Rozdział 5 Restauracja

1.1K 40 3
                                    

Wieczorem ubrałam się w czerwoną sukienkę. Miała ona kurtki rękaw i sięgała mi do połowy łydek. Przez środek przebiegały guziki w kolorze kości słoniowej. Założyła czerwone szpilki które nie były jakieś bardzo wysokie jednak dodawały mi kobiecości.
Lubiłam tę sukienkę i zawsze zakładałam ją gdy wychodziłam z rodzicami do restauracji. Jednak za każdym razem czegoś mi brakowało i tym razem wiedziałam czego. W mojej szkatułce z biżuterią były nie wiele rzeczy. 4 naszyjniki i 2 broszki.
Broszki były takie same bo jedną dostałam od mamy a drugą od cioci a one dawno temu kupiły sobie takie same.
Gdy przypinałam złotą waszkę do mojego pokoju zapukał ktoś wystukując w alfabecie morsa imię Maja.
- Proszę. - powiedziałam.
Do mojego pokoju weszła Maja w różowej sukience na ramiączkach.
- Ładnie wyglądam? - zapytałam obracając się w okół własnej osi.
- Pięknie. - powiedziałam. - Ale czegoś ci brakuję.
Podeszłam do szkatułki i wyjęłam drugą broszkę. Podeszłam do siostry i przepiełam ją do jej sukienki.
- Teraz idealnie. - powiedziałam wstając.
- Dziękuję. - powiedziała przytulając mnie. - To co idziemy?
- Tylko wezmę torebkę. - powiedziałam biorąc z garderoby małą czarną torebkę i wkładając do niej telefon, portfel, paczkę chusteczek i jak zwykle scyzoryk.
- Długo jeszcze? - zapytała Maja.
- Już. - powiedziałam.
Obie wyszłyśmy z pokoju i kierując się na dół. Gdy weszłyśmy do garażu zobaczyłyśmy że jest już tam Vincent, Dylan i Tony. Wszyscy byli ubrani w eleganckie garnitury i wyglądali ja milion dolarów. Jak tylko weszłyśmy Dylan od razu zmierzył nas oceniając wzroki tak jakby chciał się do czegoś przyczepić. Zignorowałam ten wzrok jednak Maja dalej bardzo bała się naszych braci więc delikatnie się cofnęła i przybliżyła się do mnie. Jednocześnie chciałam powiedzieć jej że nie pozwolę jej skrzywdzić więc nie musi się bać, a jednocześnie wiedziałam że mogła by to źle zabrzmieć w obecności naszych braci dlatego zaczełam nogą wystukiwać zdania: Nie bój się. Jestem tu.
Moje uderzenia były bardzo delikatne i zapewne nasi bracia którzy stali kawałek dalej nie usłyszeli ich.
Usłyszałam tak samo delikatne uderzenia obok mnie. Wiedziałam że gdybym spojrzałam zdradziłam bym braciom że coś dla mnie znaczą dlatego po prostu patrzyłam na nich. Uderzenia złożyły się w pytanie: Nie pozwolisz mnie skrzywdzić?
Tak samo delikatnie odstukałam: Szybciej zginę.
Kątem oka zobaczyłam jak moja siostra się uśmiech więc wiedziałam że ją uspokoiłam.
W tym samym momencie do garażu weszli Will i Shane. Oboje wyglądali tak jak reszta naszych braci.
Dopiero w tedy dostrzegłam to że Will ma taki sam kolor włosów jak mój zmarły brat.
- Pięknie wyglądacie dziewczyny. - powiedział Will stając obok nas.
- Dziękuję. - odpowiedziałyśmy chórkiem ja i Maja.
Will tylko się uśmiechnoł.
- To jak jedziemy? - zapytał Dylan. Wszyscy odwrócili się w jego stronę.
- Chyba ja i Vincent pojedziemy z dziewczynami, a wy pojedziecie we trójkę. - Powiedział Will patrząc po trójce naszych braci.
- Okej. - powiedział Tony.
- Spoko. - powiedział Dylan.
- Dobrze. - powiedział Vincent.
Ja i Maja tylko skinełyśmy głowami. Dylan i bliźniacy podeszli do jednego auta, a Will i Vincent do drugiego. Ja poszłam za naszymi najstarszymi braćmi a moja siostra za mną. Ja usiadłam za kierowcą moja siostra obok mnie. Vincent prowadził a Will siedział koło niego.
Gdy wyjeżdżaliśmy patrzyłam się w oko i miałam zamiar obserwować otoczenie przez całą drogę żeby ci obcy nam mężczyźni nas nigdzie nie wywieźli. Jednak co chwilę zerkałam do przodu na naszych najstarszych braci. Nie ufałam im i w najbliższym czasie nie miałam zamiaru zaufać. Droga minęła nam w ciszy więc gdy dojechaliśmy pod jakąś drogą restaurację z przyjemnością wysiadłam.
Weszliśmy do środka i usiedliśmy przy stoliku. Po chwili przyszedł kelner i podał nam karty dań. Gdy złożyliśmy zamówienia chłopcy zaczęli rozmawiać. Słuchałam o czym mówią jednak sama się nie odzywałam. Chłopaki śmiali się i żartowali. Nie zwracali zbytniej uwagi na mnie do puki nie zadzwonił mi telefon.
Spojrzałam na ekran i zobaczyłam że dzwoni Hitoshi Suzuki. Były szef mojego taty i nie oficjalny szef mój i Mai. Był on nie tylko szefem ale też przyjacielem naszej rodziny dlatego wiedziałam że powinnam odebrać.
Gdy podniosłam głowę zobaczyłam że wszyscy zwrócili na mnie uwagę.
- Przepraszam. Za chwilę wrócę. - powiedziałam wstając. Wyszłam z restauracji i odebrałam telefon.
- Dobry wieczór Panie Suzuki. - powiedziałam przykładając telefon do ucha.
- Aniu proszę nie postarzają mnie. Mów do mnie po imieniu. - powiedział męski głos wydobywający się z telefonu.
- Przepraszam Hitoshi. Czy zasłużyłam sobie na ten telefon?
- Przed chwilą dowiedziałem się o śmierci twoich rodziców i chciałem złożyć kondolencje oraz zapytać co teraz się u was dzieje.
- Bardzo dziękuję za pańską pamięć. U nas jest w porządku. Nasi bracia zgodzili się wziąć nas pod opiekę więc o dom nie musimy się martwić.
- Przecież twój brat nie żyje. - powiedział Hitoshi zdziwiony.
- Okazało się że nasz tata nie jest naszym biologicznym ojcem i chodź on sam nie żyję to mamy jeszcze rodzinę z jego strony. - powiedziałam szybko.
- Rozumiem. W takim razie cieszę się że trafiłyście do rodziny. Chciałem tylko powiedzieć że jeśli coś będzie nie tak to możesz do mnie zadzwonić a ja spróbuję ci pomóc.
- Bardzo dziękuję za pańską troskę jednak muszę kończyć bo jestem w restauracji i tak nie za bardzo mogę rozmawiać.
- Oczywiście. To może ja jutro zadzwonię koło piętnastej? Chciałbym porozmawiać z tobą na temat biznesu i kilku innych rzeczy.
- W takim razie jutro o piętnastej będę pod telefonem. - powiedziałam
- Dziękuję Aniu. Miłego wieczoru.
- Miłego wieczoru. - rozłączyłam się. Wróciłam do stolika. Gdy podeszłam oczy znowu zwróciły się w moją stronę. Nie przejęłam się tym tylko usiadłam na swoim miejscu.
- Kto dzwionił? - zapytałam Maja.
- Pan Suzuki. Potem ci wszystko powiem. - powiedziałam zwracając się do niej.
- Kto? - zapytał Dylan. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego.
- Mój i Mai szef. - powiedziałam.
- To wy pracujecie. - zdziwił się Tony.
- Tak jakby. - powiedziałam Maj wtrącając się do rozmowy.
- Co znaczy: tak jakby? - zapytał Shane.
- To znaczy że pomagałyśmy ojcu w pracy i dzięki temu my same ją zdobyłyśmy. I choć nie jesteśmy oficjalnymi pracownicami Pana Suzuki' ego to pracujemy dla niego od kilku lat. - powiedziałam. Wszyscy chłopcy patrzyli na mnie jak na wariatkę.
- Na czym polega ta praca? - zapytał Vincent. Spojrzałam mu w oczy i powiedziałam.
- Moja na pomocy panu Suzuki'emu. Czyli sprawdzanie plików i jak mnie poprosi na wchodzenie na pliki do których ma trudny dostęp. Za to praca Mai polega na słuchaniu jeszcze nie wydanych piosenek i tworzeniu do niech grafik na okładki albumów i płyt. - wytłumaczyłam po kolei patrząc w oczy moim braciom.
- Dlaczego? - zapytał Will.
Spojrzałam na niego nie rozumiejąc jego pytania.
- Dlaczego w tak młodym wieku pracujecie? - zapytał ponownie.
- Ja pracowałam bo dzięki tej pracy zdobywam kontakty i doświadczenie. Jak również uczę się i szlifuję to co już umiem. A że mam zamiar podążać tą ścieżką kariery to czemu mam nie skorzystać. Przecież w każdej chwili mogę zrezygnować i tyle. Ja po prosty skorzystam z okazji która nie trafia się codziennie. - powiedziałam.
- A Maja? - zapytał Vincent przenosząc wzrok na moją siostrę.
- Ja po prostu lubię rysować i chcę zamienić swoją pasję w pracę a to jest idealna okazja. - powiedziałam Maj spuszczając wzrok.
- Ale obie nie jesteście pełno letnie więc w ogóle jak dostałyście tę "pracę" nie wspominają już że ta mała ma 7 lat? - zapytał Dylan patrząc to na mnie to na Maję.
- Dzięki znajomością ojca. Pan Suzuki był jego dobrym przyjacielem jak również jest naszym przyjacielem. Również trochę pomógł fakt że znam Adriana Santana i Piotra Wernerskiego. - powiedziałam. Wszyscy nie licząc Mai i Vincent'a, wytrzeszcz czyli na mnie oczy jakbym właśnie powiedziała że rozmawiam z duchami.
- Znasz Adriana Santana?!! - krzyknoł Dylan.
_______________________________________

Rodzina Monet: Bez emocjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz