2. Dowcipy i Galleony

44 2 0
                                    


- Harry, Harry! - Było koło południa kiedy zdyszany Ron wpadł na zaplecze sklepu. George i Harrypochylali się nad czymś wyglądającym jak miniaturowa armata, mrucząc przy tym różne zaklęcia. 

-Nie spałem całą noc. 

- Więc odrobiłeś to sobie w dzień. - Mruknął Harry, nie odrywając wzroku od armaty. 

- Nie spałem, bo myślałem – Ron nie dał zbić się z tropu. 

- Braciszku, ty myślałeś? Zrobimy na tym dowcipie Galleony. - Wtrącił George, również nie spuszczając armaty z oka. 

- Jak zgłosisz się do Biura Aurorów, to idę z tobą. 

Harry w najmniejszym stopniu nie zareagował na deklarację przyjaciela, wciąż mrucząc coś pod nosem z różdżką wycelowaną w tajemniczy przedmiot. George za to wybuchną histerycznym śmiechem, odrywając się od dotychczasowego zajęcia. 

- Ty Aurorem? Ron, jesteś dzisiaj skarbnicą dowcipów. Zastanów się co mówisz. Kto o zdrowych zmysłach zrobiłby ciebie Aurorem. - Gestykulując do Rona, nieomal trącił różdżką małą armatę. 

 Harry refleksem szukającego, w ostatniej chwili podbił mu rękę. 

- Uważaj co robisz. Mały błąd i wysadzimy pół Londynu. - Warknął w stronę jednouchego rudzielca. 

- Co to właściwie jest? - Zainteresował się Ron. 

- Wymyśliliście coś nowego od dzisiejszego poranka? Co ten jinks ma robić? - Spytał pochylając się nad armatą i pukając w nią palcem.W ułamku sekundy nastąpiło po sobie kilka wydarzeń. Najpierw świat jakby zamarł, następnie nastąpił donośny huk a całe pomieszczenie wypełniło się różowym dymem. 

- Ron! - Krzyknęli jednocześnie. 

Kiedy dym opadł zobaczyli stojącego przed nimi kaszlącego Rona, który nie odniósł poważnych obrażeń. 

- Cholera, Harry. To jednak działa! Siedzieliśmy nad tym pół dnia, a okazało się, że trzeba było stuknąć. 

- Mhm. Ale mówiłem ci, że przesadziliśmy z wybuchem. - Harry oglądał dokładnie urządzenie. 

- Może, ale efekt jest świetny. Spójrz na Rona. 

- A co ze mną nie tak? - Odezwał się wreszcie przypadkowy obiekt eksperymentu. 

Niewątpliwie urządzenie działało. Przed nimi stał Ron. We własnym ubraniu z burzą rudych włosów. Tyle że zamiast swojej, piegowatej, miał teraz twarz rasowej czarownicy. Kościstej, pomarszczonej, o bladej cerze, długim, haczykowatym nosie z ogromną, włochatą kurzajką na jego czubku. 

- O kurcze. George zrobimy na tym majątek. - ekscytował się Harry. 

- Nie, nie zrobicie. Zdejmijcie to ze mnie! - Ron znalazł na szafce małe lusterko, w którym oglądał efekt prac nad armatą. 

- Dobrze dobrze. Poczekaj chwilę. –Pojednawczo odpowiedział Harry. - Zaraz się tym zajmę. Począł energicznie grzebać w stojącej pod ścianą komodzie. Po chwili szybko się odwrócił, a w pomieszczeniu rozbrzmiał suchy trzask, któremu towarzyszył błysk i obłok szaro białego dymu. - George, sądzisz że Ginny ucieszy się z tego zdjęcia? 

- Na pewno. Musimy też wysłać kopię do Hermiony. Nigdy by nam nie wybaczyły, gdybyśmy pozbawili je tego widoku. - Obaj wynalazcy wybuchnęli gromkim śmiechem. 

- Nikomu nie wyślecie tego zdjęcia! - Ryknął Ron. - Natychmiast mnie odczarujcie! Albo... 

- Albo co braciszku? Zostaniesz Aurorem i nas aresztujesz? - George nadal rechotał, ocierając cieknące po policzkach łzy. - Wyluzuj. Na to nie ma antidotum. Za godzinę samo ci przejdzie. 

DEKADA MAGIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz