osem | nienawidzę tego miasta

227 21 3
                                    

Następnego dnia chłopcy i ,,mój' Bojan mieli swoją pierwszą pre-party. Byłam z nich cholernie dumna że w tak krótkim czasie osiągnęli tyle. Prosiłam Krisa aby wysyłał mi cały czas zdjęcia co u nich.

Za to ja stwierdziłam że odwiedzę rodziców. Takim sposobem stałam o 5.30 na stacji kolejowej czekając na pociąg. Mimo tego że spałam może max 4 godziny byłam bardzo wypoczęta.

Rozmowa z Bojanem dzień wcześniej nie zakończyła się ani dobrze ani źle. Wydawało mi się że chłopak był świadomy tego że minimalnie mi się podoba.

Ja z resztą też.

Po kilku minutach podjechał mój pociąg. Znalezienie mojego przedziału było trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Błądziłam po pociągu kilka minut po czym zajęłam miejsce. Mimo tego że miałam się zobaczyć z rodziną dopiero za dwa tygodnie chciałam im zrobić małą niespodziankę. Rozgościłam się w moim przedziale który na moje szczęście całą drogę był pusty. Z racji że czekały mnie ponad 2 godziny jazdy stwierdziłam że to będzie idealna pora na małą drzemkę.

Takim sposobem gdy się obudziłam byłam już praktycznie w Madrycie. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu gdzie było dziesięć wysłanych zdjęć od Krisa. Na kilku był sam zaspany w łóżku na następnych z Bojanem i chłopakami ogarniającymi się. Odpisałam mu na każde ze zdjęć po kolei po czym oddałam się muzyce lecącej w słuchawkach i widokom za oknem. Kilka minut później stałam już na dworcu w centrum Madrytu.

Tak bardzo nienawidziłam i kochałam to miasto.

Poszłam do pierwszego lepszego fast fooda z nadzieją zjedzenia czegoś ponieważ nie jadłam praktycznie nic od wczoraj a nie chciałam zemdleć w metrze. Zjadłam lekkie śniadanie w McDonalds i udałam się do stacji metra. Mimo upływu czasu rozkład znałam na pamięć. Nie minęło 10 minut a mój pociąg podjechał na stację. Wsiadłam do niego wcześniej kupując bilet. Kilka przystanków dalej musiałam już wysiąść jeżeli chciałam jak najszybciej spotkać moich rodziców.

Po 20 minutach spaceru udało mi się dostać pod mój rodzinny dom. Jednak coś mi w nim nie pasowało. Na podjeździe były trzy auta. Nikt mi nic nie wspomniał że kupili następny samochód.

Weszłam na ganek po czym zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Czekałam kilka sekund po czym drzwi otworzył mi mój tata. Nie zdążyłam nic powiedzieć kiedy mężczyzna mocno mnie przytulił tak jakby ukrywając za sobą resztę domu. Usłyszawszy to moja mama dołączyła do nas. Takim sposobem staliśmy w trójkę przytulając się. Jednak to był jakiś dziwny przytulas.

- Dziecko co ty tutaj robisz? Przecież miałaś być w Barcelonie - zaczęła moja mama w momencie w którym udało jej się wywiązać z uścisku.

- No wiecie wpadłam tak na jeden dzień. - patrzyłam na moją mamę a następnie na mojego tatę. - Widzę że nie cieszycie się jakoś mocno. Coś się stało?

- No wiesz Katrina. Twój brat poprostu ma jakby to powiedzieć. Niespodziewanego gościa - odrzekł mój tata po czym na schodach pojawił się Patrick razem z Marcusem.

Marcus jebany Miller.
Stałam jak wryta patrząc na niego.
Dlaczego on tu jest?
Co on robi z moim domu?
Tak dużo pytań. Tak mało odpowiedzi.

Nie wiedziałam nawet kiedy puściłam moja torbę a większość rzeczy z jej rozsypała się po ganku. Patrzyłam mu prosto w oczy. On uśmiechał się do mnie. W ten charakterystyczny wkurzający sposób. Mój oddech zaczął drżeć. Ja z resztą też.

- Chyba mogłam do was zadzwonić że chce was odwiedzić - zebrałam swoje rzeczy i powiesiłam znowu torbę na ramieniu - Będę chyba wracać. - odwróciłam się ale chwilę później poczułam jego dłoń na ramieniu.

𝗣𝗢𝗟𝗔𝗥𝗢𝗜𝗗 | BOJAN CVJETIĆANINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz