. . . 3 czerwca . . .
Tego dnia William miał zabrać Erica na pierwszą z ich cotygodniowych randek. William wiedział, że ojciec zatrudni jakiegoś ochroniarza, który będzie mu zdawał relację z ich wyjść, więc nie było możliwości zbyt częstego pomijania ich wyjść.
William postanowił zabrać Erica do restauracji. Normalnie zabrałby go do kina, ale nie mieli z tamtego miejsca za wiele pozytywnych wspomnień.
Restauracja była ponad przeciętnie "ekskluzywna". Wyglądało na to, że mieli rezerwację albo kelnerka rozpoznała Williama, ponieważ po wejściu od razu zostali zaprowadzeni do stolika. Menu nie miało na sobie cen, co było bardzo podejrzane. William powiedział mu, żeby się tym nie przejmował, ale łatwiej powiedzieć niż zrobić. Do jedzenia wybrał sobie coś, czego nazwa brzmiała na nie najdroższą i szklankę lemoniady. Will zaś wziął steka i świeżo wyciskany sok z pomarańczy.
Zanim przyszło ich jedzenie, mieli trochę czasu na pogawędkę. Jak ognia unikali tematu koron i i ich prawie pewnego małżeństwa. Rozmawiali o szkole, codziennym życiu, zainteresowaniach i o tym co lubią, a co nie. Po przyjściu ich jedzenia, przerwali na jakiś czas rozmowę. Zjedli i kontynuowali rozmawianie.
Gdy skończyli rozmowy, przyszedł czas na zapłatę. Eric nalegał, by podzielić rachunek, ale William nie dał mu szans na opłacenie swojej części zamówienia, gdyż za wszystko zapłacił z góry.
Po posiłku, obaj byli zmęczeni, więc wrócili do domu i każdy rozszedł się w swoją stronę.
. . . 23 czerwca . . .
Po kilku tygodniach przyszedł czas na zakończenie roku szkolnego. Zgodnie x poleceniem króla, William raz w tygodniu wychodził gdzieś z Ericiem. Zazwyczaj było to wyjście na kolację do restauracji czy jakiejś kawiarni.
Eric mógł już chodzić bez kul i bez szyny, ale wciąż miał być ostrożny i nie nadwyrężać swojej kostki.
Kierowca Williama zawiózł Sandy i Erica do szkoły na ich zakończenie roku. Klasa zdążyła się już stęsknić za Ericiem. Wszyscy wypytywali co tam u niego, co się stało i tak dalej. Na część zadawanych mu pytań odpowiadał, ale nie chciało mu się odpowiadać na te same pytania po milion razy, więc przestał rozmawiać zinnymi.
Razem z Sandy odebrał świadestwa i poszli do czekającego już na nich auta. Kierowca zawiózł ich do pizerri, w której mieli się spotkać z Williamem i Cecilią po odebraniu świadectw i świętować rozpoczęcie wakacji.
Rodzeństwo czekało już na nich w środku pizzeri. Po dosiadnięciu się, Eric z Sandy zostali przez nich poinformowani, że jedzenie zostało już zamówione i teraz czekali aż będzie gotowe. Sandy, tak jak Eric miała średnią na tyle wysoką, że miała świadectwo z paskiem. William i Cecilia postanowili zrobić im z tej okazji niespodziankę, o której ci mieli dowiedzieć się później.
Po przyjściu ich jedzenia, wszyscy zabrali się za spożywanie posiłku.
. . . 24 czerwca . . .
-Wiesz, na co jest czas? - zapytał William, podchodząc do siedzącego na kanapie w wspólnym salonie Erica.
-Nie, nie wydaje mi się, żebym to wiedział. Może byłbyś tak miły i olśniłbyś mnie w tej sprawie? - odpowiedział mu siedzący na kanapie.
-To czas na naszą cotygodniową randkę! - oznajmił rozentuzjazmowany.
-Co? Myślałem, że wczorajszy obiad w pizzeri wystarczy na ten tydzień...
-No, niby tak, ale jednak nie.
-Co. Co to niby ma znaczyć.?
-Chcę cię gdzieś zabrać. Jeśli będziesz chciał, będziemy mogli odpuścić sobie randkę w przyszłym tygodniu.
-No... Niech będzie. Więc, gdzie się wybieramy...?
-Gdzieś, gdzie jeszcze nie byliśmy. Spodoba ci się.
Już po 30 minutach byli na miejscu. Miejscem, do którego się wybrali był salon gier. Eric nigdy wcześniej nie był w takim miejscu i jeśli być szczerym, to William też nie. Przy kasie William wymienił pieniądze na żetony, po czym podszedł do Erica, który wybrał już pierwszy automat, przy którym będą grać.
Rzutki, cymbergaj, rzuty do kosza, strzelanki i różne wyścigi. Po wykorzystaniu wszystkich żetonów przyszedł czas na odebranie nagrody z kuponów otrzymywanych przy wygranych w gry.
Kuponów mieli w sumie 47. Czyli o 3 za mało na półmetrowego, pluszowego pokemona – jigglypuffa. Sam dokupił kilka żetonów i wydał je na jakąś dziwną grę. Jak mógł się tego spodziewać, nie wygrał niczego. Za kupony, które już mieli wzięli dwie poduszki w kształcie pikachu po 20 kuponów za jedną i czekoladę za 5 kuponów.
689 słów

CZYTASZ
The Crown Of Destiny BL
RomanceDawno, dawno temu, chociaż właściwie całkiem niedawno, żył sobie pewien rzemieślnik. Rzemieślnik ten na życzenie panującego wtedy króla wykonał dwie korony. Kryształy na tych koronach po noszeniu ich przez bratnie dusze jednocześnie miały świecić ja...