Rozdział 14

634 25 2
                                    

Pov Emory

Cóż... nie mogłam nic zrobić by nagle magicznie przestali być naćpani, ale to już nie mój problem. To Damon, Will i Ian się będą tłumaczyć czemu palili. Nie ja. Bo to było kurwa niewiarygodne.

Jak... skąd...

- Motylku, skarbie - mina mu zrzedła gdy zobaczył moją - Emory - przymknęłam powieki i policzyłam do pięciu.

- Zamknij się dla swojego bezpieczeństwa - przełknęłam gule z gardła i dodałam - To że jesteśmy razem nie znaczy, że będę tylko na to patrzeć. Dupa w górę i do kibla.

- Chwilę - jęknął męczeńsko i próbował się podnieść. Swoimi ruchami przewrócił coś za sobą. Jakieś kurwa szkło.

Czy oni jeszcze pili? Mam się spodziewać dziwek w szafie?

Liczenie do pięciu nie było wystarczające.

Sześć, siedem kurwa osiem, dziewięć i kurwa dziesięć.

Wzięłam głębokim wdech i po wyliczeniu ile mi za to zapłaci postanowiłam jednak podać mu rękę by wstał. Od razu ją złapał, ale zamiast się podciągnąć by wstać ten pociągnął mnie tak, że upadłam na jego klatkę piersiową. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej. Problem był w tym, że siedziałam mu na kolanach. Damon i Ian byli tak jakby ich tu nie było. Nawet nie mrugnęli. Dalej leżeli razem na podłodze tym razem bez narkotyku w dłoni.

- Will puść mnie - powiedziałam gdy jego ręce zabłądziły na moją talie. Zjechał nimi na sam dół pleców. Prawię złapał mnie za pośladki.

- Nie jesteśmy sami. Ian i Damon tu są... - kurwa serio?

Wymyślił to by móc mnie dotknąć czy to już po prostu moja paranoja? Obstawiam oba.

- Właśnie dlatego mnie puścisz. Damon złamie ci rękę, a Ian zacznie o tym pierdolić z Hunterem - westchnął, ale zabrał łapy.

- Sorry - wstałam z jego kolan i tym razem się podniósł. Zaprowadziłam go do łazienki w moim pokoju i usiadł na toalecie.

- Ogarnij się - pokiwał głową, a ja zniknęłam za drzwiami pomieszczenia.

Zeszłam do salonu gdzie byli już Ian i Damon. Nie wyglądali bardzo źle, ale jeśli staną zbyt blisko to tata na pewno się skapnie i nasze wakacje się skończą.

- Emory chodź tu do mnie - podeszłam i szatyn mnie przytulił - A gdzie Will?

Myśli. Raz kiedyś możesz.

- Musiał wziąć prysznic, bo wylał na siebie mój podkład - parsknęłam by nadać temu realizmu.

- Jak on to zrobił? - zaśmiał się kręcąc głową.

- Uparł się, że mnie pomaluje - wszyscy zaczęli się śmiać i po chwili brunet zszedł po schodach - Udało ci się zmyć podkład? - spytałam dając mu aluzje by potwierdził moja wersje.

- Ciężko, ale tak - odparł niepewnie, a ja miałam ochotę go poddusić.

- Nie wstydź się. Mnie Emory też czasami zmuszała do malowania - zakryłam rękami twarz i westchnęłam. Tato... litości.

- Emey tego się nie spodziewałem po tobie - powiedział wesoły i zbliżył się do mnie. Cmoknął mnie w policzek przez co z jego mokrych włosów spadło kilka kropel wody. Prosto w moje oczy. Zaczęłam mrugać by jakoś odgonić nieprzyjemne uczucie - Słodko.

- Dobra ja muszę już jechać. Damon odwieziesz mnie, prawda? - na to pytanie chciałam się roześmiać. Tak szczerze. Spojrzałam na minę brata, która nie zdradzała niczego oprócz jego stanu. Może nie był jakoś pijany, bo pól litra na trzech to dość mało, ale ja na jego miejscu przestałabym kontaktować po jeszcze jednym kieliszku. Chociaż nie mam pewności, że pił i że to była jedyna butelka.

I Wanna Die When You Kiss Me SlowlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz