Rozdział 6

942 29 3
                                    

Głośno parsknęłam mimo moich starań aby tego nie zrobić.

- Czy pani siebie słyszy? - zapytałam śmiejąc się.
      - Tak dziecko - odpowiedziała.
     - Wywołałaby pani wojnę.
     - I tak już trwa. Przez ciebie - dodała.
     - Czy ktoś się atakuje? Nie.
     - Ale może zacząć.
     - To niech zaczyna. Każdy wie że Evans'owie was zniszczą - warknęłam.
     - Jesteś strasznie niewychowana, ty dziewucho!
     - A pani to niby jest? - zapytałam prześmiewczo co chyba było błędem, ponieważ pani Sydney zamachnęła się i walnęła mnie z liścia.

     Przejechałam językiem po górnych zębach i wstałam.
     Spojrzałam na kobietę i ją popchnęłam. Blondynka w ostatniej chwili złapała równowagę i z rozszerzonymi ustami spojrzała na mnie oburzona.

     - Jeszcze raz mnie pani dotknie a nasze rodziny będą miały bardziej nieprzyjazne stosunki niż teraz - warknęłam. - Jeszcze. Raz.
     - Niewychowana smarkula.

     Paznokciem dotknęłam klatki piersiowej kobiety i zaczęłam się do niej zbliżać.

     - Nigdy więcej mnie nie dotykaj ani nie obrażaj.

     Po tych słowach odwróciłam się w stronę stolika.

     - Możemy zjeść gdzie indziej? - zapytałam Diany i Wessa.
     - Tak, chodźmy - zdecydował Wess.

     Przechodząc koło kobiety szturchnęłam ją barkiem przez co po raz drugi straciła równowagę.
      Kątem oka zauważyłam że prawy kącik ust Vincenta wędruje do góry.

******

     - Muszę iść dziś do szkoły? - westchnęłam w kuchni przytulając się do mamy.
     - Tak musisz.

     Głośno westchnęłam i oderwałam się od mamy. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam szklany bidon do którego nalana była woda z cytryną i miętą.
     Obejrzałam się w lustrze poprawiając swoją spódniczkę od mundurka.
     Sięgnęłam po przygotowaną torebkę i klucze od samochodu po czym wyszłam z domu.
     Moje auto stało przed garażem i niebiosom za to dziękowałam.

     Wsiadłam do czarnego Mercedesa G klasy, torebkę położyłam na miejscu pasażera, zamknęłam drzwi i wyjechałam z posesji Evans'ów.
     Jadąc podłączyłam telefon do radia w aucie i puściłam Art Deco, Lany Del Rey.
     Po drodze wjechałam po Wessa i Dianę przez co równo z dzwonkiem wysiedliśmy z auta.

     Całą trójką szybko podeszliśmy do szafek aby wyciągnąć z niej książki od biologii.

*****

     - Czy wy choć raz możecie się nie spóźnić?! - miło powitała nas pani, Lainstreng.
     - Chyba nie - odpowiedziałam.
     - Siadać!

     Cicho westchnęłam i całą trójką zaczęliśmy kierować się do ławki dla trzech osób.

     - Wszyscy się na ciebie patrzą.

     Odwróciłam się aby zlustrować otoczenie, znudzonym spojrzeniem i serio wszyscy się na mnie gapili.
     Głośno westchnęłam i wyszeptałam do przyjaciół:

     - Zajebie tego durnia, serio.

*****

     - Boże, co za durnie - mruknęła Ashley, nasza koleżanka z równoległej klasy. - Cały czas się na ciebie gapią. Ten Vincent wcale nie jest taki przystojny - skomentowała na co energicznie pokiwałam głową.
     - On jest strasznie przystojny! Nie macie gustu - zaprotestowała Diana.
     - O wilku mowa - powiedział Wess. Dopiero po chwili zrozumiałam o co powiedział.
     - Żartujesz sobie, kurwa? - Wyszeptałam gorączkowo.

     Odwróciłam się i zobaczyłam i zbliżającego się Sydney'a.
     Chłopak z ogromnym, prześmiewczym  uśmiechem, zaczął głęboko patrzeć mi w oczy.

     - Evans! - krzyknął na co szybko wróciłam do jedzenia sałatki udając że wcale go nie słyszałam. - Evans.

     Nadal go ignorowałam.

     - Evans - warknął, położył swoje dłonie na moich ramionach i mnie odwrócił przez co siedzieliśmy (on stał) twarzą w twarz.
     - Czego ty kurwa chcesz?
     - Słyszałem że ludzie nie dają ci żyć więc przyszedłem podsycić ploteczki - odparł puszczając mi oczko.
     - No ty sobie chyba żartujesz!
     - Nie, chyba, tylko serio.

     Odepchnęłam od siebie chłopaka i wstałam.

     - Spierdalaj - warknęłam, zebrałam swoje rzeczy i zaczęłam kierować się stronę parkingu.

     Wsiadłam do auta i jak najszybciej wyjechałam z parkingu.
    
     Dopiero na autostradzie zauważyłam że za mną cały czas jedzie Vincent.
     Zauważyłam też że chce mnie wyprzedzić więc szybko przycisnęłam jeden z pedałów.

ValentineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz