Rozdział 44

364 15 4
                                    

VALENTINA

Każdy kiedyś miał w swoim życiu moment który miał go doszczętnie zmienić. Mój właśnie nadszedł. To właśnie w tej chwili musiałam zakończyć cudowną choć bolesną część mojego życia. Stałam przed Vincentem patrząc mu prosto w oczy.

Przez długą chwilę staliśmy tak oboje po prostu się w siebie wpatrując. Ale musiałam to w końcu przerwać.

Wyciągnęłam z kieszeni małe pudełeczko. Co się w nim znajdowało?

*

- Vincent? Co robisz? – zapytałam rozbawiona. Staliśmy na plaży podczas cudownego zachodu słońca.

Sydney zawiązał mi jakąś chustę na oczach. Nie wiedziałam co planuje ale mu ufałam więc stałam tam i cierpliwie czekałam.

- Ściągnij chustę – zarządził po dłuższej chwili Vincent.

Gdy zsunęłam opaskę z oczu moim oczom ukazało się pełno czerwonych róż, a obok nich stały pozapalane świeczki. Ale to nie to wzbudziło we mnie największych emocji. Wzbudził je klęczący pomiędzy różami Vincent który w ręku trzymał pudełko z pierścionkiem. Owy widok sprawił że serce niemal wyskoczyło mi z piersi.

- Co ty robisz? – zapytałam niepewnie.

- Chcę spędzić z tobą resztę mojego życia, chcę założyć z tobą swoją rodzinę, tylko z tobą chcę mieć dzieci które będą owocem naszej miłości – zrobił krótką przerwę patrząc tylko i wyłącznie na mnie. – Nie chce nikogo innego, tylko ciebie. Valentino Alice Evans... wyjdziesz za mnie?

Nogi się pode mną ugięły gdy usłyszałam ostatnie zdanie. Oczy wypełniły się łzami, a umysłem zawładnął tylko i wyłącznie Vincent pieprzony Sydney. Nikt inny, tylko on.

Na drżących nogach podeszłam do chłopaka po czym wypowiedziałam te słowa.

- Bałam się że nie zapytasz – wyszeptałam upadając przed nim na kolana. – Oczywiście że za ciebie wyjdę – pocałowałam go.

Vincent oddał pocałunek. Ten pocałunek był pełen emocji. Po chwili opadłam plecami na piasek, a Vincent położył się na mnie krępując moje nadgarstki nad moją głową.

- Plaża jest pusta, nikogo na niej nie ma i nie będzie do godziny dwudziestej drugiej. Proszę oddaj mi się. Tutaj, w tym momencie. Nasz pierwszy raz jako narzeczeni.

Pokiwałam energicznie głową po czym popchnęłam go na plecy.

- Tak, proszę. – Łapczywie przyssałam się do szyi chłopaka.

Szatyn zerwał ze mnie sukienkę, a następnie bieliznę. Nie zostałam mu dłużna, ponieważ po chwili sam był całkowicie nagi. Zarzuciłam w tył włosami gdy mi przeszkadzały. Chłopak przerwał na chwilę pocałunek aby sięgnąć do spodni po prezerwatywę ale przerwałam mu tą czynność pocałunkiem.

- Nie. Wezmę tabletkę. Tym razem chcę cię poczuć całego.

Chłopak przekręcił mnie na plecy przez co tym razem mnie dominował. Nagle, pewnym ruchem we mnie wszedł. Całował moją szyję, twarz i moje piersi oraz usta, płynnie poruszając biodrami.

- Kocham cię – wyszpetał mi do ucha. – Całą ciebie. Kocham cię całym sobą. Kocham twoją doskonałą część i tą niedoskonałą której nie lubisz. Obie kocham tak samo mocno i pokażę ci że obie są cudowne, a ty nie masz wad.

- Też cię kocham – wymruczałam. – Jesteś moją pierwszą i ostatnią miłością, nie zakocham się już nigdy, a jeśli kiedykolwiek to zrobię to nikogo nie zdołam pokochać tak mocno jak ciebie dlatego chcę być z tobą, aż do śmierci.

*

- To była nasza tajemnica, niech tak dalej zostanie – mruknęłam wkładając w dłoń chłopaka pudełeczko z pierścionkiem.

- Dlaczego? – zapytał cicho.

- Znam już całą prawdę i mimo że dalej kocham cię tak samo mocno nie potrafiłabym spojrzeć już na ciebie tak samo – wyszeptałam gdy łzy zaczęły płynąć po moich policzkach.

- Jaką prawdę? – zapytał zdezorientowany.

- Byłeś ze mną z miłości czy chciałeś się zemścić?

Twarz Sydney'a pobladła.

- Valentina, to nie tak – zaczął przerażony. – Daj mi wszystko wyjaśnić.

- Co chcesz wyjaśniać, hm?! To że nigdy mnie nie kochałeś?! To że zabiłeś swojego przyjaciela aby się na mnie zemścić?! To że mi się oświadczyłeś nic nie czując?! Że mnie oszukiwałeś? Że mówiłeś mi słodkie słówka o tym że kochasz obie moje strony tą którą lubię i tą której nie lubię, a prawda była taka że obydwu nienawidziłeś! – wrzeszczałam. – Jak okropnym człowiekiem musisz być że takie coś zrobiłeś, hm? – spojrzałam na niego z wyrzutem. – Odpowiedz mi do kurwy! – krzyknęłam popychając go. – Kiedy zacząłeś swój plan?

Milczał.

- Od kiedy?

- W Tokio.

Mój cały świat z ostatnich miesięcy się posypał. Runął jak domek z kart.

- Kochałeś mnie kiedykolwiek? – wyszeptałam łamiącym się głosem.

Milczał. Milczał jak cały czas.

Odwróciłam się w stronę wyjścia ze szpitala po czym z niego wyszłam zostawiając za sobą moją przeszłość do której tak bardzo chciałam już wrócić. Ale nie mogłam. Nie mogłam tego zrobić. Już nigdy.

ValentineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz