Rozdział 42

469 16 2
                                    

Ważna notka pod rozdziałem!

Valentine

     Trzy dni męki. Trzy dni cierpienia, dla całej paczki. Wszyscy tęsknili za naszym promykiem który wychodził po każdej burzy.

      Chęć zemsty na moim dziadku po raz kolejny się nasiliła. Mam nadzieję że stało się to ostatni raz. Nie wiedziałam jaki scenariusz życie dla mnie przygotowało, ale czy mogło być gorzej? Ile jeszcze ważnych osób muszę stracić aby wszechświat zakończył moje cierpienie.

     Po śmierci Abela, odcięłam się od wszystkich. Z nikim nie rozmawiałam. Przeniosłam się do jakiegoś wynajętego apartamentu w sercu LA. Całe dnie spędzałam na oglądaniu filmów, jedzeniu lub spaniu. 

     Szczerze mówiąc, bałam się. Cholernie się bałam tego co mnie czeka, ponieważ dziadek dalej żył, dalej się nie wyniósł. Po części moją winą był jego powrót. Może gdybym nie mieszała się w tą cholerną zemstę na nim... Może nikomu by się nic nie stało? Takie myśli rozpierdalały mnie od środka od równo, trzech dni, trzech nocy, siedemdziesięciu dwóch godzin, czterech tysięcy trzystu dwudziestu minut.

     Miałam cholerną nadzieję że cały ból zakończy się na pogrzebie mamy. Pomszczę ją w tym cholernym kościele, a życie miało dla mnie inny scenariusz. W kościele w którym miałam zbić mojego dziadka, zabito mojego przyjaciela oraz wskrzeszono starą mnie. Valentinę Alice Evans.

    Ktoś myślał że Valentina Evans była zimna i nieprzewidywalna? Nie, nie była. Tą rolą włada Valentina Alice Evans, niby ta sama osoba. Nic bardziej mylnego.

     Dzisiejszy dzień, był ostatnim w którym w jakikolwiek sposób mogłam odpocząć od wszelkiej ludzkości, ponieważ jutro miał odbyć się pogrzeb Abela. Nie byłam na to gotowa jak większość paczki. Przyznaję zdarzyło mi się raz na jakiś czas spoglądnąć na nasz grupowy czat, choć nic nie pisałam. Naprawdę chciałam odizolować się od ludzi w jakikolwiek sposób.

     Na przykład zanim zamknęłam się na cztery spusty w tym apartamencie zapełniłam całą lodówkę jedzeniem, uzupełniłam barek, a do szafek wpakowałam tonę słodyczy.

     W pewnym momencie zaczęłam pić tylko wodę bo tyle ryczałam że bałam się że się odwodnię. Naprawdę. Z piętnastu paczek chusteczek zostało mi tylko pięć.

     Zapewne gdyby Abel żył, właśnie siedziałabym u niego w domu, słuchając jego zboczonych żartów i oglądając jak znów robi coś głupiego. Parę razy, w ciągu tych paru dni zdarzyło mi się specjalnie, zrobić coś głupiego, aby poczuć obecność Abela której zawsze będzie mi brakować. Złapałam też się na tym że, odkopywałam w pamięci jakiś stare żarty Abela. Cholernie za nim tęskniłam i zapewne teraz, gdybym miała czym, wybuchła bym płaczem.

     To co się teraz działo było rzeźnią. Dosłownie. W każdej chwili mogło się okazać że twoje dziecko, zwierzę, małżonek, rodzic został zamordowany, ponieważ w świecie Valentine, rozpętała się wojna.

     Wszystkie wpływowe rodziny widziały śmierć Abela, a takie coś skutkuje wojną. Wszyscy i wszystko się zabija. I pomyśleć że to wszystko zaczęło się od głupiego rzucenia w kogoś szklanką. Myślami powróciłam do tamtego dnia, może nieszczęśliwego, a może właśnie szczęśliwego?

     To Vincent i jego przyjaciele pokazali mi świat, w którym się zakochałam i w którym to, mogłam zapomnieć co na co dzień toczy się w mojej głowie.

     Z zamyślenia wyrwał mnie dzwoniący telefon. Sięgnęłam po niego tylko po to, aby odrzucić numer ale dzwonił do mnie numer nieznany.

     Włączyłam zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłam telefon do ucha.

ValentineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz