Rozdział 43

467 13 1
                                    

   Ważna notka pod rozdziałem! 

*

  Chwila zapomnienia o wszystkich problemach odeszła w niepamięć gdy Aiden, rozkazał zadzwonić mi do Vincenta, aby powiadomić go o moim „wyjeździe".

- Halo? – odezwał się Sydney zachrypniętym głosem. Przed moimi oczami przeleciały mi nasze wspólne chwilę, przez co mało się nie popłakałam. Ale musiałam być silna. Dla Abela i Mamy.

- Wyjeżdżam. – Powiedział bez ogródek, wypranym z emocji głosem.

- Valentina? Ale gdzie i na jaki czas? – dopytał. – Na jakieś wakacje?

Gardło mi się ścisnęło. Ból powiększył się niemiłosiernie, a miejsce pod piersią zaczęło cholernie szczypać.

- Nie możesz bo wyjeżdżam na stałe – wykrztusiłam. W telefonie nastała głucha cisza.

- Gdzie jesteś? – powiedział po chwili. – Powiedz mi gdzie do cholery jesteś! – warknął.

- Nie mogę – głos mi się złamał. – Nie chcę – poprawiłam się.

- Gdybyś nie chciała to byś nie płakała, a teraz mów mi gdzie jesteś bo po pierwsze, nie możesz zostawić mnie samego, a po drugie... Nie pożegnałaś się.

- Właśnie po to dzwonię, aby się pożegnać.

Pojedyncza łza popłynęła po moim policzku. Moja klatka piersiowa płonęła żywym ogniem. Nie chciałam go zostawić, ale musiałam.

- Gdzie jesteś? – ponowił pytanie. – Cholera Evans, daj mi pięć minut, a będę na miejscu, nawet jeśli jest to drugi koniec świata, tylko powiedz mi gdzie jesteś! – krzyknął błagalnie gdy w tle usłyszałam warkot jego dodga.

Choćbym chciała musiałam się rozłączyć, ponieważ broń przystawiona do mojej skroni, niezwykle mi ciążyła.

- Jadę do ciebie, ale żebym mógł się chociaż pożegnać musisz powiedzieć mi, gdzie do cholery jesteś – powtarzał. – Nie możesz zostawić mnie bez pożegnania.

- Trzy... - Aiden zaczął odliczać. – Dwa... Jeden...

Zanim zdążyłam się rozłączyć usłyszałam głośny strzał. West strzelił bronią w fotel naprzeciwko.

- Zero.

Zanim się rozłączyłam usłyszałam przerażający szept Vincenta.

- Aiden.

Zmartwiona wpatrywałam się w szybę auta. Pieprzony telefon. Przypomniałam mi o wszystkim. O Abelu, mamie, dziadku i o tym że chłopka którego szczerze kochałam, nie odwzajemniał moich uczuć. To bolało. Cholernie bolało. Rozsadzało mnie od środka, sprawiało że chciałam przestać czuć.

Vincent, był moją pierwszą miłością, a raczej nadal nią jest. Ale nie, nie to najbardziej bolało. Najbardziej bolało to że ja nigdy nią nie byłam. Nigdy. Dla Vincenta byłam tą samą dziewczyną co parę miesięcy temu. W jego oczach nie zmieniłam się ani trochę bo pragnął tylko zemsty. Nie mnie, nie mojej twarzy, nie mojego ciała. Pragnął tylko i wyłącznie zemsty.

Jeszcze parę godzin temu stwierdziłabym, że nie ma gorszego bólu niż prawda o tym że chłopak chciał tylko twojego ciała. Teraz twierdzę że owy istnieje i że jest najboleśniejszym bólem. Mogłam stwierdzić że bolało bardziej niż rana postrzałowa.

Moje przemyślenia przerwał głośny warkot silnika. Tym razem wzrok skupiłam na drodze, a nie na drzewach w około. I chyba tego żałuję, ponieważ moim oczom ukazało się auto Sydney'a. Czarny, matowy dodge challengare. Szyba w aucie Vincenta, zaczęła zjeżdżać w dół, ukazując przystojną twarz Vincenta. Aiden nie pozostał dłużny Vincentowi, ponieważ parę sekund później szyba marcedesa zaczęła się obniżać. Ale nie dane mi było zobaczyć wyrazu twarzy Vincenta, gdyby zobaczył moje pełne wyrzutów spojrzenie bo Coraline popchnęła mnie na podłogę, a ona zaraz za mną.

ValentineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz