Eric krył się za drzewem, gdy w oddali usłyszał szelest liści. Poinformował o tym Sandy. Po chwili można było usłyszeć zbliżające się powolnie głosy. Shantal. Ochrzaniała Audrey za jakieś totalne głupoty. Świetne miejsce wybrały sobie na kłótnię. Eric położył się za niewielką górką i zaczął celować w stronę nadchodzących osób. -Ja zajmę się Shantal, ty weź Audrey - wyszeptał do swojej towarzyszki.
Nie minęło wiele czasu, a obie dziewczyny miały na sobie niebieskie plamy, co znaczyło, że odpadły z gry. Nie mogli jednak się wyluzować. Byli wręcz pewni, że Nathan nie zostałby w bazie. W końcu to on jest najbardziej wysportowany z tej trójki. Eric uznał, że na razie najlepszym wyjściem jest odwrót. W szybkim tempie zaczęli kierować się w stronę bazy, gdzie mogliby uzupełnić zapas farby, którą zużyli wcześniej.
Eric biegnąc nie zauważył wystającego konaru, przez co runął na ziemię. Dzięki płynącej w jego żyłach adrenalinie nie odczuwał bólu, ale wiedział, że coś jest nie tak. Niecałe cztery miesiące wcześniej skręcił kostkę u tej samej nogi, którą zahaczył o konar. Sandy zauważyła, że coś jest nie tak. Pomogła mu wstać i dojść do bazy, gdzie opiekun wezwał jego matkę, by ta go odebrała.
Siedział, przykładając do bolącej kostki worek z lodem. Pole paintballowe znajdowało się w 1/3 drogi z hotelu do jego domu, więc matka przyjechała po niego stosunkowo szybko.
Matka zabrała go do szpitala. Lekarz stwierdził, że rzeczywiście kostka jest skręcona. Tym razem będzie się ona goiła dłużej i będzie bardziej bolała, gdyż nie jest to pierwszy raz, kiedy była ona kontuzjowana. Dla dobra Erica, przez najbliższe dwa tygodnie miał on zostać w szpitalu, by lekarze mogli na bieżąco sprawdzać postęp w gojeniu się jego kontuzji. Nie był on fanem tego pomysłu, lecz nie miał w tej sprawie za wiele do gadania.
. . . 20 maja . . .
Eric leżał i przeglądał telefon. To dopiero trzeci dzień w szpitalu a on już umiera z nudów. Lekarz powiedział, że dopiero za dwa dni będzie mógł wstać z łóżka i chodzić za pomocą kuli. Sandy obiecała, że odwiedzi go dzisiaj, więc jedyne co mógł robić to na nią czekać.
Około godziny 15 do pokoju Erica weszła Sandy. Dziewczyna wyglądała na zaskakująco rozentuzjazmowaną. -Nie zgadniesz, co! Brat Cecilii również jest w tym szpitalu! Będziemy mogli spędzić z nią duuużo czasu razem - poinformowała go przyjaciółka. -Będzie tu za jakieś 10 minut. Podobno planuje nas poznać ze swoim bratem! - opowiadała uradowana.
-A co cię tak cieszy? Planujesz poderwać brata Cecilii? Nie jestem dla ciebie wystarczający? - zażartował Eric.
-Och, nie! Najdroższy, jakbym mogła! - Sandy zaczęła bezbłędnie odgrywać swą rolę.
-Nie, nie wierzę ci. Możesz zabrać nasze dzieci i wynosić się z mojego domu!
-Ależ najdroższy, nie rób mi tego! Przecież to nasze wspólne dzieci!
-Na pewno? Nie byłbym tego taki pewien. Nigdy nie uważałem ich za swoje dzieci. Od dawna zdradzasz mnie z listonoszem!!
-Nie, najdroższy! Ja naprawdę nie chciałam! - zaczęła się bronić, po czym obaj wybuchli śmiechem. O chwilę za późno zauważyli dwie osoby w drzwiach; jedną stojącą, a drugą siedzącą na wózku inwalidzkim.
W jednej z dwóch osób Eric rozpoznał Cecilię. Wywnioskował, że druga osoba to jej brat, którego miała im przedstawić. Wyglądał on podejrzanie znajomo. Jego uwagę od rozmyślań odwróciło to, że dziewczyna zaczęła bić brawo. -Zawsze wiedziałam, że nadajecie się do teatru. No chyba, że jest coś o czym nie wiem...? - zażartowała.
-Ach! Najdroższa, prędzej czy później musiałaś się o tym dowiedzieć! - odpowiedziała Sandy w dalszym ciągu odgrywając swoją rolę.
Dziewczyna pomogła bratu wjechać do pokoju, po czym sama usiadła w fotelu stojącym przy ścianie. Sandy usiadła na dywanie i zaczęli dyskusje na różne tematy. Eric bardzo dobrze dogadywał się z bratem Cecilii, który przedstawił się jako Wiliam.
. . . 24 maja . . .
Eric i Wiliam spędzając większość czasu w szpitalu na pogawędkach zdążyli się do siebie zbliżyć. Eric mógł swobodnie nazywać Willa swoim przyjacielem i na odwrót. Spędzali godziny na dzieleniu się różnymi momentami ze swoich żyć. Wspólnie narzekali na niesamowicie nudny pobyt w szpitalu. Tego dnia William miał zostać wypisany, a Eric skazany na zanudzenie się na śmierć. William obiecał, że gdy będzie mógł, to będzie go odwiedzał, ale nie obiecywał zbyt wiele ze względu na swoje obowiązki, których nie sprecyzował.
-Żegnaj mój drogi przyjacielu. Możliwe, że gdy wrócisz nie będę już tą samą osobą... - zaczął Eric.
-A to dla czego? - zapytał zaciekawiony William.
-Wiesz, nuda robi z ludzi przedziwne stworzenia... Może zostanę zamieniony w posąg, czy wysłany do psychiatryka... Wiesz, nic nie sugeruję...
-Wiesz, to drugie może akurat ci się przydać...
-Jak śmiesz ty... ty... ty podła duszo!
-Podła duszo...?
-Tak! Skończysz w piekle, kara za znęcanie się nade mną cię nie ominie!
-Cóż, chyba muszę już zacząć pokutować, a może uda mi się trafić do czyśćca...
-Raczej już dla ciebie za późno! - zakończył Eric. Bardzo dobrze się dogadywali i lubili sobie nawzajem dogryzać. William opuścił szpital, a Eric kontynuował śmiertelne nudzenie się.
821 słów
CZYTASZ
The Crown Of Destiny BL
RomanceDawno, dawno temu, chociaż właściwie całkiem niedawno, żył sobie pewien rzemieślnik. Rzemieślnik ten na życzenie panującego wtedy króla wykonał dwie korony. Kryształy na tych koronach po noszeniu ich przez bratnie dusze jednocześnie miały świecić ja...