20. Sępy i Hieny

5 3 0
                                    

Lobby Ministerstwa Magii, jak zawsze, o tej porze dnia, pełne było pracowników i interesantów. W dłoni niósł papierowy kubek z kawą, kupiony w pobliskim, mugolskim lokalu. Odwiedzał go tak często, że przemiła, nastoletnia, ekspedientka, przestała dziwić się jego czarodziejskim szatom. Piesdrapał zasady tajności – myślał - nie ma to jak dobra kawa. Nic nie pomagało mu się skupić o poranku, jak dobra kawa. Znieczulała go też na całodzienny stres. Minąwszy punkt kontroli różdżek, ruszył wprost ku windom. Co chwila jego uszu dobiegały pozdrowienia. Część z nich radosna, część pełna szacunku. Tu i ówdzie, czyjaś dłoń, wystrzeliwała w powietrze w geście pozdrowienia. Pozdrawiając pracującą w Departamencie Współpracy Międzynarodowej, tak mu się przynajmniej wydawało, dziewczynę, wrzucił pięć knutów do magicznej gabloty Proroka Codziennego. Urządzenie wypluło w jego stronę, zwinięty i przewiązany sznurkiem pakowym, egzemplarz Gazety. Nie fatygował się nawet, by go rozwinąć. Znajdzie na to chwilę czasu w swoim biurze, przy dobrym Kebabie, przywołanym z knajpki pewnego Turka z przedmieść Bristolu.

Gdy tylko wysiadł z windy, na swoim piętrze Ministerstwa Magii, otoczył go wianuszek dziennikarzy. Nie zdziwił się, stało się to już małą tradycją. W zasadzie, to dziennikarze, którzy byli tutaj stałymi bywalcami, świetnie się z nim znali. Co rano, do znudzenia, powtarzali scenkę teatralną.

- Panie ministrze, prosimy o komentarz. - Albo. - Panie ministrze, co może pan powiedzieć o ostatnich wydarzeniach. - Wołali, tłocząc się wokół niego.

- Bez komentarza. - Odpowiadał, zasłaniając się swoją aktówką. Później, jeśli była taka konieczność. On, lub Percy, organizowali briefing, lub zwyczajnie odczytywali oświadczenie. Dzisiaj jednak, coś było inaczej. Prócz dziennikarzy będących stałymi bywalcami, kręciło się wielu nowych, mniej obytych z panującymi w ministerstwie zwyczajami.

- Panie ministrze. Panie ministrze...

- Bez komentarza.

- Ministrze, co może pan powiedzieć... - Reszta wypowiedzi utonęła w okrzykach pozostałych wysłanników prasy, oraz nieustannym trzasku lamp aparatów.

- Bez komentarza, szanowni państwo. Bez komentarza. - Odpowiadał zasłaniając się aktówką i popijając kawę.

Przy jego gabinecie było jeszcze gorzej. Kingsley wiedział z grubsza, ile w Wielkiej Brytanii jest gazet i czasopism, nawet tych, drukujących kilkadziesiąt egzemplarzy. Do tego dochodziły trzy stacje magicznego radia. Wyglądało jednak, że część z nich przysłało po kilku reporterów, jeśli nie pół redakcji.

- Ministerstwo Magii znów bryluje w prasie, co pan na to? Czy nie przeszkadzają panu, pańscy pracownicy, na szpaltach poczytnych gazet? Prosimy o komentarz, panie ministrze. - Przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Nawet znając powód tego, nagłego, zainteresowania, Kingsley nadal powtarzałby „Brak komentarza". Kiedy przedarł się wreszcie do drzwi gabinetu, drogę zastąpił mu młody reporter.

- Nie wejdzie pan do gabinetu, Kingsley, nim nie odpowie pan na nasze pytania. - Wokół, nad podziw szybko, zrobiło się nad podziw cicho.

Minister przyjrzał się reporterowi z góry, badawczym wzrokiem. Był pewien, że nigdy wcześniej gotutaj nie widział.

- Jak się pan nazywa?- Perry White, Prorok Codzienny. - Odpowiedział, dumny z siebie.

- No cóż, Perry. - Zaczął swoim, spokojnym, głosem. - Sądzę, że zechcesz przemyśleć swoją ostatnią wypowiedź.

Nie wiedział, czy Perry wykazał się spóźnionym rozsądkiem, czy też ktoś dał mu niemą podpowiedź, pospiesznie jednak usunął się z drogi. Kingsley wszedł spokojnie do swojego gabinetu. Dziwił się odrobinę, że nie było Rity Skeeter, ten młody Perry godnie ją jednak zastępował. 

DEKADA MAGIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz