Rozdział 29

567 16 9
                                    

Vincent

Rano dowiedziałem się że dziś wieczorem organizowane są nielegalne wyścigi. Zdecydowaliśmy że wszyscy się na nie udamy.

     Dwanaście godzin minęło jak pstryknięciem palca.

     O godzinie dwudziestej wszyscy zjechaliśmy się obok samochodu Valentiny i Kane'go. Pierwszy raz widziałem ich w osobnych samochodach

     - Sydney! Ścigasz się ze mną? - zapytała nagle Valentina.
     - Chyba cię dupa boli - parsknąłem.
     - Będzie rewanż! Może wygrasz, nie tak jak wtedy gdy ścigaliśmy pierwszy raz - zarechotała. - To jak? Ściągamy się?
     - Pytasz dzidka czy sra w lesie.
     - Dwudziesta trzecia dwadzieścia - wyrecytowała. - Obydwoje stoimy na starcie. Ani minuty spóźnienia.

Szczerze mówiąc nawet nie liczyłem na wygraną. Pogodziłem się z tym że Valentina jeździ lepiej ode mnie, po prostu zrobie to dla zabawy.

     Zawsze musi być ten pierwszy raz.
    Nawet jeśli ma być ostatni.
     Naprawdę lubiłem jeździć samochodami ale nigdy nie ścigałem się na torze.

*****

Staliśmy całą paczką w kołku, tańcząc w rytm jakiejś hiszpańskiej piosenki. Valentina kręciła biodrami śmiejąc się przy tym w niebogłosy.
     Od kiedy jej śmiech brzmi tak dobrze?
Jeszcze niedawno chciałbym kogoś zabić gdybym usłyszał jej śmiech, a gdybym zobaczył jej uśmiech chciałbym wydłubać sobie oczy a teraz... nie mogę przestać go oglądać. Zapragnąłem wpatrywać się w ten uśmiech godzinami, bez przerwy.
     JA PIERDOLE!

Przecież nic nie piłem. Skąd takie myśli? Uśmiech Evans mi się nie podoba a jej śmiech mnie denerwuje.
Odwróciłem wzrok i zacząłem tańczyć starając się ignorować dziewczynę w pobliżu lecz było ciężko bo cały czas czułem te pieprzone maliny wymieszane z dymem papierosowym.

Muszę przestać o niej myśleć. Muszę znaleźć jakąś dziewczynę. Zamienić Evans z jakąś inną dziewczyną.
     To wszystko zaszło za daleko.
Nasza znajomość zaszła za daleko. Nie możemy. Musimy przestać.

Jakaś dziewczyna na mnie wpadła. Nie pozwoliłem jej się odsunąć co jej się spodobało bo przesunęła swoje wargi do moich i zachłannie się w nie wpiła.
     Szybka jest.

*****

     - Może pójdziemy się czegoś napić? - wyszeptałam w pewnym momencie do ucha brunetki.
      - Jasne - uśmiechnęła się miło i złapała mnie za rękę. Lekko się wzdrygnąłem ale nie zabrałem ręki.
     - Co chcesz do picia?
      - Zrób mi jakiegoś drinka - odpowiedziała a ja pokiwałem głową wyciągając z auta butelkę wódki.
      - A ty czemu nie pijesz? - dopytała dziewczyna gdy zobaczyła że nalewam sobie tylko wody.
     - Przecież będę prowadzić.
      - A no tak! - zachichotała. - Zapomniało mi się. Będę ci kibicować.
      - Jemu nie ma co - usłyszałem śmiech Valentiny. - Ściga się ze mną - odparła dumnie.
      - Oh... No to... sorry Vince - uśmiechnęła się z udawaną skruchą przez co Evans wybuchnęła śmiechem.
      - Valentina - przedstawiła się podchodząc do zielonookiej i podając jej rękę.
      - Wiem - uśmiechnęła się. - Chodziłyśmy razem do pierwszej klasy ale przeniosłam się do innej szkoły. Jestem Scarlett.
      - Nie kojarzę - westchnęła szatynka. - Mam słabą pamięć do imion.
     - Rozumiem - zaśmiała się. - Wtedy raczej byłam cichą myszką. Nie przepadałam za ludzkością.
      - A wy jesteście parą czy coś? - dopytała podejrzliwie Evans. - Pierwszy raz widzę że Sydney trzyma kogoś cały czas za rękę.
      - My? - zaśmiała się Scarlett. - Nie, jakoś tak wyszło z tymi rękami. Lubię jak ktoś trzyma mnie za rękę.
     - To wiele wyjaśnia - parsknęła a w jej oczach rozbłysła ulga.

     W pewnym momencie wpadł na nią pewien mężczyzna.

     - O cholera! Przep... - Gdy mężczyzna spojrzał na Valentine, zaniemówił przez co Evans posłała mu pytające spojrzenie. - Valentina Evans?
- Skąd mnie pan zna? - zapytała marszcząc brwi.
- Twój dziadek to Miles Evans - uśmiechnął się a Valentina na wzmiankę o swoim dziadku pobladła. - Ja jestem Octavian Johanson.
- Nie znam pana - westchnęła.
- Jestem kolegą twojego taty, Williama.
- Przepraszam ale pana nie kojarzę.
- To zapewne znasz moja żonę, Eleanor Johanson i moją córkę, Ophelię. Chodzicie razem do szkoły - wytłumaczył przez co wyplułem wodę którą miałem właśnie połknąć a Valentina zamaskowała śmiech, kaszlem.
- Przepraszam - wymamrotałem.
- Znam Ophelię - uśmiechnęła się. - Powinien pan mieć ją na oku...
- Dlaczego?
- Teraz już pana pamiętam... - zaczęła. - I wiem że ma pan nieskazitelną opinie wśród naszych ludzi a gdyby głowy naszych rodzin dowiedziały się że pana córka miała w ustach więcej chujów niż ja frytek... mogłaby zrujnować waszą reputacje - uśmiechnęła się smutno.
- Co ty mówisz? - zapytał z niedowierzaniem. - Vincent? To prawda to co mówi Valentina?
- Niestety tak.
- Muszę jechać do domu z nią porozmawiać!

Gdy mężczyzna odszedł wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

- Ale z ciebie kapuś, Evans.
- „Niestety tak"? Nie spodobało się? - powiedziała prześmiewczo. - Lepiej szykuj się na przegraną! Za pięć minut start.

Gdy skończyła mówić wsiadła do swojego samochodu i odjechała. Szybko spojrzałem na zegarek. O cholera. Puściłem dłoń Scarlett i wsiadłem do samochodu.

- Zobaczymy się po wyścigu! - krzyknąłem do całej paczki i odjechałem.

*****

Strzał zwiastujący start wyścigu. Razem z Valentiną, ruszyliśmy ze startu z piskiem opon.      
     Ja się serio ścigam.

Krzyki ludzi były przytłumione lecz nadal bardzo głośne.

Nagle Valentina zaczęła zwalniać i nie jeździć prosto. Raz skręcała w prawo a raz w lewo, na prostej drodze.

Co jest kurwa?!

Głośny huk sprawił że zrozumiałem co się dzieje. Odrazu zatrzymałem auto i wybiegłem z niego nie zamykając drzwi.

Chmura Dymu wylatująca spod maski samochodu Valentiny, zaczęła się powiększać.

ValentineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz