ROZDZIAŁ 6 - Jak za dawnych czasów?

4.8K 116 15
                                    

POV: LAUREN ANDERSON

Minął tydzień, a to oznacza tylko jedno.

Jutro z rana lecę sam na sam z Rafaelem Jonesem do Włoch. Victor jak wyszedł po kawę tak już nie wrócił w ten dzień, kiedy oświadczył mi, że lecę na konferencję do Rzymu.

Przez cały tydzień unikałam Noah. Często zapraszał mnie na wspólny obiad albo kolację, a ja tylko odmawiałam. Zastanawiam się tylko nad jednym. Czemu posłuchałam Rafaela i unikam Noah?

Po tym ciężkim dniu, odebrałam Rose z przedszkola i udałyśmy się na zakupy. Kupiłyśmy małej Meredith mały prezent, mianowicie dużego, białego jednorożca z fioletową grzywą i jednym ciemniejszym pasemkiem z brokatem. Córka Carmen uwielbia koniki, za to Rose woli bardziej lalki Barbie. Wieczorem przylecieli, jednak bez mamy Carmen. Ma dołączyć do nich za miesiąc jak skończy się jej umowa o pracę. Gdy tylko Manuel ukazał się moim oczom, nie przywitałam go tak wcale mile. Wiedział, że czeka go długie kazanie o tym w co mnie wplątał.

Dojeżdżam razem z nim do pracy. Tyle, że od jego przyjazdu nasze stanowiska się nieco zmieniły. I wcale mi się to nie podoba. Mianowicie moje miejsce pracy jest w tym samym pomieszczeniu co Rafaela, natomiast Victor i Manuel są w innym pomieszczeniu razem. I tak właśnie zostałam wrobiona kolejny raz przez tych pierdolonych idiotów.

Jestem w jednym pomieszczeniu, sam na sam z Rafaelem. Odkąd jesteśmy sami, Jones wydaje się bardziej miły. Przy Victorze pokazywał jaki to on nie jest, że ma nad wszystkim władze, że jest stanowczy. A przy mnie, jest całkiem innym człowiekiem. Codziennie rano czeka na mnie już ciepła kawa i drożdżówka oraz moje ulubione...

Białe róże.

Rafael, zawsze jest szybciej ode mnie w pracy, czasem się zastanawiam czy on tam nie śpi. Ale to co robi jest mega miłe. Czy w ten sposób pokazuje, że mu zależy?

Od tygodnia, codziennie odwiedza mnie i moją córeczkę w domu, darząc ją prezentami. Za niedługo Rose będzie rozpieszczona. Nie to, że już nie jest, ale no...

Jednak moje serce się raduje, gdy widzę moją malutką Rose uśmiechniętą jak bawi się z Jonesem...

Ale wracając do tematu Carmen. Cała ich rodzinka zaaklimatyzowała się w nowym domku, który znajduje się zaraz obok mnie za płotem. Dziewczynki tak się cieszą, że znów są razem. Carmen jak to na najlepszą przyjaciółkę przystało, miała już rozmowę z Rafaelem. I ku mojemu zdziwieniu, poszło bardzo dobrze. Nie wiem o czym dokładnie rozmawiali, ale wiem jedno.

Że żadne talerze i patelnie nie ucierpiały na głowie Jonesa. Chyba, że jego gęste włosy są serio tak gęste, że nie widać guza.

Wczoraj, gdy spędzałam czas wolny razem z dziewczynkami i Carmen, odwiedziła mnie nie byle jaka osoba. Bo była to udawana narzeczona Rafaela i dziewczyna Victora. Przyjechała swoim nowym BMW, które dostała od Victora i błagała mnie, żebym uwolniła ją od Jonesa i jego układu. Powiedziała, że ten pierścionek co jej dał, jest z Shein za kilka centów. Tak myślałam, bo jest bardzo brzydki.

Ona błagała mnie na kolanach, aby zakończyć jej koszmar.

A mówią, że blondynki są głupie i tępe.

Sarah ubzdurała sobie, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Co z tego, że widziałyśmy się może z max trzy razy. I ciągle mówi do mnie „barbie". Kiedyś jej jebne i to solidnie. A żeby było mało to Carmen też uhonorowała swoją najlepszą przyjaciółką i nazwała ją „pomarańczka". Carmen powstrzymywała się, żeby jej nie wjebać w ten pusty łepek. Dodatkowo założyła grupę na WhatsApp pod nazwą „girl power Nowego Jorku", na której sama się udziela. My tylko jej coś tam od czasu do czasu polubimy, albo odpiszemy.

Lost HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz