Rozdział 22 koszmar

634 33 4
                                    

- Nie wiedzieliśmy o tym. - Powiedziała chłodno Vincent. Leżałam w szpitalnym łóżku i dalej glaskałam Maje leżąca przy mnie.
Mój najstarszy brat podszedł i zrobił coś czego nigdy się nie spodziewałam.
Przytulił mnie.
Tak! Vincent Monet. Najsurowsza osobą na świecie poprostu podeszła i mnie przytuliła.
Jego uścisk był delikatny, a jednocześnie silny i stanowczy.
Przez chwilę byłam sztywna jak struna przez szok ale potem się ostrząsnęłam i również go objełam.
To było wspaniałe uczucie.
- Dlaczego nie powiedziałaś nam wcześniej że myślisz że chcemy cię zabić? - zapytał Will, gdy Vincent mnie puścił.
- Jak miałam to powiedzieć? - zapytałam a po chwili dodałam udając beztroski głos - Hej chłopaki bo chcę was zapytać czy chcecie mnie ukatrupić, a jak tak to czy mogę uciec?
Vincent nie wydawał się zadowolony z tego żartu ale nic nie powiedział. Ja kontynuowałam spokojniej.
- Od dziecka coś mi grozi. Moja rodzina była bardzo wpływowa więc dużo osób mógł chcieć mnie wykorzystać, dodajmy do tego jeszcze te wszystkie straty i... - Przerwałam.
Czułam się strasznie mówiąc o tym. Chciałam płakać i się ciąć by ból w sercu zniknął albo chociaż się zmniejszył.
- Od zawsze czułam że jestem sama. - zaczynam płakać. Nie wiem czemu ale płaczę. Nie chciałam tego. Chciałam być jak zwykle poważna ale nie mogłam. - Ja...muszę chronić Maje. Tylko ona mi została.
Płakałam. Will podszedł i wziął mnie w ramiona ale to nie pomagało. Chciałam by ból zniknął.  Chciałam się pociąć.
- Musisz się uspokoić. - powiedziała spokojniej Vincent.
Powoli brałam głębokie oddechy. Dzięki ciepłu Willa po kilku minutach byłam spokojna. W tedy przytuliłam Wilka chcąc więcej otuchy i spokoju który czułam w jego ramionach.
- Jest już późno. Powinac się przespać Aniu. - powiedziała Vincent.
Naprawdę była zmęczona. Skinęłam głową na mojego najstarszego brata i położyłam się.
Maja dalej spała na moich kolanach nie przejmując się calą sytuacja. Will delikatnie podniusł Maje tak by jej nie obódzic i powiedziała że zawiezie ja do domu.
Ja patrzyłam jak wychodzi z sali z moją siostrą na rękach. Gdy zostałam sama w Vincentem spojrzałam w okno. Widziałam gwiazdy i księżyc. Pamiętałam jak kiedyś oglądałam je z Kubą.
- Był byś zły gdybym kiedyś wyszła z domu w środku nocy? - zapytałam Vincent dalej patrząc przez okno.
Nie wiedziałam czemu to zrobiłam. Po prostu czułam impuls że muszę to zrobić.
- Była bym zły. Dlaczego pytasz? - zapytał zimno Vincent.
- Kiedyś wymykałam się z domu z Kubą. Ogladaliśmy gwiazdy i bawiliśmy się jak dzieci. - uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Nie wiefziałam dlaczego to mówilam. Słowa same opuszczały moje usta i serce. Chyba poprostu chciała się poczuć lepiej i opowiedzieć o czymś co mnie cieszy.
- Często to robiliście? - zapytał chłodno Vincent.
Ja dalej patrzyłam przez okno.
- 2 razy w tygodniu. To była nasza mała tradycja na ucieczkę od ciężkiego świata.
Mój brat oatrzył na mnie. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu który zarz znikną.
- Był bym zły gdybyś wyszła z domu sama, ale z kimś to inna kwestia. - Vincent podszedł i położył mi dłoń na ramieniu. - Teraz idź spać. Jutro porozmawiamy.
Przez chwilę patrzyłam przez okno, potem zamknełam oczy i od razu zapadłam w sen.

Mój sen był dziwne i straszny. Na początku nic się nie działo. Byłam w domu asz nagle przyszedł Vincent i powiedział że mam gościa. Tuż za nim stał mój kuzyn Eryk ale...nie miał oczy. Przestraszyłam się a po chwili mój kuzyn zaczął mnie ciągnąć.
Ja się wyrywałam ale po chwilo  wsztko zniknęło. Byłam w czarny pokoju a w okół mnie stała moja zmarła rodzina.
Wyglądała strasznie.
Każde z nich wyglądał jak musili wyglądać w chcieli śmierci. Mój brat miała zapalona skóre bo zgubił w pożarze, kuzynka była mokra bo utopiła się, moja ciocia miała złamany kark bo się powiesiła. To było straszne. Obracałam się i patrzyłam po wszystkich. Zaczęłam krzyczeć asz....
Podeszła do mnie Maja. Miała ranie postrzaleą na czole a w ręku trzymała broń.
- Dlaczego kazałas mi ich zabić? - zapytała, a w tedy mój wzrok padł za nią.
Wszyscy nasi bracia leżeli tam martwi. Jeden na drugim leżeli z ranami postrzałowymi.
Patrzyłem na nich przerażona. W tedy poczułam klepanie po ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Kristjana.
Był cały pobity. Wyglądał jak by ktoś go uderzał pasem asz umarł.
- Dlaczego pozwoliała mnie zabić? Powiedziała że będziesz mnie chronić. - mówił bez namiętnym głosem.
- Dlaczego nas zabiłaś? - usłyszałam głos po swojej prawej stronie.
Odwróciłam się tam. Stał Montgomery i Maya.
Spojrzałam na siebie. Miałam na sobie sukienkę ślubną. Byłam cała we krwi innych osób a w ręku miałam broń i....zapalnicznie.
Taką samą zapalniczkę jaka kiedyś niechcący podpalilam dom.
Zaczęłam krzyczeć i się cofać asz....

Obudziłam się w środku nocy. Na krześle obok mojego łóżka siedział Vincent z komputerem na kolanach.
Zerwałam się do siadu ciężko dysząc i łapiąc się za klatkę piersiową. Moje serce waliła strasznie a ciało był mokre od potu.
Gdy mój brat  zobaczył że nie śpię, odłożył laptopa i podszedł do mnie.
- Vincent.... - mój głos był cichy i przestaszona.
- Wsztko w porządku Aniu? - jego głos był zimny ale słychać w nim było zmartwienie.
- Nie, nie jest w porządku. To...oni nie żyją? - zapytałam trzęsącym się głosem.
- Wszyscy żyją. To tylko sen. - powiedziała chłodno.
- Gdzie jest mój telefon? - zaczełam się rozglądać za telefonem by zadzwonić i upewnić się że nic nie stało się mojemu kuzynowi i by upewnić się że Mai nieć nie jest.
- Vincent muszę zadzwonić, teraz. - powiedziałam.
Zaczełam wpadać w panikę. Bałam się że z moim kuzynem coś jest nie tak. Vincent nie miała dostępu do informacji o mojej dalszej rodzinie.
Vincent chyba zauważyła że panikuje. Cos poklikał na telefonie po czym dał mi swój telefon z otwartymi kontaktami. Szybko wzięłam telefon i wyklikałam numer do mojego najstarszego kuzyna. Zobaczyla że jakimś cudem Vincent ma numer mojego kuzyna ale nie miałam czasu się zastanawiać.
- Halo? - usłyszałam spokojny i leki zaspany głos.
- Kristjan! Kristjan nic ci jej jest?! A jak Eryk?! - krzyczałam do słuchawki. Bałam się.
- Hej! Spokojnie kuzyneczko. Wszyki w porządku. Eryk, Marek, Hania i ja jesteśmy cali i zdrowi. Powiedz co się stało. - Kristjan mówił łagodnie z troską w  głosie.
Ja opowiedziałam mu wszystko. Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas. Vincent cały czas stał obok mnie.

_______________________________________

Przepraszam że tak długo nie było rozdziału.

Rodzina Monet: Bez emocjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz