10 - Śmierć przyjaciela.

2.8K 66 49
                                    

Wróciłam z treningu chwilę po pierwszej, nastawiłam budzik na 4. Zasnęłam odrazu, gdy budzik mi zadzwonił odrazu spakowałam się do torby i zeszłam na dół. W kuchni czekał już na mnie Vincent.

- Hailie nie będzie nas na meczu. - Spojrzałam na niego z smutkiem. - Każdemu coś wypadło.

- Rozumiem. - Posmutniałam, wzięłam butelkę wody i wyszliśmy do samochodu. Odwiózł mnie na halę i zaczełam trening, było mi przykro że nie będzie ich ale uznałam że mają swoje ważniejsze sprawy niż siedzenie kilka godzin na trybunach.

O 13 poszłam z dziewczynami się przebrać i wsiadłyśmy do autokaru i pojechałyśmy do Nowego Jorku. Na stadionie poszłyśmy się przebrać w stroje i omówiłyśmy plan działania, drużyna z Nowego Jorku to ciężki rywal. O 18 wyszłyśmy na boisko i zaczęłyśmy grać, pierwszy set wygrałyśmy z przewagą 3 punktów.

- Hailie mówiłaś że nie będzie twoich braci. - Podeszła do mnie Emma.

- No bo ich nie będzie. - Mruknełam.

- To popatrz na siódmy trybun. - Zaczełam się rozglądać.

- Gdzie kurwa nie widzę.

- Po lewej. - Odwróciłam wzrok na lewą stronę i szukałam wzrokiem, gdy ich zobaczyłam złapałam się dłonią za usta będąc w szoku, mówili mi że ich nie będzie. Pomachałam im i wróciłam do grania.

Drugi set również wygrałyśmy. Zmieniłyśmy stronę na boisku i zaczęłyśmy rozmawiać z trenerem. W drużynie przeciwnej była Ashley, moja była przyjaciółka.

Trzeci set przegrałyśmy. Na miejsce Veronici weszła Harley. Przez co nasza drużyna lepiej grała, na przerwie po trzecim secie poszłyśmy do szatni. Wzięłam papierosa oraz zapalniczkę i wyszłam zapalić. Widziałam że na papierosie stoją dwie dziewczyny z przeciwnej drużyny ale nie zwróciłam na nie szczególnej uwagi. Zgasiłam kiepa butem i wróciłam na stadion gdzie widziałam kątem oka swoich braci, trener mnie zatrzymał.

- Jaki plan?

- Ten co zawsze trenerze. - Dumnie się uśmiechnęłam.

- Czyli jaki? - Kącik ust się podniósł na jego twarzy.

- Rozjebać je. - Wzruszyłam ramionami.

- Tak trzymaj. - Zbiliśmy męska pione i podeszłam do braci, wszyscy mieli uśmiech od ucha do ucha.

- Przecież miało was nie być. - Położyłam ręce klatce czekając na wyjaśnienia.

- To miała być niespodzianka. - Wymruczał Shane.

Uśmiechnęłam się do nich i każdego z ich przytuliłam, musiałam iść już do szatni i z szatni na boisko.

- Muszę już iść, zaraz przerwa się kończy. - Oni przytakneli i wrócili na trybuny a ja udałam się do szatni.

Obgadałyśmy co i jak i wyszłyśmy na boisko, na boisku byłam ja, Harley, Emma, Carolina, Cassie oraz Jessie. Byłyśmy najlepsze z całej drużyny dlatego czwarty set wygrałyśmy. Poszłam na wywiad, Vincent chodził cały czas za mną i obserwował mój każdy ruch, zawsze się upewniałam czy opaska mi się nie zsunęła.

O 22 wyszłam z braćmi z terenu stadionu i pojechaliśmy do Pensylwanii. W rezydencji byliśmy chwilę po północy, poszłam odrazu do siebie, przebrałam się i położyłam spać. Odrazu usnęłam męczącym dniem.

Obudziłam się o 3:21, byłam roztrzęsiona. Chciało mi się płakać ale nie umiałam, ręce mi się trzęsły według uznania. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki siadając na podłogę, wzięłam pudełeczko spod szafki i wyjęłam to co zawsze. Ściągnęłam opaskę, na ręce miałam okropne fioletowe i białe blizny, stare i starsze nie zagojone jeszcze rany. Przyłożyłam kawałek metalu to ręki i wbiłam go w skórę i przeciągnęłam powodując głęboką ranę na boku gdzie zawsze się okaleczam. Zrobiłam tak jeszcze kilka razy i poczułam że wracam do siebie, przestałam się trząść, przyłożyłam szmatkę do ręki i przytrzymywałam ją przy ranach.

W pewnym momencie poleciały mi niekontrolowane łzy, odrazu je starałam i schowałam przyrządy które używałam przed chwilą tam gdzie zawsze. Wzięłam gaze, plaster oraz kawałek bandaża i opatrzyłam sobie rękę, założyłam opaskę i wróciłam do pokoju. W pewnym momencie zadzwoniła do mnie mama Louis'a. Nie wiedziałam o co chodzi szczególnie że zadzwoniła o tej godzinie. Odebrałam.

- Tak słucham? - Odezwałam się pierwsza.

- Hailie? - To była Pani Smith, mama mojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa z którym utrzymuje kontakt aż po dziś. - Louis nie żyje.

- Ale jak to? - Wyjakałam, łzy nabierały mi się do oczu. - Co się stało?

- Popełnił samobójstwo. - Mój boże. - Przykro mi Hailie.

- Moje kondolencje. - Mruknęłam.

- Zostawił karton i list dla ciebie, rano go wyśle. - Mówiła przez łzy, było to słychać.

- Dobrze. - Rozłączyła się a ja próbowałam pozbierać myśli.

Louis naprawdę nie żyje? Kurwa mać.

Wybuchłam płaczem na pół rezydencji, płakałam jak małe dziecko, do mojego pokoju odrazu wbiegł mój ulubiony brat i Vincent. Will mnie przytulił i zaczął uspokajać a najstarszy brat kucnął przede mną i złapał mnie za dłonie gładząc je kciukami. Po kilku minutach uspokoiłam się, Vincent patrzył na mnie zmartwiony a wzroku Will'a nie widziałam.

- Co się stało Hailie? - Zapytał się Vincent, czułam że znowu nabierają mi się łzy do oczu.

- Louis. - Rozpłakałam się ponownie. - On nie żyje.

Will przytulił mnie mocniej do siebie, przelatywały przeze mnie tylko pojedyncze słowa obojga braci, płakałam, łkałam. Po godzinie przestałam płakać i mój oddech się wyregulował.

- Przykro mi Hailie. - Vincent patrzył na mnie z wyraźnym współczuciem. Will wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju gdzie położył mnie na łóżku, nie protestowałam, nie miałam siły na to. Położył się obok mnie i opatulił mnie ramieniem. Zasnęłam w jego objęciu.

Obudziłam się dalej wtulona w Will'a, nie spał. Obserwował mnie, na krześle przy biurku Will'a siedział najstarszy brat. Nie byłam chętna do rozmowy wiec nie odpowiadałam na żadne pytanie, poleciały mi tylko łzy po policzkach które mój ulubiony brat starł swoimi kciukami.

Vincent w pewnym momencie podniósł lekko głos ponieważ nic nie odpowiadałam.

- Hailie. - Błądziłam wzrokiem po pościeli. - Hailie odezwij się.

Nie umiałam, miałam gule w gardle.

Gdy przypomniałam sobie o tym że Louis nie żyje znowu się rozpłakałam. Mimo że nie widzieliśmy się od miesięcy był dla mnie ważny, wychowaliśmy się na tym samym podwórku. Silne ramiona mnie objęły, ramiona Vincent'a. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową a on zaczął mnie gładzić po plecach.

- Hailie, jak się czujesz? - Gula zniknęła z mojego gardła.

- Okropnie. - Pierwszy raz powiedziałam szczerze jak się czuje. Nie musiałam patrzeć żeby wiedzieć że moi najstarsi bracia wymienili spojrzenie.

- Chcesz pójść do psychologa? - Odezwał się Will.

- Nie. - Wymruczyłam.

Nie odzywałam się więcej do chłopaków, nie jadłam, nie piłam, leżałam tylko i płakałam. Byłam co jakiś czas przenoszona do pokoju Will'a lub pokoju Vincent'a ewentualnie do mojej sypialni.

★★★

Nie wspominałem w tamtym rozdziałach o Louis'u ponieważ teraz go wymyśliłem. Mam nadzieję że wam się podoba:)

Dziękuję za tyle wyświetleń oraz gwiazdek!!!<3

Do następnego!!

Rodzina Monet - Samookaleczanie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz