Rozdział 34

585 19 6
                                    

Valentina

     O godzinie szesnastej wszyscy z rodziny Vincenta zasiadli do prze długiego, czarnego stołu. Włącznie ze mną.

     - Zanim zaczniemy posiłek - zaczął ojciec Vincenta. - Muszę ci coś powiedzieć, Valentino.

     Gdy usłyszałam słowa pana Marcusa głośno przełknęłam ślinę. Podniosłam wzrok na mężczyznę maskując mój strach.

     - Dostaliśmy informacje że dziś o dwudziestej twój dziadek pojawi się w porcie - westchnął. - W wynajętym magazynie.

     W wynajętym magazynie. W wynajętym magazynie. W wynajętym magazynie.

     To zdanie huczało echem w mojej głowie. Nie potrafię opisać jak ciężko było mi ukryć strach który zawładnął moim ciałem. Straciłam apetyt, patrząc na jedzenie chciało mi się wymiotować.

     Przez głowę przeleciały mi moje wszystkie morderstwa do których zmusił mnie dziadek.

     - Rozumiem że tam pojedziemy? - zapytałam.
     - Naturalnie - odparł. - A teraz zachęcam do jedzenia - uśmiechnął się pocieszająco.

*****

     Przez cały obiad zjadłam może, trzy kęsy każdego z dań.

     - Wszystko dobrze? - zapytał Vincent gdy weszliśmy do jego pokoju.
     - Jak najbardziej - uśmiechnęłam się. - Mógłbyś pojechać po moje rzeczy? Nie mogę pojechać w twojej koszulce - parsknęłam.
     - Wyolbrzymiasz - westchnął. - Wyglądasz pięknie we wszystkim - wyszeptał całując mnie w czoło przez co w moim brzuchu poczułam trzepotanie skrzydeł.
     - Weź bo się zarumienię - zażartowałam.
     - Już to zrobiłaś - parsknął na co złowrogo zmrużyłam oczy.
     - Zaraz ty się zarumienisz.

     Sydney przewrócił oczami i się ode mnie odsunął.

     - A kluczyki od twojego auta? - zapytał.
     - Zostawiłam w twoim aucie.
     - Zaraz wrócę - krzyknął wychodząc z pokoju. Szeroko się uśmiechnęłam i zerknęłam w lustro. Faktycznie się zarumieniłam.

     Co się ze mną dzieje?

*****

Gdy Sydney przywiózł mi moje rzeczy odrazu pobiegłam do łazienki, zdecydowałam ze dziś skorzystam z wanny. Ściągnęłam wszystkie ubrania i odwróciłam się w stronę wanny z zamiarem podejścia do niej.

Wanna nie była pusta bo leżał w niej Vincent.

- Kiedy posypałeś to wodę płatkami róży? - zaśmiałam się wchodząc do wanny.
- Tajemnica.
- Ale z ciebie romantyk - skomentowałam. - Podobają mi się te świeczki - uśmiechnęłam się, w między czasie opierając się plecami o tors Sydney'a.
- Ma się to coś.

Parsknęłam cicho w momencie gdy Vincent obwiązał swoje ręce wokół mojej szyi. Nasz klimat przerwało pukanie do drzwi od łazienki.

- Vincent!! - usłyszałam krzyk Lizzy. - Widziałeś gdzieś Valentine?!

Zaśmiałam się cicho.

ValentineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz