- Urlop! Powiedz to jeszcze raz bo chyba się przesłyszałem. – Tak jak Harry podejrzewał, Geogre dostał furii.
- Chciałem wziąć urlop, George. Mam do załatwienia ważne sprawy. - Starał się odpowiadać spokojnym i rzeczowym tonem.
- Idzie noc duchów. Trzeba urządzić sklep w Hogsmeade, a ty sobie urlop wymyśliłeś. Czyś ty na głowę upadł?
- George wiem, że jest masę roboty, ale kiedyś radziliście sobie we troje, to i teraz dacie sobie radę. Muszę załatwić ważne sprawy i to szybko.
- Wybij to sobie z głowy, nie dostaniesz żadnego urlopu! Figę mnie obchodzi co masz do załatwienia. Nigdzie się stąd nie ruszysz! Bierz się do roboty. – Starszy z Weasleyów wskazał mu palcem na stos skrzynek z towarem.
- Nie będziesz mi rozkazywał! Jestem pracownikiem nie skrzatem domowym. – Harry zaczynał tracić nad sobą panowanie.
- Będę ci rozkazywał! Nie zapominaj, że gdyby nie ja, nie miałbyś wcale pracy żeby utrzymać siebie i ten londyński dom. Sam-Wiesz-Kogo nie ma, skończyło się gwiazdorzenie. Czas zejść na ziemię!
- Ja nie miał bym pracy? - Furia wzięła nad Harrym górę – Nie zapominaj kto tu jest INWESTOREM. Gdyby nie ja, nie miałbyś tego sklepu w pierwszej kolejności. Siedziałbyś w swoim pokoju w Norze i zbierał zamówienia z ogłoszeń w Proroku. Jak sądzisz, starczyło by ci na kurteczkę ze smoczej skóry?
George poszarzał na twarzy. Oczy zapłonęły mu rządzą mordu. Wydawało się, że za chwilę rzuci się na Harrego.
- Wynoś się Potter! - Ryknął wskazując na drzwi. - Wynoś się natychmiast. Łaski mi nie robisz tutaj pracując! Jak ci nie pasuje to sobie poszukaj innej pracy. Jutro dostaniesz swoje Galleony z powrotem, Panie Inwestorze!
- Harry, George! - do ogólnej kłótni wtrącił się Ron. - Zwariowaliście! Co w was wstąpiło! Harry, jesteś nam potrzebny. Zostań, chociaż do urządzenia sklepu w Hogsmeade. Ktoś musi pomóc Varity, jak my będziemy tam pracować z Georgem. Tylko do urządzenia sklepu, góra tydzień, potem weźmiesz tyle urlopu ile zechcesz. Prawda George? - Zapytał brata z naciskiem.
- Prawda. - George warknął przez zaciśnięte zęby. - Tylko zostań do urządzenia Hogsmeade. Interwencja Rona zapobiegła poważnemu kryzysowi i pozwoliła obu kłócącym się przyjaciołom ochłonąć. Wciąż wciekli i przekonani o własnej racji George i Harry, wrócili do swoich obowiązków. George zaczął liczyć dzienny utarg, a Harry jako, że zdążył zabezpieczyć magicznie towar przed kradzieżą - co należało do jego obowiązków - jeszcze przed kłótnią, wziął swoją pelerynę i opuścił sklep.
Było już dość późno, więc na ulicy Pokątnej było niewielu ludzi. Większość przemieszczała się między Bankiem Gringotta, a Dziurawym Kotłem, by wrócić do swych domów. Część sklepów, podobnie jak Magiczne Niespodzianki Weasleyów była już zamknięta. Gdzieniegdzie można było spotkać puste witryny po lokalach, których właściciele nigdy nie wrócili. Ulica Pokątna mimo, że podnosiła się z wojennych zniszczeń, wciąż nie odzyskała swego blasku.- Harry! Harry! - Od sklepu biegł ku niemu Ron energicznie machając rękoma.
- Co jest?
- Nie deportowałeś się? - Zapytał zdyszany.
- Nie, chciałem się przejść. Dawno nie miałem czasu na spacer.
- Aha, to może wpadniesz do nas na kolację w takim razie?
- Byłem u was wczoraj i przedwczoraj. Chciał bym wreszcie zjeść coś w domu. Stworek ma zrobić zupę cebulową i paszteciki dyniowe. - W odpowiedzi Ron oblizał się na myśl o zupie cebulowej Stworka.
CZYTASZ
DEKADA MAGII
FanfictionOd zakończenia wojny z Lordem Voldemortem, świat czarodziejów wciąż odradza się z popiołów. Pokój panuje w Hogwarcie, a Harry Potter, legendarny bohater i czarodziej, próbuje znaleźć swoje miejsce w nowej rzeczywistości. Po opuszczeniu siódmego roku...