BYCIE NASTOLETNIM BOHATEREM jest dość trudne. Dlatego tego dnia, Peter Parker sekretnie będąc Spider-Manem, jechał tym samym autokarem co arahnofobiczka, której włamał się do mieszkania i omawiał z przyjacielem prawdopodobne miejsce, w którym zgubił swoją broń. Zwyczajny, nudny poniedziałek. Przecież ciekawe rzeczy się jeszcze nie zaczęły...
– Czekaj, czyli kiedy ostatni raz ją miałeś był na patrolu, który był trzy dni przed walką z jaszczurem, na której zorientowałeś się, że nie masz jednego z działek? – podsumował Ned, gdy po godzinie jazdy, mieli już ułożony plan miejsc, w których Peter mógł zgubić wyrzutnię sieci. Mimo wszystko, możliwych miejsc nie było jakoś wiele, więc zadanie nie wydawało sie być takie trudne.
– Dokładnie to zorientowałem się godzinę przed walką – wyjaśnił mu pospiesznie przyjaciel – Spanikowałem trochę i zacząłem szukać po mieście jakiś pajęczyn, których JA nie zostawiłem. Niestety nic nie znalazłem.
– A między tymi dwoma wydarzeniami byłeś u Margo i właściwie tyle?
– Dokładnie!
Peter uśmiechnął się do przyjaciela i pochylił się w stronę okna, o które oparł głowę.
– Stary... – Ned wychylił się ukradkiem i spojrzał na Cheryl rozmawiającą z MJ – W takim razie szala prawdopodobieństwa przechyla się na werdykt: To ONA musi je mieć. Wspomniałeś, że ma arachnofobię, tak? W takim razie albo ich jeszcze nie znalazła, albo schowała za pudełkiem ze skarpetkami. Jeśli jest miła, pewnie Ci je odda przy najbliższym spotkaniu. Musisz po prostu do niej wrócić.
– Nie mogę! Obiecałem jej, że to był przypadek i już nigdy się tam nie pojawię! – zaprzeczył szybko, gestykulując wściekle, co wyglądało jakby wykonywał ruchy karate.
Wtedy gorzka prawda dopadła Peter'a. Czy to świat się załamuje, czy to po prostu szczęście Petera – musiał on zgubić działko u Cheryl. Obiecał jej już nigdy nie odwiedzać, więc jak je odzyska?
– Ale przecież jest jakaś możliwość, że to jednak nie jest u niej, prawda? – zapytał niepewnie, a Ned pokręcił głową – No weź, coś na pewno musi być!
Ned westchnął i udał, że głęboko nad czymś myśli, po czym wyliczył coś w notatniku.
– Jest 6,32% szans, że jakiś bezdomny je znalazł i teraz udaje Spider-Mana w jakiejś pustej alejce. Peter, ty dosłownie poczułbyś, że ją zgubiłeś gdybyś był w locie nad miastem! Nie mamy innego wyjaśnienia!
Chłopak już miał coś na to odpowiedzieć, gdy autobus podskoczył, prawdopodobnie przejeżdżając po czymś DUŻYM i zatrzeszczał z sześciu stron. Wydawało się nawet, że kilka okien się rozszczelniło. Peter modlił się wręcz aby nie oznaczałoby to utratę krzywej opony. Jeśli utknęliby na jakimś zadupiu, nie powstrzymałby się i sam wymieniłby tą głupią oponę, podnosząc autobus na jednym palcu.
– Okej, dzieciaki! – Pan Harrison wstał z miejsca i znów, o mało co nie wywrócił się do przodu – Za pięć minut będziemy już w parku, możecie zacząć przygotowywać się do wyjścia. Tylko nie wstawajcie póki autokar jedzie!
Po jego słowach i upłynionych dokładnie trzech minutach, autokar z krzywym kołem dojechał na parking. Gdy Peter razem z resztą uczniów i nauczycielem, opuścili pojazd, nie za bardzo zachwycił ich krajobraz. Zwykle drzewa, nawet nie był to las mieszany. Wszędzie wokół unosił się zapach świerku i sosny, a pod stopami szeleściły igły.
– Świetnie... Myślałem, że ten las nie jest iglasty – mruknął do siebie Pan Clark tak cicho, że tylko Peter go usłyszał dzięki swojemu super słuchowi – Dobra, słuchajcie! – zawołał głośniej i głowy uczniów zwróciły się w jego kierunku – Ja idę rozejrzeć się wokół i znaleźć to muzeum. Możecie się rozejść, ale za żadne skarby nie oddalającie się dalej niż sto metrów od autokaru. I nie wchodźcie do lasu!
CZYTASZ
ARAHNOPHOBIA
Fanfiction𝙋𝙀𝙏𝙀𝙍 zmęczony psującą się reputacją i rolą bohatera przez przypadek myli bloki i dochodzi do zdarzeń, które albo pomogą albo popsują mu bardziej wizerunek. ❝Chciałem trochę odpocząć, okej? Czy nie istnieje możliwość jednego dnia, JEDNEGO DNIA...