Dzieci, które nienawidziły magii

10 2 0
                                    


„Miałam pojechać do domu. Miałam rozmówić się z Fleur. Miałam spotkać się z rodzicami i braćmi. Miałam z Georgem ponabijać się z Aurora-Rona. Miałam. Zamiast tego siedzę tutaj, z tymi durnymi książkami".

- Ginny, Ginny! Halo! Ziemia wzywa Ginny. - Przez potok myśli przebił się głos Hermiony. Podniosła na nią wzrok. - No nareszcie, wróciłaś. - Przyjaciółka dokończyła z kwaśnym uśmiechem.

- O co ci chodzi? - Ginny spytała poirytowana.

- Miałyśmy się uczyć, zapomniałaś?

- Przecież się uczymy. - Zamachała lekko podręcznikiem. Waga i rozmiary tomu nie pozwoliły na więcej.

- Nie opowiadaj bzdur. - Ofuknęła ją zdegustowana Hermiona. - Od dobrych dwudziestu minut wpatrujesz się w tą samą stronę.

- Bo od dwudziestu minut staram się pojąć co oznaczają cyfry, na tej stronie wypisane. - Warknęła, rzucając opasły podręcznik Numerologii. - W życiu nie posłucham twoich rad przy wyborze dalszej kariery. Wystarczą mi przedmioty, jakie mi zasugerowałaś.

- Przesadzasz. - Sarknęła Hermiona, nie odrywając oczu od lektury.

- Doprawdy, nie wiem jakim cudem Harry uszedł z aby jedną, paskudną blizną na piersi, podczas gdy ty mu pomagałaś.

- Teraz przesadziłaś! - Rąbnęła, z hukiem, swoim podręcznikiem. - Pomagałam mu jak umiałam i jak mówisz, wyszedł z tylko jedną blizną z tego, w dodatku taką, którą tylko ty masz szanse zobaczyć. Bill nie miał chyba tyle szczęścia, prawda? - Piorunowały się wzrokiem. - Zasugerowałam ci przedmioty, które pomogą ci w dostaniu dobrej pracy w ministerstwie. Nie moja wina, że nie chce ci się skupić choć odrobinę. - Powróciła do czytania.

- Mogłam się dobrze bawić w domu, ale nie. Posłuchałam ciebie i zostałam w zamku. Mam z tego tyle, że na przemian, siedzimy przy książkach, albo włóczymy po korytarzach, sprawdzając czy ktoś nie zamkną Pani Norris w jakiejś zbroi. Tak jakby mnie to obeszło.

- Myślałam, że jesteś miłośniczką kotów. - Hermiona odezwała się ze znikomym zainteresowaniem.

- Kotów, nie tego, konkretnego, zwierzaka.

Faktycznie, trudno było dziwić się frustracji Ginny. Nigdy nie była fanką nauki, choć sprawności umysłu nie można było jej odmówić. Bardziej przypominała swoich braci, bliźniaków. Wiecznie zwiercona, skora do psot, lubiąca ryzyko. Siedząc w zamku, nad stosami książek, kiedy na dworze pięknie przygrzewało słońce, musiała się czuć, niczym więzień Azkabanu.

Uwaga i zamkniętej w zbrojach, Pani Norris, także nie była pozbawiona podstawy. Hermiona, zabrawszy się sumiennie do swego zadania. Godzinami ciągała Ginny po korytarzach, czyhając na najmniejszą choćby oznakę dalszych, „wrogich działań". Jako, że większość uczniów wyjechała na ferie, dewastacja zamku i ataki na mugolaków, niemal ustały. Od czasu do czasu trzeba było jedynie pomagać uwięzionemu w zbrojach kotu. Ten wybryk jednak, trudno było przypisać działaniom sabotażystów, jako że większość uczniów i Irytek, chętnie dopuściła by się takiego czyny.
Natomiast, odstrzelenie głowy posągowi Samotnego Szachisty, podczas gdy obok, w Wielkiej Sali, wszyscy jedli kolację, było nie lada wyczynem.

Tak naprawdę, przez te dwa tygodnie, nie posunęli się nawet o krok naprzód. Wypytywanie przez nauczycieli na nic się nie zdało. Hermiona i Ernie McMillan, także nie mieli się czym pochwalić.

Odnalezienia winnych byli tak blisko, jak ministerstwo wynalezienia samoczarującej różdżki. Raz tylko, niemal udało się kogoś złapać. Idąc na śniadanie, jedynie dzięki refleksowi Ginny, Hermionie udało się uniknąć skręcenia karku od spadającego wprost na jej głowę, kamiennego wazonu z kwiatami. Popędziły wtedy, za znikającym w jednym z portyków sprawcą. Po przebiegnięciu dwóch korytarzy, umknął im w którymś z tajemnych przejść rozsianych po zamku. Kawałek dalej odnalazły jedynie, skuloną w niszy, pierwszoroczną Krukonkę, bełkoczącą, że ktoś wielki gonił ją, strzelając snopami światła. 

DEKADA MAGIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz