Po opuszczeniu salonu gier, poszli do McDonalda w galerii, gdzie zjedli obiad. Eric miał kilka rzeczy, które chciał kupić, więc udali się do sklepów. Jak zwykle Ericowi brakowało butów, więc na początek wybrali się do sklepu obuwniczego.
-Eric błagam cię. Zdecyduj się na coś. Siedzimy tu już ponad pół godziny! - narzekał Will.
-Nie poganiaj mnie! Muszę się porządnie zastanowić. Mogę kupić tylko jedną parę, a podobają mi się wszystkie trzy - wyznał załamany Eric.
-Mam dość - wyznał William. Włożył buty do odpowiednich pudełek, po czym zabrał wszystkie pudełka i udał się z nimi w nieznanym Ericowi kierunku. -Zostań tutaj - polecił mu i zniknął za jednym z regałów.
"O co mu chodzi. Jakby sam nigdy nie miał dylematu, którą rzecz wybrać, bo nie ma wystarczająco pieniędzy na obie. Chwila... On ma wystarczająco pieniędzy na wszystko!" - prowadził monolog wewnętrzny Eric. Zerwał się z miejsca i udał się w stronę kas.
Przy jednej z kas stał William i właśnie wpisywał pin do terminala. -Co ty robisz!? - zapytał go Eric.
-Nie widać? Kupuję ci buty. A poza tym, nie miałeś tam zostać?
-Nie rozumiem cię. Po co mi aż trzy pary butów!?
-Będziesz miał na przyszłość.
-Ale to będzie kosztować tonę! To są markowe buty!
-Uznaj to jako wczesny prezent urodzinowy. A tak właściwie, to kiedy masz urodziny?
- 12 lipca.
-No, widzisz, idealnie. W takim razie na urodziny nie kupię ci prezentu. Pasuje?
-No... Niech będzie... Dziękuję... - powiedział Eric i przytulił Williama w ramach podziękowania. Williama dosyć to zdziwiło. Odkąd dowiedzieli się, że są bratnimi duszami, Eric wyraźnie zachowywał dystans co do niego.
. . . 10 lipca . . .
-Eric, mam niespodziankę! - powiedziała do syna Delaney, dzwoniąc do niego z rana.
-Mam się bać? - zapytał ironicznie.
-To zależy. A więc; za tydzień wyjeżdżasz do dziadków do Francji na dwa tygodnie! Cieszysz się?
-O... Nie tego się spodziewałem... Wiesz, mogłaś to ze mną obgadać. Co, jeśli miałbym coś zaplanowane?
-Eriś. Naprawdę myślisz, że nie zapytałam o to Sandy? Nie jestem aż tak nieodpowiedzialna.
-No, dobra. Przepraszam, że w ciebie nie wierzyłem...
-Nie ma sprawy Eriś. Widzimy się 24-tego. Przyjadę po ciebie. Miej gotowe bagaże!
-Oczywiście. Papa!
-Paa!
Eric zszedł po schodach do salonu, w którym obecnie przebywał Will. Usiadł na kanapie obok niego i zaczął. -Hejj... Wiesz, 17-stego wyjeżdżam do dziadków na dwa tygodnie...
-O, to fajnie. Miłej zabawy! - odpowiedział Will.
-A nie będzie problemu przez te nasze całe randki...?
-No coś ty. Staruszek prędzej by się martwił o to, że już stamtąd nie wrócisz. Wiesz, nie mógłby ściągnąć cię tu zza granicy.
-Ah... No w sumie... Chwila! Skąd wiesz, że moi dziadkowie mieszkają za granicą!? Szpiegujesz mnie, czy co!?
-Nie... To nie tak. Po naszym ostatnim pobycie w kinie mówiłeś, że ostatnio słyszałeś o księciu, jak byłeś u dziadków we Francji.
-Aha, okej. Dziwne, że zapamiętałeś taki szczegół...
-Hehe... - roześmiał się nerwowo.
. . . 12 lipca . . .
-Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! - Erica obudził odgłos trzech osób śpiewających "Sto lat". Trójka jego współlokatorów stała pośrodku jego pokoju i śpiewała. Stojący pomiędzy dziewczynami William trzymał w rękach tort urodzinowy z świeczkami w kształcie liczby 17. Eric usiadł na łóżku i mimowolnie się uśmiechnął.
-A teraz niech nasz solenizant zdmuchnie świeczki! - powiedziała rozentuzjazmowana Cecilia, gdy skończyli śpiewać. Eric wstał z łóżka, pomyślał życzenie i zdmuchnął świeczki.
-Czas na prezenty!!! - wykrzyknęła Sandy i wręczyła Ericowi torebkę z prezentem w środku. Eric jej podziękował, a Cecilia powtórzyła gest swojej partnerki. Po tym jak Eric odłożył prezenty na łóżko i wszyscy skierowali się do kuchni, żeby zjeść tort.
W okolicach południa Erica odwiedzili rodzice i ustalili, że nazajutrz przyjedzie do ich domu i tam będą świętować z częścią rodziny, która będzie mogła się pojawić.
Wieczorem, gdy Eric robił coś przy komputerze, do jego pokoju wszedł William. -Hej... Mam coś dla ciebie - powiedział i wręczył Ericowi torbę prezentową.
-Nie miałeś czasem nic mi nie kupować? - zapytał podejrzliwym tonem Eric.
-No, miałem, ale jednak coś ogarnąłem. Uznaj to za dodatek do butów.
-Wiesz, umiejętność dotrzymywania słowa to całkiem dobra cecha.
-No cóż, nie wszyscy ją posiadają.
William wyszedł z pokoju Eric, a Eric wziął się za rozpakowywanie prezentu. Z torby wyciągnął plastikową podróbkę żeńskiej wersji korony. Eric roześmiał się i uznał, że będzie ją nosić zawsze, jak jest w domu.
723 słowa
CZYTASZ
The Crown Of Destiny BL
RomanceDawno, dawno temu, chociaż właściwie całkiem niedawno, żył sobie pewien rzemieślnik. Rzemieślnik ten na życzenie panującego wtedy króla wykonał dwie korony. Kryształy na tych koronach po noszeniu ich przez bratnie dusze jednocześnie miały świecić ja...