7. Ja, Auror

29 2 0
                                    


- Uważasz zapewne, że to zabawne, co? - Robards oglądał ewaluację przygotowaną przez Eryka Pilliusa. 

- Nie rozumiem. - Harry odparł zaskoczony. 

- Nie rozumiesz. Że niby ci nie powiedział, jakie masz wyniki z testów? - Machnął przed Harrym kartką. - Nie wiem jak to zrobiłeś Potter, ale zagiąłeś system. Trudno. Wywalimy cię na następnym teście, a teraz za mną. - Robards był czerwony, jak wuj Vernon, kiedy prowadził Harrego przez rządboksów przeznaczonych dla Aurorów, sapał zaś przy tym jak mała lokomotywa. - Siadaj. - WskazałHarremu mały boks z dala od okna. - To jest twoje stanowisko pracy. Od dzisiaj będziesz siedział wtym boksie i odbierał spływające z kraju raporty na temat podejrzanych wydarzeń. Twoim zadaniemjest, jeśli informacja jest potwierdzona, natychmiast przekazać ją mnie, albo Aurorowi dyżurnemu, jeśli mnie akurat nie ma. Z reszty informacji robisz raport zbiorczy i oddajesz go na koniec zmiany. Jasne? 

- Tak jest. 

- Dalej. Ta mapa, – Wskazał na wielką mapę Wysp Brytyjskich. - nie jest tam dla ozdoby. Jeśli ktoś w kraju użyje, rozrabiając czarnej magii, włącza się alarm, a na mapie pojawi się kropka z nazwą czaru. Większość to bzdury, ale co ważniejsze trzeba sprawdzać. Będziesz też dostawał raporty od Patrolu i Grupy Uderzeniowej, jak kogoś przydybią, a ten sypnie o jednym z naszych poszukiwanych, to nas informują. Jako że jesteś tylko stażystą pracujesz inaczej niż Aurorzy. Masz 12 godzinne zmiany, podczas których masz tutaj siedzieć. A potem dobę przerwy. Możesz się zamieniać i brać 24 godzinne czy dłuższe, mnie to nie obchodzi. Uśniesz - wylecisz, zawalisz - wylecisz. Egzaminy i testy będziesz pisał po skończeniu zmiany. Miłej zabawy. 

Tego dnia Harry spędził w pracy jeszcze 5 godzin. Okazało się, że jego zajęcia będą się skrajnie różniły od jego wyobrażeń na temat pracy Aurora. Nie walczył. Nie śledził. Nie planował ataków nakryjówki czarnoksiężników. Całe dnie Harrego upływały na czytaniu listów przysłanych przez obywateli, którzy „uprzejmie donosili", że ich sąsiad to na pewno trzymał ze śmierciożercami. Alboo takiej jednej Anastazji z Doliny Godryka, co to na pewno „na moim capowatym mężu Imperiusa użyła, bo do tej łachudry się gzić wyprowadził." Pojawiały się też informacje, że ktoś gdzieś tam sobie stoi, oglądając okolicę albo chodzi z kimś innym, pokazując budynki palcami. Ot, zaciekawieni turyści. Na początku każde doniesienie o czarnej magii albo śmierciożercach wymienianych z nazwiska lub tylko opisu, wywoływały w Harrym przyspieszone bicie serca. Potem już tylko się uśmiechał, teraz tylko przepisywał raporty, nie bardzo się nimi przejmując. 
 Zaczarowana mapa milczała jak zaklęta.
Codziennie po powrocie do domu Harry spędzał całe godziny w bibliotece na drugim piętrze między stosami ksiąg zaklęć, wykazami najczęstszych trucizn, kodeksami prawa magicznego i herbariuszami. Czuł się jakby wrócił do szkoły i przygotowywał się do egzaminów końcowych. Tyle tylko, że tym razem egzaminy te nie miały końca. Stosunek Robardsa do Harrego w ciągu pierwszych dwu tygodni pracy nie zmienił się ani na jotę. Robards cięgle miał nadzieję, że sławny Harry Potter jest tylko sławny i obleje kolejny test, a sławny Harry Potter robił wszystko co mógł by testów nie oblać. Udawało mu się to pomimo braku notatek i planów powtórkowych, jakie zazwyczaj przygotowywała mu Hermiona.
Harry przetarł piekące go oczy. Przed godziną wrócił z podwójnej, dwudziestoczterogodzinnej zmiany w Ministerstwie i ponownie zasiadł do nauki. Było to niezwykle nużące, ale wiedział, że tym razem sam pracuje na spełnienie swoich marzeń. Przez całe dwa tygodnie pracy ani razu nie odwiedzał Nory czy ulicy Pokątnej. Udało mu się zamienić jedynie kilka zdań z panem Weasleyem,który pracował na tym samym piętrze. Wymienili się pozdrowieniami i czując na sobie wzrok Robardsa, Harry wrócił do swoich zajęć, czyli nic nierobienia. Kiedy Harry zastanawiał się nad swoją sytuacją, przypominało mu się jak kilka lat temu pani Weasley czekała nocami na powrót swego męża z pracy, zamartwiając się, co się z nim dzieje. Teraz przynajmniej żadna ze wskazówekjej zegara nie wskazywała śmiertelnego zagrożenia, przynajmniej miał taką nadzieję.
Harry wcisnął na nos swoje okulary i wrócił do czytania opisu eliksiru Exinterare, powodującego wywrócenie człowieka na lewą stronę. Nie mógł jednak zapamiętać ani zdania z opisu jego rozpoznawania: „bezbarwny, bez smaku, bez zapachu – tak, nie pachnie jak polne kwiaty – dodany do potrawy niemożliwy do wykrycia." Harry złapał się na czytaniu tego zdania po raz trzeci. Polne kwiaty, skąd u licha polne kwiaty... no tak. Spojrzał na leżącą obok Mapę Huncwotów. Dziewczyny jadły właśnie śniadanie. Zbiegł szybko po schodach na parter, zaklęciem przywołując swoją pelerynę i już po chwili stał na drodze łączącej Hogwart z Hogsmeade. Zaczął się przechadzać w tą i z powrotem, mijali go kolejni uczniowie, zmierzając na sobotni wypad do Hogsmeade, a po Ginnyi Hermionie nie było ani śladu. Żałował, że nie wziął ze sobą Mapy Huncwotów, by sprawdzić co się dzieje z dziewczynami. Czyżby aż tak się uczyły na dwa tygodnie przed świętami, by zrezygnować z wypadu do wioski? Miał już zrezygnować i wpaść w odwiedziny do Rona, kiedy usłyszał za plecami zduszony okrzyk. 

DEKADA MAGIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz