Rozdział 11

756 29 8
                                    

Valentina

- Co? - Zapytałam.
- Co? - Odpowiedziała na pytanie, pytaniem Melania.
- No wołacie, Valentina to się pytam, co chcecie - zaśmiałam się.
- Nie śmieszne - skomentował pewien męski głos. Oburzona zaczęłam rozglądać się za właścicielem głosu gdy w końcu go zobaczyłam.
- Co ty tu robisz?
- Kane, mnie zaprosił - odpowiedział Vincent wzruszając ramionami. - Nie mówił ci że na twoim wyścigu złapaliśmy kontakt?

Posłałam bratu mordercze spojrzenie i takim samym wzrokiem spojrzałam na chłopaka którego tak serdecznie nienawidziłam!

- Jasmine, Nicholas, Abel, Di, Wess, Xander, Melania! - Pisnęłam - jak dobrze was widzieć! - dodałam podchodząc do każdej osoby po kolei.
- Mnie nie przytulisz? - zapytał Sydney.
- Spierdalaj!- prychnęłam na co chłopak puścił mi oczko.

Wszyscy usiedliśmy na kanapie.

- Nicholasie Warnerze i Jasmino Melody Lee... możecie się nie całować w obecności tylu osób? - zapytał Alex. Para odsunęła od siebie swoje usta i spojrzała morderczo na Xandera.
- Vincent, a ty nie miałeś przyjechać za jakąś godzinę? - zapytał Abel.
- Miałem ale wolałem zrobić szybciej, niespodziankę Valentinie - odpowiedział z kpiarskim uśmiechem.
- Czemu miałby przyjechać godzinę później? - zapytałam szczerze zaciekawiona.
- Musiał spotkać się z koleżanką - odpowiedział Nic, znacząco poruszając brwiami.
- Pojadę później.
- Mhm, dobra ja muszę iść na górę zadzwonić do kolegi - skłamałam. - I jak chcecie możecie iść dzisiaj ze mną na imprezę.
- Idziemy - pisnęli wszyscy w tym samym czasie.
- Ja odpadam. Jadę do Madelenie - powiedział a mi zrobiło się smutno, ponieważ takie ładne imię ma się marnować na taką sukę.
- To weź ją ze sobą - skomentowałam. - Najwyżej zrobisz ją w aucie albo w łazience - wzruszyłam ramionami. - Ja też biorę kolegę.
- Masz okres, Val - skomentował rozbawiony Kane.
- Wiem, ale on nie ma - mruknęłam i odwróciłam się plecami.

Wchodząc do pokoju, kopnęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko, załamana.
Cholera, co ja mam teraz zrobić?! Nie mam żadnego kolegi w Toki...
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do garderoby w której zostawiłam telefon. Szybko go sięgnęłam i wróciłam do łóżka.
Z głębin moich kontaktów odnalazłam dokładnie ten który szukałam.

- Tak! Theo, nie zawiedź mnie - mruknęłam do siebie wystukując, szybko wiadomość.

DO: Theo <3
Theo! Jesteś jeszcze w Tokio?
OD: Theo <3
Tak, jestem do końca miesiąca, a czego dusza pragnie że pisze?
DO: Theo <3
Musisz, dziś pójść ze mną na imprezę.
OD: Theo <3
Dlaczego?
DO: Theo <3
Zdenerwowałam się i powiedziałam wszystkim że idę z kolegą dzisiaj na imprezę...
OD: Theo <3
Dlaczego się zdenerwowałaś? Nie jest łatwo wytrącić cię z równowagi.
OD: Theo <3
Gadaj w tej chwili!!!

Gdy nie odpisywałam chłopak zadzwonił więc z westchnięciem odebrałam.

- Gadaj, wszystko. Dlaczego, kto, gdzie!
- Muszę...?
- Tak, cholera Val!

Opowiedziałam Teodorowi całą historię a on... zaniemówił.

- Cholera... jesteś zazdrosna o Sydney'a bo ma koleżankę którą pewnie bierze wszędzie gdzie to możliwe, znaczy nie mówię że jedną po ma pewnie takich setki, no ale cholera! Jesteś o niego zazdr-
- Nie jestem do cholery!
- Do dlaczego pomyślałaś że jest suką mimo że jej nie znasz? - zapytał a ja głośno westchnęłam. Spojrzałam też na zegarek i wiedziałam że jeśli chcę się wyrobić muszę zacząć się już szykować. Przełączyłam rozmowę na głośnik i usiadłam przy toaletce.
- Wiesz że dużo osób wyzywam od suk.
- Tylko jak z kimś rozmawiałaś.
- Nie jestem o niego zazdrosna.
- Valentina jest zazdrosna o Vincenta - przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi.

To Vincent.

- Sydney'a...
- Nie jestem...
- Jesteś - mruknął szatyn, opierając się o framugę drzwi z złożonymi na piersi rękami i kpiarskim uśmiechem.
- O kurwa - pisnął Theo. - To ja kończę! Podjadę po ciebie o dwudziestej trzeciej, pamiętaj!

I się chuj rozłączył.

- Nie jestem.
- Jesteś - uśmiechnął się, zamykając drzwi i zaczynając się do mnie przybliżać. Gdy nasze usta dzieliły minimetry wyszeptał: - Jesteś cholernie, zazdrosna.
- Chciałbyś - warknęłam, odpychając od siebie Sydney'a.
- Gdybyś nie była... nie zrobiłabyś tego co teraz - zaśmiał się przyciskając mnie do okna.
- Puść mnie, kretynie.
- Puszczę cię gdy przyznasz że jesteś o mnie zazdrosna - wyszeptał mi w usta. - Nie oszukuj się.
- Nie oszukuje!
- Masz trzy sekundy, jeśli w ciągu trzech sekund się nie przyznasz pocałuje cię.
- Ale... - Burknęłam próbując odepchnąć od siebie chłopaka lecz na marne, ponieważ nad moją głową trzyma moje skrzyżowane nadgarstki.
- Raz... dwa...
- Nie zrobisz tego - warknęłam.
- A właśnie że tak. - powiedział krótko - trzy.

Powiedział a sekundę później wpił się w moje wargi.
Moim największym błędem było oddanie pocałunku.
Cholera jasna!!!

ValentineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz