18. Znowu w drogę przychodzi iść, w życie się zanurzyć.

13 3 0
                                    


 - No i mówiłem, stary, że nie ma się czym przejmować. Doprawdy, nie rozumiem czemu tak się spinałeś, przed tym testem. Bułeczka z masełkiem, zaliczone z zawiązanymi oczami. - Ron był rozpromieniony. - Poszliśmy, zaliczyliśmy, a ty wyglądałeś, jakby cię prowadzili na stos.

- Czy ty się nie możesz zamknąć? - Harry miał dość. Dwa tygodnie codziennych treningów, doba nerwówki przed testami okresowymi, a Ron puszy się niczym paw, w przeświadczeniu o swym wyczuciu bojowym. A! No tak. Jeszcze pulsujący ból głowy po uderzeniu średniej wielkości cegłą, w czasie spaceru aurora. - Zwyczajnie w świecie zamilknij, nim pęknie mi głowa.

- Mocno ci przyłożyła ta cegłówka? - Ron z zaciekawieniem zlustrował potylicę Harrego.

- Wcale, pogłaskała mnie czule. - Harry warknął i od razu poczuł, że warczenie nie jest tym, co jego głowa jest w stanie zaakceptować.

- Weź sobie jakiegoś procha, albo coś.

- Wziąłem już, ale to nie działa od razu. - Wszedł do swojego boksu i ciężko opadł na krzesło. - Ech. - Wyczarował sobie wielki worek lodu. - Posiedzę tak sobie, za jakiś czas przejdzie.

- Twoja wola, do miłego. - Ron odszedł sprężystym krokiem, wciąż zachwycony swoim wynikiem. Prawdopodobnie nigdy się nie dowie, jak niewiele brakowało, by tego właśnie dnia przestał być aurorem. Kiedy przed godziną szli na zaliczenie, Harry bał się nie o siebie, ale o to czy Ron zrobił wystarczające postępy. Najwyraźniej, szczęście im sprzyja, póki co.

Jeśli nie liczyć wytężonej pracy, jaką Harry odwalał po służbie na sali treningowej oraz podczas zebrań zespołu, czas mijający od powrotu z Rio, był najlepszym okresem w jego karierze. Ciężko było odpowiedzieć na pytanie, czy spowodowane to było obecnością Rona, dzięki któremu monotonne zmiany stawały się przynajmniej odrobinę ciekawsze, a może chodziło o milczenie ze strony Robardsa. Harry starał się nie rozmyślać nad powodami takiego stanu rzeczy. Najzwyczajniej w świecie rozkoszował się chwilą.

- Potter! - Szczęście nigdy nie trwa wiecznie.

- Tak, szefie? - Robards wyglądał tym razem na szczerze uradowanego.

- Masz się stawić w biurze Weasleya.

- Artura?

- Percy'ego, idioto. - Harry z uniesionymi brwiami popatrzył za oddalającym się szefem. Robards zadowolony? Percy wzywa do swojego biura? Elementy układanki wyraźnie nie pasowały do siebie. Czym Percy mógł uszczęśliwić Gawaina tak, że temu zamiast wyrazu mściwej satysfakcji, na twarzy zagościł szeroki uśmiech. Wychodząc z biura zauważył, że Urquhart jest zagubiony nie mniej, aniżeli on sam. 

Percy jeszcze nigdy nie wzywał go do swojego gabinetu. Po prawdzie, to nigdy nawet nie był w gabinecie Percy'ego, a jego położenie znał czysto teoretycznie. Wysiadając z windy skierował się w lewo, by następnie skręcić w pierwszy korytarz po prawej. Biuro Percy'ego, jak przypuszczał, powinno znajdować się na jego końcu. Idąc długim korytarzem o ścianach pokrytych ciemną dębową boazerią, Harry nadal starał się dojść, co takiego może chcieć od niego asystent ministra. Z rozmyślań wyrwały go odgłosy dochodzące z mijanego składziku. W pierwszej chwili sądził, że się przesłyszał, po chwili jednak z wnętrza ponownie dobiegł go chichot, dziwnie znajomego damskiego głosu i odgłosy przypominające raptowne uderzenia o półki, którym akompaniował brzęk podskakujących na nich przedmiotów.

- Przestań. - Kobieta zachichotała. - Ja już muszę wraca... - reszta wypowiedzi została stłumiona, zapewne przez pocałunek. - Ja już, Achh... Percy! - Jęknęła z rezygnacją, a Harrego zmroziło. Po chwili dało się słyszeć odgłosy lekkiej szamotaniny, nic nadzwyczajnego, gdy do tak małego pomieszczenia wchodzą dwie osoby. Harry zaczął szybko kalkulować swoją sytuację.

DEKADA MAGIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz