7. Ojcowska troska

1K 32 2
                                    

Po powrocie do domu czułam się, co najmniej dziwnie. To było trochę za dużo jak na mnie, która nie była przyzwyczajona do tak ogromnej liczby wrażeń jak na jeden dzień. Ciągła analiza tego, kto co mówi do mnie po angielsku też nie pomagała i czułam jak jestem przebodźcowana. Genevieve zawołała mnie na obiad, który zjadłam z przyjemnością. Wciąż byłam głodna po tej niesmacznej sałatce ze stołówki. Jednak całe popołudnie spędziłam zaszyta na swoim balkonie, w towarzystwie jak zawsze Bianci. 

- Diano? – Cichy głos dochodził powoli do moich uszów. Ugh, musiałam chyba przysnąć na fotelu. – Jesteś tutaj?

- Tak. – Odchrząknęłam.

Xander wciąż ubrany w szykowną koszulę i garniturowe spodnie wszedł na balkon. Rozglądał się niepewnie po pomieszczeniu, któremu poprzez te kilka dni mieszkania nadałam swojej aury. Moje rzeczy były porozkładane gdzieniegdzie w pokoju. Musiałam przyznać przed samą sobą, że to było wygodniejsze niż trzymanie wszystkiego w walizkach, jak planowałam jeszcze wcześniej.

- Jak pierwszy dzień w szkole?

- Nie najgorzej.

- Poznałaś jakieś nowe koleżanki? Z kim siedziałaś na lunchu?

- Tak, kilka dziewczyn. To właśnie one zaprosiły mnie do swojego stolika.

- To świetnie. Rozumiałaś to, co się działo na lekcjach? Czy była konieczna pomoc tłumacza? – Na jego twarzy po raz pierwszy ujrzałam ojcowskie zmartwienie. Ciekawe czy wobec braci też taki był.

- Mniej więcej tak, jednak to było trudne. Nigdy do tej pory nie uczyłam się w innym języku niż rumuński.

Starałam się wytłumaczyć jak nabardziej umiałam. Wspomniałam także o dodatkowym nauczycielu, z którym umówiłam się po zrobieniu testu językowego w sekretariacie. Na twarzy mężczyzny widać było skupienie, które oznaczało dla mnie, że mnie słuchał i chciał mi poświęcić czas. Takie małe gesty pokazywały mi, że naprawdę się starał i chciał żebym czuła się tutaj komfortowo. Mimo mojego złego nastawienia na ten wyjazd i do ojca oraz trzymania wszystkich na dystans, to moje serce radowało się na takie drobne momenty. Wiedziałam, że coś znaczę. Tak przynajmniej sobie to tłumaczyłam.

- Chodź, zjemy wspólnie kolację.

Ze względu na to, że Noah miał już zaliczone egzaminy na uczelni i nigdzie z rana mu się nie spieszyło, to właśnie jemu przypadł zaszczyt bycia moim dzisiejszym kierowcą do szkoły. Nie byłam z tego faktu zadowolona, powody były niezmienne od wczoraj. Cichym mruknięciem podziękowałam bratu za podwózkę, co uczyniłam tylko z grzeczności, którą wpoiła mi moja mama. Nawet będąc na różnych kontynentach nie chciałam jej zawieść.

Przekroczenie wejścia do szkoły dzisiaj było o wiele łatwiejsze niż wczoraj. Mogłam już wejść bramką dla uczniów. Bowiem miałam już oficjalną przepustkę, którą odbiłam, aby otworzyła się bramka. Trochę było mi smutno, że nie miałam nikogo, kto by na mnie czekał przed wejściem i z kim mogłam by porozmawiać o przyziemnych rzeczach. Ugh, czekał mnie los samotnika. To było nietypowe dla mnie, bo w rodzinnym mieście zostawiłam kilka dobrych przyjaciółek. Wciąż miałyśmy kontakt przez aplikacje, jednak zawsze widywałyśmy się  w szkole i chodziłyśmy wspólnie po korytarzach.

- Hej Diana! – Piskliwy głos dotarł do moich uszów, kiedy z szafki brałam segregator na zajęcia z historii.

- Cześć. – Szepnęłam, wciąż mając w pamięci słowa mojego najmniej miłego brata.

- Czy wczoraj i dzisiaj odwoził Cię Noah? – Wspominając jego imię westchnęła.

- Tak.

- O dlaczego nie powiedziałaś. Chętnie bym się z nim przywitała. – Cmoknęła.

Zapisane w gwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz