11. Diamentowa kolia

696 23 1
                                    

- To tyle z dzisiejszych zajęć, dziękuje za uwagę. Pamiętajcie, że w następny wtorek musicie posiadać już gotowe plany waszych prac semestralnych. Najlepiej jak będą w wersji papierowej i zostawicie je na moim biurku przed rozpoczęciem zajęć. Do zobaczenia jutro.

Westchnęłam zrezygnowana. Totalnie nie mogłam się odnaleźć w tematyce tego przedmiotu i wybrać interesujących mnie tematów. Zerknęłam na sąsiada z ławki, który dzisiaj miał na sobie najzwyklejsze jeansy i bluzę z logiem szkoły. Zauważył, że się na niego patrzę, a na mojej twarzy pojawiły się dwa, prawie niewidoczne rumieńce. Spojrzałam w dół, na swoją bladoróżową sukienkę i czarne trampki. Strzepnęłam niewidzialny kurz z materiału. Ostatnio kupiłam trochę nowych ubrań, aby nie odstawać od innych uczniów prywatnego liceum.

- Może spotkamy się w sobotnie popołudnie w bibliotece i ogarniemy ten plan? – Spytał się, kiedy pakował swoje notatki do plecaka.

- Nie mogę, mam już plany. - Próbowałam się uśmiechnąć. W momentach, kiedy sobie przypomniałam o bankiecie dopadały mnie nerwy i zdenerwowanie. Chyba nie byłam gotowa na uczestniczenie w takim przedsięwzięciu, gdzie będą mnie kojarzyć jako córkę Xandera Covey'a. - Wybacz.

- Nie no spoko. – Nałożył czapkę na włosy. – Tylko teraz po lekcjach mam od razu treningi, bo w czwartek jest pierwszy mecz i trener chce, abyśmy dobrze wypadli.

- Późno je kończycie? – Spytałam, kiedy stanęliśmy przy mojej szafce i mogłam wyjąć notatki na następną lekcję.

- Ugh, trener wypuszcza nas zazwyczaj przed 19, a czasami nawet później.

- To już całkowicie odpada. – Nie wyobrażam sobie, żeby jeszcze po całym dniu nauki i biegania za piłką miał ochotę siedzieć w bibliotece, aby pracować nad jakąś pracą semestralną. – Więc zostają nam tylko przerwy na lunch.

- A masz może czas w niedzielę? Zapomnij, idiotyczny pomysł. – Dodał, kiedy nie odpowiadałam.

- Nie, poczekaj. – Lekko się przeraziłam i pierwszy raz na niego spojrzałam, odkąd wyszliśmy z klasy. – Myślę, że późnym popołudniem będę miała czas. Jeśli oczywiście tobie to będzie pasować. – Nerwowo założyłam kilka pasemek włosów za ucho.

- Okej, to jeszcze ustalimy szczegóły na lunchu, bo musisz biec na zajęcia. Inaczej się spóźnisz.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Zwłaszcza zareagowałam tak na jego nagły i niespotykany przypływ dobroci. Nigdy do tej porty nie zatroszczył się o to, czy zdążę na czas na następne zajęcia, które niefortunnie były na drugim końcu szkoły.

- Do zobaczenia.

To już kolejna przerwa na lunch, którą spędzałam z Beau i jego kolegami z drużyny. Byłam tam zazwyczaj jedyną dziewczyną, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Skupiałam się tylko na omówieniu projektu oraz jedzeniu. Nie zawracałam sobie głowy tym, co inni mogli myśleć o lasce siedzącej z prawie całą drużyną piłki nożnej przy jednym stoliku.

- Siema Winston. – Przywitał mnie przy stoliku Kasen, ciemnoskóry chłopak, którego zagadnęłam o moich braci kilka dni temu.

- Hej Kasen, hej wszystkim. – Zajęłam wolne miejsce obok mojego partnera, aby móc łatwo się porozumiewać odnośnie projektu. Pozostali nie chodzili z nami na te zajęcia, z czego się cieszyli, bo omijała ich niewdzięczna praca semestralna.

- Diana, – moją uwagę zwrócił Beauregard. – Czy w niedzielę będziemy mogli się spotkać w kawiarni w centrum handlowym? – Gwizd i okrzyki chłopaków zwróciły uwagę okolicznych stolików na nasz. Znaleźliśmy się w centrum zainteresowania przez kilkanaście sekund, dopóki ktoś nie wywalił się odnosząc pustą tacę i wzrok wszystkich nie powędrował w tamtym kierunku. Było mi przykro, ale jednocześnie cieszyłam się, bo już nikt nie patrzył w naszym kierunku. – Musimy przygotować plan projektu, debile. Biblioteka jest nieczynna.

Zapisane w gwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz