4. Konsekwencje

1K 33 1
                                    

- Może nie próbuj teraz zbytnio się przemieszczać, kolana muszą odpocząć. - Po chwili ciszy odezwał się Ethan. - Co chcesz robić?

- Chętnie poczytam książkę w moim pokoju i sprawdzę co z Biancą.

- To zrobisz to na zewnątrz. Mamy hamak w zadaszonym miejscu, więc będzie jak w sypialni.

- Korzystaj póki możesz, bo kalifornijska pogoda niedługo sprawi, że na myśl o wychodzeniu z domu będziesz już spocona. - Dodał Alan.

- No dobrze. – Westchnęłam zrezygnowana.


Bracia przynieśli mi książki z mojego pokoju, schłodzoną herbatę oraz przekąski. Miałam się nie podnosić, chyba ze w ramach wizyty w toalecie. Hamak był troszkę oddalony od domu i schowany w krzewach, które tworzyły cień. Było słychać tylko ciche ćwierkanie ptaków oraz szum wiatru. Jeśli uda mi się spędzać chwile takie jak ta przez najbliższe miesiące to będzie dobrze. Jednak nie było mi to zapisane, bo mój spokój został zakłócony przez podniesione męskie głosy. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam, że jeden z balkonów, na którym stali moi bracia, wychodzi na cześć ogrodu, w której się znajdowałam. Chociaż tym razem chciałam, aby naprawę mnie nie widzieli. Miałam bolesną nauczkę po poprzednim razie.


- Musisz ogarnąć się, bo zaraz ją wystraszysz. - Nie mogłam rozpoznać, który z moich braci to powiedział. Jeszcze się nie nauczyłam rozróżniać ich poprzez tembr głosu.

- Noah, zawsze traktowaliśmy cię lepiej ze względu na to, co wydarzyło się w dzieciństwie, ale teraz na serio już przeginasz. Myślisz, ze oboje z Alanem jesteśmy tacy ślepi i nie widzieliśmy jak ją popchnąłeś?

- I akurat znowu winien jestem ja!

- Przemyśl to, bo jeśli ojciec się dowie, to będziesz miał przejebane.

- Jakbym już nie miał.


Już więcej nie potrzebowałam usłyszeć. Te kilka zdań w zupełności m wystarczyły, aby mieć stuprocentową pewność, ze najmłodszy z braci mnie nienawidzi. Nie znałam dokładnego powodu i nie zamierzałam go poznać. Wytrzymam ponad rok i wrócę do domu. Jednocześnie mnie trochę ciekawiło, co się stało w jego dzieciństwie, że ma taryfę ulgową u braci.


Popołudnie spędziłam z książką na hamaku. Kolana już mnie trochę mniej bolały, a Gen uzupełniała mi zapasy napoju oraz przekąsek. Alan nawet przyniósł na chwile Biancę, bo martwiłam się o nią. Jednak ona nie była wcale zainteresowana mną, tylko od razu zaczęła wąchać krzaki ozdobnych traw, które rosły w pobliżu. Łudziłam się, że te roślinki nie były jakoś szkodliwe i nikt nie zauważy małych zniszczeń poczynionych przez kota.


- Genevieve, daj to pomogę Ci z rozstawianiem talerzy. – Oznajmiłam, kiedy odświeżona zeszłam na dół do jadalni, gdzie kobieta rozstawiała zastawę na stole.

- Dziękuje, ale nie potrzebuje Twojej pomocy, - uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. – Nie przemęczaj już nóg i usiądź. Posiłek będzie niedługo gotowy.

- Już jestem, - do pomieszczenia, gdzie byłam wszedł ojciec. – Witaj Diano.

- Cześć.


W tym samym momencie zjawili się bracia, a gosposia postawiła na stole naczynie żaroodporne, w którym znajdowała się zapiekanka z warzywami i wędliną. Moja pewność siebie wzrosła minimalnie, ale nie na tak dużo, aby się wyrywać pierwszej do nakładania jedzenia. Lecz Xander wziął pierwszy naczynie i nałożył mi porcje. Przekazał ją do Noah, wcześniej nakładając sobie jedzenie na talerz. W trakcie jedzenia toczyła się rozmowa, w której ja wcale nie uczestniczyłam. Skupiłam się na dokładnym gryzieniu zapiekanki, bo nie chciałam mieć  po raz drugi wypadku tego samego dnia.

Zapisane w gwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz