1. Zmiana

1.8K 45 10
                                    

Wyglądając przez okno w samolocie wciąż w głowie odbijały mi się słowa mojej mamy. Od trzech dni nie mogłam ich sobie wybić. One wcale nie chciały uciec. To co się działo wydawało się być całkowicie surrealistyczne.

- Gwiazdeczko, dostałam się na szkolenie dla najlepszych fotografów według miesięcznika „The Angle"... – zaczęła rodzicielka, kiedy jadłyśmy wspólnie kolację.

- To wspaniała... - weszłam jej w słowo.

- Na 18 miesięcy w Japonii.

Poczułam wielki ucisk w żołądku. Momentalnie odechciało mi się jeść, chociaż jeszcze przed chwilą byłam głodna. Ogromna ilość myśli zaczęła krążyć w mojej głowie. Czułam jak moje zaburzone życie zostało zniszczone.

- Przeprowadzamy się?

- I tak i nie. – Uśmiechnęła się do mnie. – Ja lecę do Tokio, a ty do Pasadeny do swojego ojca.

Moje rozmyślania przerwały nagłe turbulencje. To był mój pierwszy lot samolotem, a w dodatku jeszcze na inny kontynent. Musiałam to przeżyć sama, bo dopiero na docelowym lotnisku miał mnie ktoś odebrać. Człowiek, który miał być teraz dla mnie ojcem i zaopiekować się mną przez następne miesiące. Mama nie chciała mi za wiele o nim powiedzieć. Te kilkadziesiąt godzin przed moim wylotem spędziłyśmy na pakowaniu i porządkowaniu naszych rzeczy.

Stres i uczucie paniki. To co przeżywałam od nieszczęsnej kolacji towarzyszyło mi w każdej minucie. Każda czynność wydawała mi się trudna i powodowała uczucie dyskomfortu. Potrzebowałam czasu na ułożenie wszystkiego na nowo i klimatyzację w nowym otoczeniu.

Mimo mojego stanu i trzęsącego głosu przeszłam wraz z kotem kontrolę celną bez problemów. Miła pani zadała mi kilka pytań i wbiła pieczątkę w mój nowy paszport. Uśmiechnęła się witając mnie w Stanach Zjednoczonych. Niewiele brakowało, abym się zgubiła na lotnisku szukając taśmy z bagażami z mojego samolotu. Zniecierpliwiona czekałam, aż zobaczę swoją czarną walizkę, która towarzyszyła mi odkąd tylko pamiętam. To zawsze w nią pakowałam się na wycieczki klasowe.

Trzymając w jednej ręce transporter z kotem, a w drugiej ciągnąc walizki udałam się do wyjścia. Hala przylotów była duża i głośna. Czułam się bezbronna idąc w kierunku drzwi, które rozdzielały strefę bezcłową od tej ogólnodostępnej. Nawet nie wiedziałam czy ktoś będzie na mnie czekał. Dostałam od ojca email z rozpiską lotów i numerem kontaktowym. Jednak nic nie było wspomniane o drodze z lotniska do mojego nowego domu. To powodowało nową falę uczucia paniki i sprawiało, że miałam ochotę zamieszkać w terminalu, jak widziałam kiedyś w jednym z filmów.

Nie zwróciłam uwagi, kiedy ktoś lekko dotknął mnie ramieniem i szybko mruknął „Przepraszam", biegnąc w kierunku wyjścia. Możliwe, że na tą osobę ktoś czekał. Stawiałam bardzo małe kroczki odsuwając moment zerwania ze starym życiem raz na zawsze. Kiedy przede mną rozsunęły się drzwi to obawiałam się spojrzeć w kierunku morza czekających ludzi. Tak bardzo się bałam, że nikt nie przyjedzie po mnie i będę zmuszona zadzwonić do człowieka, który miał być moim ojcem.

- Diana?!

Myślałam, że przesłyszałam się słysząc moje imię. Tak naprawdę ktoś mógł wołać inną dziewczynę, która też mogła mieć na imię tak samo jak ja. Z wielką obawą podniosłam głowę i rozejrzałam się w kierunku skąd pochodził głos. Zobaczyłam mężczyznę w okolicach 50 lat, którego włosy przyprószyła pierwsza siwizna. Był wysoki i zbudowany, a w rękach trzymał kartkę z napisem „Diana i jej kot Bianca". Tu nie mogło być już pomyłki. Właśnie poznałam swojego ojca.

- Cześć, jestem Xander. W końcu miło Cię zobaczyć. – Wyciągnął rękę w kierunku walizek, a ja zmęczona wielogodzinną podrożą bez słowa je oddałam.

Zapisane w gwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz