PROLOG

9.7K 190 7
                                    

poprawiona wersja :)

POV: LAUREN ANDERSON

30.06.2003 Lauren wiek: 6

Dziś u mnie świeciło pięknie słoneczko. Dostałam od babci niebieską sukienkę w kwiatuszki i babcia zrobiła mi dwa warkoczyki. Moja mamusia i tatuś są bardzo ważnymi ludźmi ponieważ pomagają dobrym a dają kary złym. Kochają swoją pracę, ale chciałabym aby więcej ze mną spędzali czasu. Bawi się ze mną moja babcia Beti.

Mieszkała na początku w Nowym Jorku w takim dużym mieście z olbrzymimi domami, podoba mi się tam. Teraz mieszka z nami i bawi się ze mną jak rodziców nie ma. Kocham ją bardzo mocno.

Czasami czuję, że moi rodzice mnie nie kochają. Nie mam rodzeństwa, tato mówi, że jedna gwiazda mu wystarczy. Za to mam najlepszą przyjaciółkę Carmen. Ma takie śliczne rude włosy ale inne dzieci w przedszkolu się z niej śmieją, przez co jest jej przykro.

Mieszka dwa domy ode mnie, więc często się bawimy. Carmen też nie ma rodzeństwa, ale bardzo chciałaby mieć braciszka. Jej tato umarł gdy była malutka. Mieszka z moją ukochaną ciocią Eve.

Dzisiaj wprowadzili się nowi sąsiedzi do domu obok. Widziałam tylko jednego chłopca. Przyglądałam się im zza płotu, bawiąc się na kocu rozłożonym przez moją mamę. Chłopak wygląda na starszego ode mnie.

- Cześć! – krzyknął do mnie zza płotu. Troszkę mnie przestraszył – Jestem Rafael, koledzy mówią mi Raf i ty też możesz – powiedział te słowa i zbliżył się bliżej płotu, obserwując mnie z uśmiechem.

- Cześć, jestem Lauren – odpowiedziałam wstając z kocyku – a moja przyjaciółka mówi na mnie Lara albo Lau – powiedziałam po czym podałam mu swoją dłoń na przywitanie. On wyciągnął swoją i razem zbiliśmy sobie żółwika. – Skąd się przeprowadziłeś? – zapytałam zaciekawiona. Babcia mi mówi że jestem ciekawska ale ja nic nie rozumiem.

- Z Madrytu. Mój tata dostał awans w pracy, więc się tutaj przeprowadziliśmy. – powiedział.

- A gdzie jest Madryt? – zapytałam znów zaciekawiona

- W Hiszpanii. Jestem Pół Hiszpanem, a pół Amerykanem. Moja mama pochodzi z Hiszpanii, a tata z Nowego Jorku. – odpowiedział zadowolony.

- Rafael, chodź rozpakuj swoje rzeczy w swoim nowym pokoju. – krzyknęła z domu jego mama.

- No cóż, muszę już iść. Mam nadzieję, że jeszcze pogadamy. To cześć! – powiedział z uśmiechem na twarzy i poszedł do domu.

Nie wiem czemu już mu nie odpowiedziałam. Ale poczułam się dziwnie. Jakbym już go znała.

Jednak jeszcze wtedy nie wiedziałam co nam się przydarzy.

14.09.2009 Lauren wiek: 12

Carmen zachorowała więc nie ma jej dziś w szkole. Nie mam innej koleżanki, z którą mogłabym spędzić wolny czas przerwy w szkole. Więc wyciągnęłam książkę z plecaka, którą kupiła mi moja babcia i zaczęłam czytać kolejny rozdział. Nagle moja książka znalazła się prawie na środku korytarza. Modliłam się, żeby to nie był on.

Ale jednak to był on. Stał przede mną Jacob Willson z równoległej klasy. Okropny idiota i męczyciel młodszych. Nie wiem czemu znów się mnie uczepił. Nic mu nie zrobiłam.

- No brzydulo, spadaj z tej ławki bo akurat chcę tutaj usiąść. – powiedział po czym nagle zniknął mi z pola widzenia. Bo oberwał. Dostał po twarzy.

Dostał od Rafaela Jonesa. Mojego sąsiada i najlepszego przyjaciela, który jest ode mnie trzy lata starszy.

- Jeszcze raz usłyszę, że ją zaczepiłeś, lub powiedziałeś coś niemiłego w jej stronę. Inaczej sobie pogadamy Willson. – powiedział mega wkurzony. – Chodź Lara – wziął mnie za rękę i podeszliśmy razem po książkę. Willson nie odważył się mu oddać, bo był młodszy i o wiele mniejszy od niego. – Nic się nie stało? Zrobił ci coś?

- Nic mi nie zrobił, wszystko okej. Dziękuję – odpowiedziałam, dając mu po kryjomu buziaka w policzek. Na ten gest on się zarumienił.

20.07.2012 Lauren wiek: 15

Mimo młodego wieku - bo ja aktualnie mam piętnaście lat, a Rafael prawie osiemnaście - byliśmy blisko. Nigdy nie powiedzieliśmy sobie że siebie kochamy. Jednak darzyliśmy siebie czymś więcej niż miłością. Pierwszy pocałunek w policzek dałam mu po sytuacji z tym zjebem. A taki pierwszy pocałunek już w usta był wczoraj. Siedzieliśmy razem z parku wieczorem na kocu.

Oglądaliśmy gwiazdy. Moi rodzice nawet nie zauważyli, że wyszłam, a babcia wróciła rok temu do Nowego Jorku. Codziennie rozmawiam z nią przez telefon, opowiadając o całym dniu. Bardzo polubiła Rafaela. Zawsze mówił jej dzień dobry i pytał jak się dzisiaj czuje, a ona wiecznie karmiła go czekoladowymi ciastkami. Czasem wieczorami pytał ją jak wytrzymuje z tą wariatką pokazując palcem na mnie.

Patrząc w gwiazdy, położyłam swoją głowę na jego tors. On jedną ręką objął mnie, a drugą położył na moim policzku, skradając z moich ust pocałunek. Miałam takie motylki w brzuchu. Mój cały świat zwariował.

Jednak, dziś ten świat upadł.

Dzwoniłam do niego może z dziesięć razy. Za każdym razem włączała się poczta głosowa. A ja głupia się do niej nagrywałam. Byłam u niego w domu ale nikt nie otwierał. Martwiłam się, bo wczorajszy wieczór był cudnowny. Myślałam, że coś więcej się wydarzy, gdy skończę szesnaście lat.

Jednak dwie godziny później przyszedł listonosz i zostawił w skrzynce listy. Wzięłam je, gdyż moi rodzice byli jeszcze w pracy i poszłam do kuchni. Gdy usiadłam na krześle przy wysepce kuchennej, przeglądałam każdy list czy żaden nie jest dla mnie. Babcia często wysyłała mi różne pocztówki, które widzi w pobliskim kiosku.

Ale dostałam list.

W zielonej kopercie podpisany moim imieniem i nazwiskiem.

Bardzo dobrze wiedziałam kogo to jest pismo. Więc zaczęłam czytać tą malutką karteczkę.

Lauren,

Myślałem nad wczorajszym wieczorem był to błąd. Nie chce mieć już z tobą żadnego kontaktu. Nie dzwoń i nie wypisuj. Nawet nie próbuj mnie szukać, bo i tak ci się to nie uda i nie zobaczymy się już więcej.

To koniec.

Rafael

A moje serce rozpadło się na malutkie kawałki. Niczym zbite szkło skruszone na milion kawałków.




...

HEJ HEJ HEJ

Witam was w mojej nowej historii!!!!!

Lauren Anderson i Rafael Jones jako Lost Hearts

Wyczekujcie kolejnego rozdziału. Będzie super!

Buziaki,

Vic

Lost HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz