Głośno parsknęłam mimo moich starań aby tego nie zrobić.
- Czy pani siebie słyszy? - zapytałam śmiejąc się.
- Tak dziecko - odpowiedziała.
- Wywołałaby pani wojnę.
- I tak już trwa. Przez ciebie - dodała.
- Czy ktoś się atakuje? Nie.
- Ale może zacząć.
- To niech zaczyna. Każdy wie że Evans'owie was zniszczą - warknęłam.
- Jesteś strasznie niewychowana, ty dziewucho!
- A pani to niby jest? - zapytałam prześmiewczo co chyba było błędem, ponieważ pani Sydney zamachnęła się i walnęła mnie z liścia.Przejechałam językiem po górnych zębach i wstałam.
Spojrzałam na kobietę i ją popchnęłam. Blondynka w ostatniej chwili złapała równowagę i z rozszerzonymi ustami spojrzała na mnie oburzona.- Jeszcze raz mnie pani dotknie a nasze rodziny będą miały bardziej nieprzyjazne stosunki niż teraz - warknęłam. - Jeszcze. Raz.
- Niewychowana smarkula.Paznokciem dotknęłam klatki piersiowej kobiety i zaczęłam się do niej zbliżać.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj ani nie obrażaj.
Po tych słowach odwróciłam się w stronę stolika.
- Możemy zjeść gdzie indziej? - zapytałam Diany i Wessa.
- Tak, chodźmy - zdecydował Wess.Przechodząc koło kobiety szturchnęłam ją barkiem przez co po raz drugi straciła równowagę.
Kątem oka zauważyłam że prawy kącik ust Vincenta wędruje do góry.******
- Muszę iść dziś do szkoły? - westchnęłam w kuchni przytulając się do mamy.
- Tak musisz.Głośno westchnęłam i oderwałam się od mamy. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam szklany bidon do którego nalana była woda z cytryną i miętą.
Obejrzałam się w lustrze poprawiając swoją spódniczkę od mundurka.
Sięgnęłam po przygotowaną torebkę i klucze od samochodu po czym wyszłam z domu.
Moje auto stało przed garażem i niebiosom za to dziękowałam.Wsiadłam do czarnego Mercedesa G klasy, torebkę położyłam na miejscu pasażera, zamknęłam drzwi i wyjechałam z posesji Evans'ów.
Jadąc podłączyłam telefon do radia w aucie i puściłam Art Deco, Lany Del Rey.
Po drodze wjechałam po Wessa i Dianę przez co równo z dzwonkiem wysiedliśmy z auta.Całą trójką szybko podeszliśmy do szafek aby wyciągnąć z niej książki od biologii.
*****
- Czy wy choć raz możecie się nie spóźnić?! - miło powitała nas pani, Lainstreng.
- Chyba nie - odpowiedziałam.
- Siadać!Cicho westchnęłam i całą trójką zaczęliśmy kierować się do ławki dla trzech osób.
- Wszyscy się na ciebie patrzą.
Odwróciłam się aby zlustrować otoczenie, znudzonym spojrzeniem i serio wszyscy się na mnie gapili.
Głośno westchnęłam i wyszeptałam do przyjaciół:- Zajebie tego durnia, serio.
*****
- Boże, co za durnie - mruknęła Ashley, nasza koleżanka z równoległej klasy. - Cały czas się na ciebie gapią. Ten Vincent wcale nie jest taki przystojny - skomentowała na co energicznie pokiwałam głową.
- On jest strasznie przystojny! Nie macie gustu - zaprotestowała Diana.
- O wilku mowa - powiedział Wess. Dopiero po chwili zrozumiałam o co powiedział.
- Żartujesz sobie, kurwa? - Wyszeptałam gorączkowo.Odwróciłam się i zobaczyłam i zbliżającego się Sydney'a.
Chłopak z ogromnym, prześmiewczym uśmiechem, zaczął głęboko patrzeć mi w oczy.- Evans! - krzyknął na co szybko wróciłam do jedzenia sałatki udając że wcale go nie słyszałam. - Evans.
Nadal go ignorowałam.
- Evans - warknął, położył swoje dłonie na moich ramionach i mnie odwrócił przez co siedzieliśmy (on stał) twarzą w twarz.
- Czego ty kurwa chcesz?
- Słyszałem że ludzie nie dają ci żyć więc przyszedłem podsycić ploteczki - odparł puszczając mi oczko.
- No ty sobie chyba żartujesz!
- Nie, chyba, tylko serio.Odepchnęłam od siebie chłopaka i wstałam.
- Spierdalaj - warknęłam, zebrałam swoje rzeczy i zaczęłam kierować się stronę parkingu.
Wsiadłam do auta i jak najszybciej wyjechałam z parkingu.
Dopiero na autostradzie zauważyłam że za mną cały czas jedzie Vincent.
Zauważyłam też że chce mnie wyprzedzić więc szybko przycisnęłam jeden z pedałów.
CZYTASZ
Valentine
RomanceRomans pomiędzy nowymi pokoleniami dwóch różnych mafii które są wrogami od wielu, wielu lat. Valentina Evans i Vincent Sydney to niby te same światy ale jednak inne. Żyją w tym samym towarzystwie od dzieciństwa. Wpajano im te same zasady lecz...