Rozdział 8

1.6K 102 4
                                    

- Co ci przypomina tamta chmura łosiu?
- Nie nazywaj mnie tak! - wybuchnęłam śmiechem. Leżeliśmy na polanie, trzymając się za ręce. Czułam się wspaniale. Gdyby nie dzisiejsza wizyta u psychologa, mogłabym leżeć tutaj cały dzień. Uciekliśmy z lekcji. Nie miałam ochoty widzieć Rachel.
- Uwielbiam patrzeć w twoje oczy Sky- zarumieniłam się - są takie piękne - Usiadł przy mnie i usadowił mnie na swoich kolanach. Mój oddech przyśpieszył. Oplotłam ręce dookoła jego szyi. Patrzyliśmy sobie w oczy. Trwaliśmy w ciszy, ale nie była ona niezręczna. Pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się. Było mi z nim bardzo dobrze. Louis i Ja. Nigdy bym nie przypuszczała, że będziemy razem. Mam dla kogo walczyć.
- Musze się zbierać. Mam wizyte u psychologa - wstałam i otrzepałam ubranie z trawy. Louis chwycił mnie za ręke i pokierowaliśmy się w strone samochodu...
***
- Prosze, mam dla ciebie nowy plan posiłków - Wspaniale! Nie mam najmniejszej ochoty jeść.
- Juliet?
- Tak?
- Co jak ta terapia nie pomoże?
- Są specjalne ośrodki dla nastolatków chorych na anoreksję. Dasz rade. Wierze w ciebie Sky - uśmiechnęła się szczerze. Starałam się odwzajemnić uśmiech, ale wyszedł mi on bardzo sztuczny. Wyszłam z gabinetu. Wypuściłam powietrze.
- Dasz rade Sky. Jesteś dzielna - mówiłam szeptem sama do siebie. Czy to normalne? Spojrzałam na ekran telefonu. Wiadomośc od Louisa...
Louis: Jesteś w domu, łosiu ?
Sky: Będe za kilka minut
Louis: Czekam na ciebie w barze mlecznym na twoim osiedlu.
Uśmiechnęłam się do siebie. Jak byłam młodsza, codziennie chodziłam z rodzicami do tego baru. Wspomnienia wróciły. Zmieniłam kierunek marszu.
Otworzyłam drzwi, od małego budynku na rogu. Przy małym stoliczku na środku sali siedział Louis. Wstał, a ja wtuliłam się w jego umięśniony tors. Usiedliśmy przy stoliku.
- Co chcesz do jedzenia - spytał się z uśmiechem na twarzy. Jak ja kochałam ten uśmiech.
- Sałatke warzywną.
- Dobrze. Będziemy tu przychodzić co drugi dzień. Za każdym razem musisz zjeść całą porcje sałatki- od razu zmienił się mój wyraz twarzy.
- Nie możesz tak robić! - krzyknęłam. Kilka osób skierowało wzrok w moją strone - nie mam zamiaru! - wstałam z krzesła i wyszłam szybko z baru.
- Sky! Poczekaj!
- Zostaw mnie! Mam już tego dosyć! Wpychania mi jedzenia na siłe!
- Sky!
- Spierdalaj! - stanął na środku chodnika, a ja szłam dalej. Miałam wszystkiego dosyć. Weszłam do domu i zatrzasnęłam drzwi od pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.
Mój sen... Pamiętam tylko krew, Pogrzeb. Mój pogrzeb. Nikogo na nim nie było. Obudziłam się z krzykiem. Rodzice wbiegli do pokoju. Pamiętam tylko płacz mamy i dźwięk wybierania klawiszy w telefonie. Krótki numer. Przypłynęła fala gorąca. Obudziłam się w zupełnie innym miejscu. Szpital.

~ Kolejny rozdział! Mam nadzieje, że wyszedł w miare okej :3
Tradycyjnie: czytajcie, komentujcie, głosujcie ❤️
( rozdział dodaje bez sprawdzenia :/. Łapie WiFi nad jeziorkiem ;-; )

Slim ThoughtsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz