14. Ciemnoróżowych serduszek

734 22 3
                                    

- Nie uważasz, że powinnam wiedzieć jak zareagować lub cokolwiek? – Oparłam się o blat szafek i spojrzałam z wymalowanym podirytowaniem na twarzy. Potrzebowałam jakichkolwiek wyjaśnień, aby móc zrozumieć to co się działo. To jak z matematyką.

- Nie. Im mniej wiesz, tym lepiej dla Ciebie. – Po raz pierwszy widziałam jak był taki opryskliwy dla mnie. Zazwyczaj słodził mi, aż do przesady. – I twojego bezpieczeństwa.

- To nie było miłe. – Bardzo cicho szepnęłam pod nosem, ale najwyraźniej ojciec to usłyszał. Trudno, nie przejmowałam się tym zbytnio. Nie sądziłam, że dostanę za to karę.

- Musisz zrozumieć, że brak wiedzy Cię chroni w takim momencie. – Westchnął, przeczesując rękoma swoje włosy. – Nie wiem po kim jesteś taka uparta, ale moją decyzją jest to, że nie będziesz wtajemniczona w sprawy firmy.

- Dobra. – Po kilku minutach całkowicie skapitulowałam. Nie chciałam się kłócić o to, kiedy wiedziałam, że za rok mnie tutaj nie będzie i to nie miało żadnego sensu.

- Cieszę się, że to zrozumiałaś. – Poklepał mnie po ramieniu. – Jadłaś kolację?

- Tak.

- A zapomniałbym, rozważałaś złożenie aplikacji na uniwersytet w Stanach? – Odwróciłam się w jego kierunku, zamierzałam wyjść z kuchni i udać się do swojej sypialni. – Nie musisz się martwić o koszty, pokryje wszystko.

- Nie chciałam aplikować tutaj, chcę studiować w Bukareszcie.

- Czy rozważysz opcję zapasową, jaką jest studiowanie na amerykańskiej uczelni? – W jego głosie usłyszałam nadzieję.

- Pomyślę.

Wcale nie miałam na to ochoty, ale nie chciałam go jeszcze bardziej denerwować. Widziałam po jego twarzy jak mocno zasmuciła go wiadomość o tym, że chcę studiować w rodzinnym kraju. Sama też byłam zasmucona, tym że traktowano mnie jak dziecko. Nie dostałam żadnych wyjaśnień i nie wiedziałam totalnie nic. Nie spodobały mi się tłumaczenia odnoszące się do mojego bezpieczeństwa. Musiałam odpuścić, bo tą walkę wygrał ojciec.

Wtorkowy poranek był o wiele przyjemniejszy niż poniedziałkowy. W końcu się wyspałam i o poranku miałam chwilę, aby poczytać książkę w ciepłym łóżku z puszystą kołdrą. Delikatnie mruknięcia Bianci przez sen umilały mi ten czas. Bez pośpiechu przygotowałam się na lekcje i dwa razy sprawdziłam czy wszystko wzięłam.

- Oddałem nasz plan. – Beauregard dogonił mnie, kiedy pospiesznie wyszłam z porannych zajęć. – Zerknąłem też na inne i powiem szczerze, mamy jeden z bardziej obszerniejszych.

- Jesteś bardzo skromny.

- Wybacz, ale taki geniusz nie może się zmarnować. – Zaśmiałam się, a on mi zawtórował. – Diana, czy zechcesz przyjść na mecz z okazji homecoming?

- Możesz jaśniej?

- Ough, zapomniałem, sorki. – Walnął się otwartą ręką w czoło. – Homecoming to ważna tradycja, kiedy absolwenci powracają do miasta. Z tej okazji w szkole jest organizowany mecz, a potem impreza w stylu balu na sali gimnastycznej. Jest jeszcze prawie dwa tygodnie, ale w następnym tygodniu zacznie się istne szaleństwo z tej okazji. Będą tematyczne dni i naprawdę będzie to wielkie święto.

- Brzmi naprawdę świetnie.

- Więc będziesz?

- Będę.

©©©

- Diana! Wreszcie udało mi się Ciebie wyciągnąć. – Na wejściu do salonu kosmetycznego powitała mnie Kiera, trzymająca w dłoni papierowe naczynia z gorącymi napojami. – Dzisiaj robimy sobie mani i pedi.

Zapisane w gwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz