Rozdział 45

517 15 2
                                    

VALENTINA

1 miesiąc później...

Jechałam na rozpoczęcie mojego ostatniego roku szkoły średniej. Ostatni rok. Jechałam po raz czwarty i ostatni do szkoły na rozpoczęcie tego cholernego roku. Tak jak zawsze. Z jedną różnicą. Jechałam sama, nie tak jak zawsze z wszystkimi. Rodzicami i Kane'em. Jechałam sama. Po śmierci Abela odcięłam się o taty. Nie rozmawiam z nim. A Kane... musiał gdzieś wyjechać w pilnej sprawie. Myślałam że rok rozpocznę z nim ale los mi to zabrał. Jak wszystko – pomyślałam.

Przez ostatni czas odcięłam się od wszystkich. Dni robocze przesypiałam, a weekendy imprezowałam. Sama.

Podjechałam pod szkołę po czym odnalazłam puste miejsce parkingowe. Było ciężko ale jakieś udało mi się znaleźć. Zgasiłam auto, a następnie sięgnęłam torebkę z siedzenia pasażera i naprawdę szybko wysiadłam z auta, ponieważ i tak byłam już spóźniona, a jako przewodnicząca szkoły musiałam wygłosić mowę.

Weszłam na salę i wzrokiem odszukałam moich przyjaciół. Zajęli już miejsca więc szybko do nich podeszłam.

- Hej – przywitałam się cicho, ponieważ dyrektor zaczął już przemawiać.

- W końcu – szepnęła z ulgą Di. – Już myślałam że nie przyjdziesz.

Uśmiechnęłam się lekko. Słuchałam dyrektora, aż w końcu nadeszła pora na mnie. Wstałam z krzesła po czym zaczęłam iść w stronę mównicy.

Położyłam kartkę z przemówieniem na podkładce i spojrzałam na publiczność. Nic specjalnego. Uczniowie, ich rodzice, nauczyciele i inne wysoko postawione osoby. Na pierwszy rzut oka nie widziałam nic co wyróżniało się z tłumu więc zaczęłam przemawiać.

- Wit... - Wtedy go zobaczyłam. Znów poczułam na swoim ciele te brązowe tęczówki. Te które wprawiały mnie w emocje których nigdy nie czułam, za każdym razem nowe.

Moje serce przyśpieszyło, a ręce zaczęły się pocić. Muszę się uspokoić.

- Serdecznie witam wszystkich tu zgromadzonych, Szanowni Państwo, Kochani Uczniowie!

Spotykamy się na rozpoczęciu nowego roku szkolnego. Wakacje dobiegły końca, czas więc wrócić do pracy i nauki. Pamiętajmy jednak, że i jedno, i drugie może być źródłem satysfakcji i radości... - Czytałam z kartki zupełnie nie skupiając się na tym co mówię. Moje myśli były skupione na Vincencie który siedział naprzeciwko mnie, słuchając mojego głosu.

Na drżących nogach opuściłam scenę po zakończeniu przemówienia. Szybko skierowałam się do moich przyjaciół. Musiałam jak najszybciej stąd wyjść. Wzięłam torebkę do ręki po czym odwróciłam się w stronę wyjścia. Później im wszystko wyjaśnię, teraz muszę stąd wyjść.

- Gdzie idziesz? – zapytał Wess. – Myślałem że pójdziemy na jakąś pizzę jak co roku.

- Muszę szybko jechać do domu bo... ymm... Nie wyłączyłam prostownicy! – powiedziałam spanikowana nerwowo się rozglądając.

- Kłamiesz – stwierdziła Diana. – Czemu wychodzisz?

- No prostownicy nie wyłączyłam, przecież mówię – westchnęłam ale gdy zobaczyłam wściekłe spojrzenie przyjaciółki od razu wyznałam jej prawdę. – Po prostu Vincent tu jest, a ja nie chcę go spotkać, okej?

- Kogo nie chcesz spotkać? – usłyszałam jego głos. Nogi zmiękły mi jeszcze bardziej. Tak bardzo brakuje mi jego głosu, jego dotyku, całego jego!

- To ja będę lecieć! Zgadamy się później! – pisnęłam po czym uciekłam.

***

Umówiłam się z Dianą i Wess'em na kolacje o dziewiątej. Naprawdę nie chciałam ich oszukiwać ale nalegali. Odkąd zerwałam z Vincentem nie jestem w stanie normalnie funkcjonować dlatego każdy weekend spędzam w klubie. Nie potrafię inaczej.

Oczywiście na głos bym tego nie przyznała. Jestem okropna. Wystawię przyjaciół bo wolę imprezę na której się najebie lub czegoś naćpam, a na końcu obudzę się rano koło jakiegoś faceta. Zachowywałam się jak dziwka. Zachowywałam się jak przed poznaniem Diany i Wessa.

Krótka, obcisła, czerwona lateksowa sukienka podkreślała moją figurę. Rozpuszczone proste włosy odrzuciłam do tyłu. Na nogi włożyłam czarne szpilki YSL, a następnie wyszłam z pokoju.

***

Wysiadłam z taksówki. Stałam przed ogromnym klubem pełnym ludzi. Oczywiście jak co piątek weszłam bez kolejki. Najpierw podeszłam do baru, zamówiłam parę szotów, a potem poszłam tańczyć. To był mój schemat który wykonywałam co tydzień od rozstania.

Czułam się tak źle w swoim ciele ale i tak to robiłam. Bałam się tego co się ze mną stanie. Żałoba po stracie mamy, Abela, a później Vincenta doszczętnie zniszczyła starą Valentinę. A jej powrót mogłaby spowodować tylko osoba którą straciłam.

Wyrzuciłam z głowy wszystkie myśli pogrążając się w tańcu. Już po chwili jakiś chłopak do mnie podszedł. Nie widziałam jego twarzy ale kojarzyłam jego zapach. Lecz nie mogłam go rozpoznać.

Nie wiem ile tak tańczyliśmy ale przez cały czas chłopak ukrywał swoją twarz. Chwilę później ktoś przyniósł nam shoty które szybko wypiliśmy. I jeszcze parę. I jeszcze. Aż w końcu oboje byliśmy całkiem pijani.

Nie potrafię określić która była to godzina ale było już naprawdę późno. Zaczęliśmy się całować. Chwilę później chłopak dyskretnie wsunął palce pod moją sukienkę

- Pojedźmy do mnie, proszę – jego niski głos rozbrzmiał w moim uchu. Pokiwałam głową niezdolna do wypowiedzenia jakichkolwiek słów.

***

Dopiero w apartamencie doszło do mnie kim był ten chłopak. Był nim Vincent. Ale było za późno. Nie dałam rady zaprotestować. Było mi za dobrze.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 14 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ValentineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz