Rozdział 26

620 21 5
                                    

Valentina

     Rano obudziły mnie krzyki rodziców. Wstałam z łóżka i wyszłam na korytarz tylko po to aby pójść na jego drugi koniec by zobaczyć co się stało. Rodzice rzadko kiedy się kłócili a jeśli już to robili to o coś poważnego. Podeszłam do drzwi gabinetu taty i zaczęłam podsłuchiwać.

     - ...Ten stary dziad nigdy więcej nie wejdzie do mojego domu! - krzyczała mama. - Wybaczyłeś mu mimo tego co zrobił! Ja mu nie wybaczyłam! Zrobiliście to oboje bez mojej pierdolonej zgody! - Kolejne niezwykłe zjawisko to to że mama przeklina.
     - Zrobiliśmy to bez twojej wiedzy bo byś się nie zgodziła! Zrobiliśmy to dla naszego dobra! A ty w nawet jednym procencie nigdy nie byłaś wdzięczna!
     - Miałam być wdzięczna za to że odebraliście mi kurwa córkę?! - wywrzeszczała a ja zamarłam. Rozmawiali o dziadku i o mnie...?
     - A co ci ta dziwka przyniesie?! Mogliśmy zjednoczyć się z Sydney'ami! Bylibyśmy niepokonani ale nie bo twoja córka jest nienormalna i rzuciła szklanką w Vincenta! Gdyby te dwanaście lat temu nie wróciła nic takiego by nie zrobiła! Gdyby nie wróciła byłoby lepiej! Kto wie co robi za naszymi plecami?!
    - Mam nadzieje że robi coś żeby cię zniszczyć! Jak możesz się tak o niej wyrażać?! Ona też jest twoją córką!
     - O nie... ja się do niej nie przyznaje - prychnął prześmiewczo ojciec a ja nie wytrzymałam i jak najszybciej wróciłam do mojego pokoju.

     Dlaczego moja matka mnie broniła? Przecież sama mnie oddała. O co jej chodziło z tym że zrobili to bez jej wiedzy? Co zrobili i kto? Tata i... dziadek? Oddali mnie bez wiedzy...? Chcąc nie chcąc wróciłam wspomnieniami do tamtego dnia.

*

     - Valentina! Śniadanie! - usłyszałam wołanie taty więc z ogromnym uśmiechem zeszłam do kuchni.
     - Tatuś! Dziadiuś! Co ty tu robisz? - uśmiechnęłam się i podbiegłam do dziadka aby się przytulić.
- Przyjechałem się pożegnać - odpowiedział biorąc mnie na ręce. Zmrużyłam oczy i spojrzał zdziwiona na dzidka.
- Gdzie wyjeżdzasz? - dopytałam smutniejąc.
- Nie ja - zaśmiał się całując mnie w czoło. - Ty wyjeżdzasz.
- Ja...? A gdzie? Tatuś gdzie jedziemy? - Pisnęłam patrząc z nadzieją na tatę.
- Nie my... tylko ty. - W jego oczach zauważyłam smutek. Nic już nie rozumiałam.
- Alie jak to?
- Przykro mi gwiazdko - uśmiechnął się smutno gdy w domu rozbrzmiał dzwonek. - Idź otworzyć.

Dziadek wypuścił mnie ze swojego uścisku a ja podbiegłam do drzwi. Stało w nich trzech mężczyzn i jedna kobieta. Jednym z mężczyzn i kobietą która trzymała go za rękę byli państwo Sydney.

- Pani Carolina! - Pisnęłam przytulając się do jej nóg. - Pan Marcus! - Przytuliłam parę. Mężczyzna poklepał mnie po plechach a kobieta wzięła na ręce.
- Cześć piękna - uśmiechnęła się ciepło.
- Dzień dobri - uśmiechnęłam się szeroko. - Przyjechałaś się ze mną pobawić lalkami jak obiecałaś?
- Niestety nie... Przyjechałam się pożegnać.
- Dziadziuś też przyjechał się pożegnać - posmutniałam. - Jadę gdzieś z Kane'm?
- Nie, jedziesz sama - odezwał się stanowczo pan Marcus.
- Alie ja nie chce sama - spuściłam głowę. - Chciałabym z bratem.
- Przykro mi mała.
- Czas jechać - odezwał się mężczyzna za nami.
- Kim pan jest? - zapytałam lekko się cofając.
- Zabiorę cię na wycieczkę.
- Samą? Ja chce z bratem! - zaprotestowałam.
- Przykro mi ale nie możesz! Twój brat musi zostać tu - pokazała na dom pani Sydney. - Vincent musi mieć kolegę w swoim wieku.
- Ale dlaczego Vincent nie może pojechać z nami?
- Bo rodzice będą za nim tęsknić - do rozmowy dołączył się tata.
- Ale przecież wrócimy. - Zaśmiałam się a wszyscy prócz pani Coraline zachowali kamienną twarz. W oczach pani Sydney stanęły łzy.
- Dlaczego pani płacze? - zapytałam gdy nagle poczułam jak czyjeś dłonie złapały mnie w talii.
- Czas jechać - oznajmił ktoś za mną.
- Żegnaj Valentino... - Pani Coraline zaczęła płakać. Tak mocno płakać. Nic nie rozumiałam! Nic! Gdzie jadę? Dlaczego sama? Mam tylko pięć lat. Nie mogę nigdzie jechać sama.

Nagle po schodach zaczął schodzić Kane. Gdy zobaczył że trzymam się za drzwi płacząc gdy ktoś ciągnął mnie do samochodu niemal przeskoczył te schody.

ValentineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz