chłopaka. Pierwszym co zrobiłam to podcięłam mu nogi. Neteyam też się bronił. Jednak jeszcze dużo o mnie nie wiedział. Chłopak upadł na ziemię, ale próbował wstać, tylko ja mu to uniemożliwiłam. Do tego przydał mi się nóż, który zwinnie podniosłam z trawy. Położyłam się na jego plecach, złapałam go za włosy, uniosłam jego głowę i przystawiłam sztylet do gardła.

-Nadal jesteś tego samego zdania? - teraz to ja się zaśmiałam

-Nie, wygrałaś.

Poluźniłam ucisk, co było błędem. Neteyam to wykorzystał. Uwolnił się i teraz to on przejął kontrolę nade mną. Bawił się mną jak lalką. Zrzucił mnie z siebie, położył na ziemi i przyszpilił mnie do niej.

-I kto teraz ma rację? - szepnął mi do ucha.

Ta bliskość mnie przytłoczyła. Za dużo. Neteyam, trawa, cichy zakątek, stado motyli w brzuchu. Bicie serca przyspieszyło. Zarówno moje jak i jego. Czułam to. Jego twarz była zbyt blisko mojej.

-Dlaczego wcześniej mnie tu przyprowadziłeś?

-Bo mi na tobie zależy. - powiedział nie odrywając ode mnie wzroku. - Nie wiem dlaczego ale coś mnie do ciebie..

-Przyciąga. - oderwałam wzrok od niego.

Zastanawiał mnie jeszcze jeden fakt. Dlaczego ten sztuczny Na'vi pytał Neteyama o jego ojca. Co oni zrobili? Mina za pewne mi zrzędła. Chłopak to zauważył.

-Ej, co jest? - zapytał

-Dlaczego oni cię pytali o Jake'a?

-Nie martw się, pewnie coś pomylili. - powiedział, czym mnie uspokoił

Uśmiechnęłam się lekko. Spojrzałam na Neteyama, ten był coraz bliżej i bliżej.

-Na czym skończyliśmy? - szepnął bardzo cicho, ledwo go słyszałam.

Zaśmiałam się. Neteyam lekko musnął moje usta swoimi. Oddalił się, jakby prosząc o zgodę. Zamiast wykonywać jakikolwiek gest przyciągnęłam go do siebie. Dość przeciągania. To było jak morze, które zderza się z konarami wielkich drzew, na których znajdują się nasze domy. Nasze oddechy stały się jednym. Dwoje ludzi, dwa serca, dwie dusze.

Dłonie Neteyama wędrowały po moim ciele. Przewróciłam go na plecy i teraz ja byłam na górze. Opierałam się na jego torsie. Jęknęłam cicho, kiedy jego dłonie dotknęły moich lędźwi. Chłopak z powrotem przejął kontrolę.

Przerwał pocałunek i podszedł do drzewa, ktore czyniło to miejsce tak specjalnym. Oparł się o nie plecami. Podeszłam do niego, zarzuciłam sie mu na szyję i go pocałowałam. Oplotłam nogami jego biodra. Neteyam osunął się po dość gładkim pniu do pozycji siedzącej. Siedziałam na nim okrakiem, dalej całując.

Moje rece poznawaly każdy cal jego ciała. Każdą bliznę, ranę, zagłębienie czy jego granatowe pręgi. Neteyam przerwał pocałunek, bo zaczął składać tony pocałunków na całym moim ciele. Zasnęłam gdzieś razem z nim na tej polanie.  Ten dzień nie mógł skończyć się lepiej.

***


Obudziły mnie promienie słońca, które gdzieniegdzie wpadały przez barierę z liści. Nie zastanawiało mnie to czy rodzice mnie szukali, w prawdzie nie wiem czy coś o tym sądziłam.

Podniosłam się do pionu i rozejrzałam. Neteyam gdzje ty jesteś. Przecież to mi się nie przyśniło. Podeszłam do jeziorka. Coś zbliżało się do powierzchni. Odsunęłam się, ale i tak Neteyam mnie ochlapał.

-Neteyam, powinniśmy iść. - zwróciłam uwagę

-Jest rano, wcześnie w dodatku pada deszcz.

-Tego nie zauważyłam. Ale i tak uważam że powinniśmy iść.

-Jak sobie życzysz.

-Nie jestem jakąś księżniczką, żeby mi tak mówić.

Ruszyłam w stronę wioski. Neteyam podbiegł do mnie. Złapał mnie za rękę i powiedział:

-A jak mam do ciebie mówić?

-Wymyśl coś kreatywnego.

Chwilę się nieodzywał. Spojrzałam na niego. Na jego twarzy pojawiła się zmarszczka pomiędzy brwiami.

-Cara mia.

W tych dwóch słowach było coś magicznego. Naszego. Nie odezwalam się. Nie potrafiłam skomentować.

Dotarliśmy do wioski po drodze rozmawiając o wszystkim i niczym. Między innymi o wczoraj. Stwierdziliśmy, że najlepiej będzie jak zachowamy to dla siebie. Lepsze to niż żeby ktokolwiek się dowiedział i mielibyśmy bardziej przewalone niż mamy teraz.

Weszliśmy na pierwszy pomost tam spotkaliśmy Tsireyę. Automatycznie wypuściłam jego reke z mojej. Najpierw spojrzała na mnie, później na Neteyama.

-Gdzie żeście byli?! - Tsireya podniosła głos zaaferowana, zwrociła się do mnie - O tym później. Mój ojciec chce cię widzieć.

-Na Eywe, co ja zrobiłam?

-Ty nic. Idź po prostu.

Avatar: Meant To Be TogetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz