petnajst | dom

206 22 7
                                    

Stałam przed lotniskiem. Z każdą minutą byłam bliżej powrotu do domu. Cały czas czułam jak w mojej krwi pulsuję alkohol z poprzedniego wieczoru.

Wieczoru pogodzenia się z Bojanem.
Tak mi się wydaję.

W momencie w którym na niego spojrzałam on tylko uśmiechnął się wyrażając skruchę. Uznałam to za całkiem słodkie. Z resztą takie też było.

Tuż po ich powrocie do Słowenii chciałam z nim porozmawiać. Jednak nie spodziewałam się że będę mieć okazję zrobić to wcześniej.

- Bojan leci z tobą - Usłyszałam głos Nace tuż po mojej lewej. Jakby automatycznie moje całe ciało zdrętwiało.

- Jak to Bojan leci ze mną. - Spojrzałam na chłopaków stojących za mną. Wszyscy wlepiali swój wzrok we mnie. Oprócz mojego ulubionego ciemnookiego szatyna.

- Z racji że lecę z chłopakami do Amsterdamu to ktoś musi mieć na ciebie oko żeby nic ci się nie stało. - Gaja przez cały czas uśmiechała się słodko stojąc oparta o ramię Jana.

Zlustrowałam wszystkich wzrokiem. Od wczorajszego wieczoru nie rozmawiałam z nim. Nie poukładałam sobie w głowie scenariusza naszej rozmowy. Nie byłam na to jeszcze gotowa.

- Przecież nie jestem małą dziewczynką. Dam sobie sama radę. - Przybrałam grymas na twarzy powoli puszczając swoją walizkę.

- Ostatnio jak sama wyszłaś nie skończyło się to najlepiej. - Dogryzł mi Kris. Wiedziałam że sprawia mu to przyjemność szczególnie dlatego że jak później się okazało to on zaproponował szatynowi ,,pilnowanie mnie".

Przewróciłam oczami podchodząc bliżej grupy. Za niecałe dwie godziny miałam a dokładniej to mieliśmy lot do Lublany a ja chciałam na niego zdążyć.

Chciałabym w końcu poczuć dom.

- Miło było moi drodzy ale chyba musimy już zmykać.- Kątem oka spojrzałam na Bojana który był wpatrzony w ekran swojego telefonu.- Bardzo chcę wrócić do domu.

Pożegnałam się z każdym z osobna aż w końcu nadeszła pora na Bojana Cvjeticanina. Pociągnęłam go tylko za rękaw bluzy w stronę wejścia do lotniska. Nie odzywaliśmy się do siebie. Prowadziłam go przez wszystkie rzeczy które musieliśmy zrobić aby dotrzeć do miejsca oczekiwania na nasz samolot.

Przez cały czas ukradkiem wymienialiśmy się spojrzeniami ale nic poza tym. W końcu udało mi się uwolnić spod jego ,,objęć" i pobyć trochę sama ze swoimi myślami. Usiadłam tuż przy oknie przyglądając się pojedynczym samolotom które przygotowywały się do odlotu.

Szatyn chyba nie zrobił nic złego.
Może powinnam mu wybaczyć?
Przecież to Marcus go zmanipulował.
Tak mi się wydaję.
Chociaż może jego wczorajsze słowa były prawdziwe.
Może żałuje i chce naprawić swój błąd.

Z moich rozważań wyrwał mnie dotyk na barku. Spojrzałam szybko w tą stronę trochę bojąc się że to znowu Marcus. Dobrze że był to tylko mój ulubiony ciemnooki szatyn. Wskazał na wejście na pokład które było otwarte już od kilku minut. Wzięłam swoją torbę na ramię i wyminęłam go idąc w stronę kolejki ludzi.

Po kilkunastu minutach siedziałam już w samolocie. Na moje szczęście lub i nieszczęście Bojan siedział praktycznie po drugiej stronie samolotu przez co miałam prawie dwie i pół godziny luzu od rozmów. Mogłam się przygotować na poważną rozmowę z nim.

Przez większość lotu siedziałam wpatrzona w widoki za oknem lub słuchaniem muzyki. Nie umiałam skupić swoich myśli na niczym składnym co mogłabym mu powiedzieć.

𝗣𝗢𝗟𝗔𝗥𝗢𝗜𝗗 | BOJAN CVJETIĆANINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz