. . . 13 lipca . . .
Erica zgodnie z planem odwiedziła rodzina. Dostał prezenty, otrzymał wiele życzeń oraz zjadł przepyszne ciasto zrobione przez Delaney. Po udanym świętowaniu, wrócił do domu. Przy wejściu do łazienki spotkał Williama opierającego się o ścianę. -A ty co, na cud czekasz? - zapytał go.
-Można to porównać do cudu. Czekam, aż Sandy wyjdzie z łazienki, musze się załatwić.
-A co z łazienką na dole?
-Jest okupowana przez mą najdroższą siostrę.
-Hahahah, ale masz pecha. A co one tam tak długo robią?
-A kto by tam wiedział..?
-Co ty taki zmarnowany?
-Ehh, miałem ciężki dzień. Rozmawiałem z ojcem o twoim wyjeździe. Ubzdurał sobie, że żeby "skraść twoje serce" muszę jechać z tobą.
-Serio? I co dalej??
-Nic, trochę się pokłóciliśmy, ale nie odpuścił. Jadę do Francji na ten sam okres czasu, w którym ty jedziesz do dziadków, ale się nie martw, zatrzymam się w jakimś hotelu.
-Co ty, powaga? To nie lepiej, żebyś zatrzymał się u moich dziadków? Może uda ci się "skraść mi serce"?
-O! Jeśli ci to nie przeszkadza, to chętnie. Wiedz jednak, że serca ci nie skradnę. W końcu potrzebujesz go, by żyć. Nie mógłbym przecież pozbawić cię tak ważnego organu wewnętrznego.
-Och, dobrze wiedzieć, że nie jesteś taki okrutny. Zapamiętam twe słowa.
. . . 24 lipca . . .
Erica obudził budzik. Był już spakowany, więc nie musiał się martwić tym, że nie zdąży. Rodzice mieli przyjechać po niego za półtorej godziny. Ogarnął się i zszedł do kuchni, by przygotować sobie śniadanie.
W kuchni śniadanie robił już sobie William. Ustalili, że pojedzie on razem z rodzicami Erica na lotnisko i samolotem poleci razem z Ericiem. Chciał się mu jakoś odwdzięczyć za ten wyjazd, więc rezerwację biletów wziął na siebie.
Zjedli śniadanie i przygotowali walizki do spakowania do auta. O wyznaczonym czasie rodzice Erica podjechali pod ich dom. Raymond pomógł spakować ich walizki do auta.
Po wejściu na pokład samolotu, Eric zauważył coś dziwnego. -Dlaczego przeszliśmy przez klasę ekonomiczną? I czemu dalej się nie zatrzymujemy? - zaczął wypytywać towarzysza.
-Ach. Nie mówiłem, że mamy siedzenia w pierwszej klasie? - odezwał się William.
-Nie. Nie raczyłeś o tym wspomnieć. Słuchaj. Wiem, że twoja rodzina jest bogata i cię na to stać, ale po co wydawać na to pieniądze!?
-Ehh... Chciałem się odwdzięczyć za to, że pozwoliłeś mi jechać ze sobą...
-Wiesz, jakoś mnie to nawet nie dziwi... To, gdzie są nasze miejsca?
To był pierwszy lot samolotem Erica, więc nie zdziwiło go to, że mieli oddzielne wejście do samolotu.
Usiedli na wykupionych przez Williama miejscach. Mieliu swój własny, dwuosobowy przedział. Mieli bardzo wygodne fotele, które się rozkładały. Lot miał trwać dwie godziny. Eric mimo tego, że zjadł śniadanie, wciąż był głodny, więc poprosił stewardessę o kanapkę z szynką i serem.
-Podać coś jeszcze? - zapytała stewardessa po podaniu mu kanapki.
-Nie, dziękuję - odparł Eric, a kobieta się oddaliła. Przez większość lotu siedzieli w ciszy. Eric grał w jakąś grę na telefonie, a William oglądał jakiś film.
W okolicach południa ich samolot wylądował. Przy wyjściu czekała na nich taksówka. -Taksówka? A gdzie obstawa dla jego szanownej książęcej mości? Tak jak podczas waszej ostatniej wizyty we Francji - zapytał ironicznie Eric swojego towarzysza.
-Hahah, jestem na wakacjach. Muszę unikać szumu wkoło siebie. Chciałbym odpocząć od reporterów.
-Gdzie jedziemy? To nie droga do moich dziadków...
-Nie chcesz pozwiedzać trochę Paryża? To piękne miasto.
-Hm... Wiesz, jakby na to nie patrzeć, to nigdy nie zwiedzałem Paryża...
-No, widzisz. W takim razie masz szczęście, bo na spokojnie mógłbym pracować jako przewodnik!
-Jesteś taki pewien co do swoich umiejętności? Przekonajmy się!
Po jakimś czasie dojechali do miasta. Wysiedli z taksówki i zaczęli kierować się w nieznane dla Erica miejsce.
-Witaj w Pałacu Wersalskim! Jest on tak ogromny, że można by go zwiedzać przez cały dzień, ale jako iż my nie mamy dużo czasu, zobaczymy tylko jego część - powiedział William. Oprowadzał Erica po tym miejscu, jakby był tam już bardzo wiele razy.
Po godzinie wyszli z pałacu i udali się w dalszą drogę.
667 słów
CZYTASZ
The Crown Of Destiny BL
RomanceDawno, dawno temu, chociaż właściwie całkiem niedawno, żył sobie pewien rzemieślnik. Rzemieślnik ten na życzenie panującego wtedy króla wykonał dwie korony. Kryształy na tych koronach po noszeniu ich przez bratnie dusze jednocześnie miały świecić ja...