POV: RAFAEL JONES
Pierwsze co zrobiłem, gdy wyszedłem z firmy to od razu zadzwoniłem do najlepszej cukierni w Nowym Jorku i zamówiłem to co Lauren kocha najbardziej na świecie. Wsiadłem do mojego auta i ruszyłem szybko do domu, aby przebrać się z tego chujowego garnituru, który muszę nosić codziennie.
Wszedłem do mojego małego mieszkania w mieście. Nie jest ono duże. Ma sypialnie, łazienkę jadalnię połączoną z kuchnia i małym salonem. Mieszkam sam więc większego mieszkania nie potrzebuję. Właściwie nie sam.
Mam kota rasy belgijskiej. Zawsze chciałem takiego mieć, odkąd Lauren się on spodobał. Nazywa się Luluś, nie lubi praktycznie żadnej osoby, która tutaj przychodzi, nawet mojej mamy od której go dostałem.
Kilka razy zrzygał się jej na nowe buty. A gdy nazwała go brzydkim kotem, wskoczył jej na twarz i podrapał. Miała trzy kreski i nie pokazywała się przez dobre trzy tygodnie. Luluś ma swoje legowisko w salonie, nawet jebane zabawki. Ale i tak śpi ze mną i bawi się śmieciami, które wygrzebuje z kosza na śmieci.
Raz wyciągnął z niego zużytą podpaskę Sarah z łazienki. Zostawię to bez komentarza. Przez niego kosz w kuchni jest zamykany pod zlewem specjalnymi klamrami. W łazience tak samo.
- Cześć Luluś, dzisiaj muszę pilnie wyjść. Ale spokojnie, wynagrodzę ci to twoją ulubioną karmą, która ma podobno jutro już być w sklepie – powiedziałem, głaskając kota. A on lekko mruczał.
Sarah nie mieszka ze mną tylko z Victorem. Ma tutaj swoje jakieś rzeczy w razie gdyby moja mamuśka chciałaby nas odwiedzić. W moim pokoju panuje porządek. Nie lubię bałaganu. Moja sypialnia ma jasnoszare ściany, tak samo jak rolety. Duże łóżko zajmuję prawie połowę pokoju. Naprzeciwko łóżka jest duża zabudowana komoda.
Wyciągnąłem z szafy czarne dresy z nike i trochę większą białą koszulkę. Przebrałem się jak najszybciej mogłem i ruszyłem znów do swojego auta. Pierwszy przystanek to cukiernia, drugi dom mojej Lauren.
Byłem już pod domem Lauren, jej auta jednak nie było. Może było w garażu, nie wiem. Zadzwoniłem raz, drugi i trzeci dzwonkiem do drzwi, ale nikt mi nie otworzył. Przecież wiedziała, że przyjadę. Czy Lauren widziała, że przyjechałem i chce abym odjechał bo umówiła się z Noah?
Czy chce dać mi do zrozumienia, że między nami wszystko skończone i mam spierdalać? Usiadłem na progu schodów zastanawiający się co dalej. Wyobrażałem sobie swój własny ślub. Ale nie z Lauren, tylko z Sarah. Ten nieprawdziwy ślub.
Jak będę musiał złożyć przysięgę małżeńską osobie, której nie kocham. Patrząc na Victora, który będzie świadkiem jak jego miłość bierze mnie za swojego męża. Patrząc na Sarah jak robi tylko dlatego, że jest jej mnie szkoda. Wolałbym patrzeć na nich. Patrzeć jak moi najlepsi przyjaciele biorą prawdziwy ślub i składają sobie przysięgę. Jakie to jest pojebane.
Miałem już ruszyć do swojego auta i odjechać. Jednak zauważyłem jak znajomy samochód skręca pod dom. Był to samochód Lauren. Mercedesik klasy G, bo jak inaczej.
Wychodzi na to, że po prostu nie było jej w domu. Dzięki ci Bogu. Wysiadła z auta razem z Rose. Boże czemu jestem takim debilem. Przecież ma dziecko, to pewnie pojechała odebrać je ze szkoły. Lauren była niezadowolona z mojej wizyty. Jednak na twarzy jej córki nadal była radość.
- Chyba pomyliłeś adresy. Sklep monopolowy jest za rogiem. – odpowiedziała, nie ma humoru. Zajebiście
- Nie, dobrze trafiłem. Stwierdziłem, że was odwiedzę i mam ciasto.
- O jakie? – zapytała Rose
- Mam brownie.
- Kocham brownie, panie ee? . - nie wiedziała jak się nazywam
CZYTASZ
Lost Hearts
RomanceCzęść I Trylogii Roses Lauren Anderson 25-letnia silna kobieta, wychowująca samotnie pięcioletnią córkę dostaje informację o tym, że jej babcia z Nowego Jorku zmarła i pozostawiła jej w spadku swój cały majątek i dom niedaleko miasta. Kobieta nie ch...