Minął trochę ponad miesiąc od Eurowizji. Chłopaki przez ten czas mieli na prawdę ogrom koncertów. Za kilka dni mieli swój pierwszy koncert w Belgradzie. Ich letnia trasa koncertowa ciągle poszerzała się o kolejne występy. A rzesza ich fanów w ciągu kilku tygodni wzrosła o kilkaset tysięcy ludzi.
Duma mnie rozpierała.
Leżałam w ramionach mojego ulubionego człowieka w swoich mieszkaniu. Kiedy tylko mogliśmy spędzaliśmy czas razem. Nawet jeżeli było to leniwe przesiadywanie i totalne nic nie robienie.
- Zgłodniałam. - Stwierdziłam patrząc się przez okno mojego mieszkania ciągle kurczowo tuląc się do chłopaka.
- No to gotujemy ci jedzenie. - Poczułam jak rusza się z jego dotychczasowego miejsca i idzie w stronę kuchni. - No co? Jest już po 21 raczej żadna restauracja nie jest otwarta.
Weszliśmy obydwoje do kuchni. Szatyn zaczął szukać czegoś z czego dało by się zrobić coś do jedzenia. Prawda jest taka że rzadko kiedy robiłam sobie sama jedzenie. Umiałam to robić jednak po sytuacji w której prawie spaliłam mieszkanie miałam do tego małą zrazę.
- Robimy pizzę. - Postanowił ciemnooki na co ja przystałam.
Zaczął mi dokładnie dyktować składniki których potrzebujemy a ja grzecznie po kolei je wyciągałam na blat. Chłopak wziął się do robienia wszystkiego po kolei. Ja mu tylko pomagałam. W momencie w którym wsypywałam mąkę do miski dużą część z niej przez przypadek wysypałam. Spojrzałam w stronę Bojana. Po chwili obydwoje zaczęliśmy się śmiać. Szatyn zabrał trochę proszku i mazną mnie po twarzy. Zmarszczyłam nos i praktycznie zamknęłam oczy kichając.
- Jak ty słodko kichasz. - Zmienił głos na bardziej piskliwy. Zachowywał się jak napalona nastolatka.
- Nie zesraj się Cvjeticanin. - Przewróciłam oczami biorąc trochę wysypanej mąki do ręki i rzucając w chłopaka.
Jego ciemne włosy od razu zmieniły kolor na biały a twarz skrzywiła się. Uniósł sugestywnie brwi i tym razem on cisnął we mnie garstką jasnego proszku. Robiliśmy tak dopóki wysypana mąka nie skończyła się a my nie przypomnieliśmy sobie że mieliśmy robić jedzenie.
Tak w końcu po ponad godzinie udało nam się przygotować dwie pizzę w kształcie serc. Moja była zdecydowanie mniejsza od tej chłopaka. Po prostu myślę że nie zjadłabym aż tyle. Obydwoje usiedliśmy na moim balkonie i wspólnie jedliśmy przyrządzony przez nas posiłek. Siedziałam oparta o bok chłopaka trzymając swój talerz na kolanach. Nagle poczułam jak chłopak delikatnie się pochyla i odstawia swoje naczynie na stolik.
- Napiszę ci coś na plecach a ty musisz zgadnąć co okej? - Zaproponowałam po dokończeniu swojej pizzy. Chłopak tylko przytaknął odwracając się tyłem do mnie . Zaczęłam delikatnie i powoli kreślić pojedyncze literki na plecach szatyna.
- Anata ga suki. - Odwrócił się w moją przez co spotkał tylko mój głupkowaty uśmiech. - Teraz moja kolej.
Posłusznie odwróciłam się tyłem do niego odganiając swoje brązowe włosy na przód. Poczułam jak teraz on pisał coś na moich plecach. Jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze.
- Watashi mo. - Odwróciłam się w jego stronę i złożyłam czuły pocałunek na jego miękkich ustach.
Smakował sosem pomidorowym i salami. I tak go kochałam. Chociaż tak na prawdę nigdy sobie tego nie powiedzieliśmy. Oprócz tej jednej wiadomości którą chłopak napisał mi podczas Eurowizji.
- Masz rower? - Spojrzał na mnie z iskierkami w oczach.
- No mam ale jest schowany w tym budynku przed blokiem. Czemu pytasz? - Próbowałam wyczytać cokolwiek z jego twarzy jednak nic mi to nie dawało.
- Zróbmy sobie przejażdżkę rowerową. Teraz. I tak przyjechałem rowerem. - Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam kręcić głową z niedowierzaniem.
- Jesteś głupi czy głupi? - Znowu spojrzałam na niego jednak on mówił całkowicie poważnie.
Błagalnie przewróciłam oczami i zaprzestałam na jego propozycję. Takim sposobem niecałe 15 minut później obydwoje staliśmy przed ,,szopą" i próbowaliśmy wyciągnąć mój rower z niej. Minęło trochę czasu odkąd ostatni raz go używałam więc był lekko zardzewiały jednak ciągle dało się na nim jeździć.
Wyruszyliśmy w naszą małą podróż chwilę przed 23. Lublana za dnia była cudowna za to nocą magiczna. Puste i ciche ulice oświetlały przydrożne lampy. Całą wyprawę prowadził szatyn ponieważ on o wiele lepiej znał miasto. Jechałam tuż za nim ciesząc się spokojem i towarzystwem ciemnookiego.
Wjechaliśmy do pobliskiego parku. Chciałam wiedzieć dlaczego tu jesteśmy. Bojan wyglądał jakby miał to zaplanowane. Prawda była taka że improwizował. Zostawiliśmy swoje rowery w miejscu przeznaczonym do nich. Zaczęliśmy spacerować między drzewami.
Spojrzałam w stronę pustej ulicy gdzie chwilę później zaciągnęłam Bojana. Cały czas dokładnie przyglądał się moim czynom. Poprosiłam go o jego telefon ponieważ swój miałam praktycznie rozładowany. Uruchomiłam urządzenie a moim oczom ukazało się nasze wspólne zdjęcie zrobione podczas spontanicznego wypadu nad morze. Włączyłam Spotify'a i uruchomiłam naszą wspólną playlistę. Piosenką jaka się puściła było Apocalypse od Cigarettes After Sex.
Już wtedy wiedziałam że ta piosenka zostanie z nami na długo.
Szatyn na początku wyglądał na delikatnie zmieszanego. Zaczęłam się bujać na boki. Po chwili dołączył do mnie. Takim sposobem tańczyliśmy o północy na pustych ulicach Lublany.
- Your lips, my lips. Apocalypse. - Szepnęłam śpiewając tekst piosenki i delikatnie go pocałowałam.
Czułam się jak w niebie.
Wszystko się układało.
Tak jak powinno.W między czasie udało zrobić nam się wspólne zdjęcie za pomocą instaxa którego wziął chłopak. Zaczęło robić się chłodniej więc obydwoje wróciliśmy na naszych rowerach do mojego mieszkania wcześniej chowając je w budynku obok bloku. Przy okazji totalnym przypadkiem zrobiliśmy duży hałas i całkiem możliwe że pobudziliśmy sąsiadów. Było chwilę przed pierwszą gdy weszliśmy do mojego ciepłego lokum.
Żadnemu z nas nie chciało się spać więc znowu wróciliśmy do leniwego leżenia na kanapie. W tle leciała nasza ulubiona składanka piosenek. Powoli przeglądałam Pinteresta gdzie natknęłam się na tutorial na zrobienie pierścionków z papieru.
- Zaraz wrócę. - Uwolniłam się spod objęć chłopaka i pobiegłam do swojej sypialni.
Pośpiesznie szukałam pastelowych kartek które miałam schowane w jednej z szuflad w biurku. Kiedy je znalazłam przycięłam do odpowiedniej długości i zaniosłam do salonu gdzie czekał na mnie Bojan. Leżał przeglądając filmiki z ich ostatniego koncertu. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Pomachałam mu kartkami na co on tylko zmrużył oczy.
- Patrz. - Znowu położyłam się obok niego i pokazałam mu filmik który znalazłam. - Robimy to.
- Teraz?
- Teraz. - Odparłam i dałam mu karteczkę.
W tym samym czasie zaczęło lecieć Paper Rings od Taylor Swift jakby to było przeznaczenie. Powoli każde z nas składało swój kawałek papieru. Dokładnie tak jak w instrukcji. Bojan kilka razy musiał zaczynać od nowa bo mu nie wychodziło. Jednak po kilku próbach wszystko się udało i miał gotowy swój papierowy pierścionek.
- Darling, you're the one I want, and I hate accidents except when we went from friends to this - Zaśpiewał tekst piosenki patrząc mi prosto w oczy.
- Darling, you're the one I want, and Paper rings and picture frames and dirty dreams . Oh, you're the one I want - Dokończyłam śpiewać przez co on chwycił mnie za dłoń i włożył swój papierowy pierścionek na serdeczny palec u prawej ręki.
Tam gdzie nosi się zaręczynowy.
Przytuliłam się do jego klatki piersiowej wsłuchując się w rytm jego serca. Biło spokojnie. Czułam jak podnosi się za każdym oddechem. Uspokajało mnie to. Dodatkowo zaczął powoli bawić się moimi włosami. Przymknęłam oczy oddając się przyjemności jaką miałam ze snu.
To wszystko było dla mnie idealnym snem.
CZYTASZ
𝗣𝗢𝗟𝗔𝗥𝗢𝗜𝗗 | BOJAN CVJETIĆANIN
FanfictionNajlepsza przyjaciółka Krisa Guština, Katrina startuję w słoweńskich preselekcjach do Eurowizji. Konkuruje z zespołem chłopaka. Czysto teoretycznie uważa ich tylko jako konkurencję jednak sprawy zaczynają się komplikować tydzień po ogłoszeniu wynikó...