Rozdział 15 stara i nowa rodzina.

843 38 7
                                    

Siedziałam w pokoju.  Akurat zakończyłam pracę i poszłam do garderoby schować papierzyska. Teraz miałam ich 2 razy więcej bo Vincent był tak dobry że załatwił mi drukarkę i chodź to bardzo ułatwiło mi pracę to zaczęły mi już się mylić więc chciałam poprosić któregoś z braci o podwuzkę do sklepu w którym mogłam kupić segregatory i inne tego typu rzeczy. Jedna jak wychodziłam z garderoby zobaczyłam paczkę zawiniętą w brązowy papier. To była paczka którą przekazałam ci ciocia od mojego ojca (nie Camdena tylko partnera matki dziewczyn). Wzięłam ją i chciałam otworzyć ale przypomniałam sobie że to tylko dla mnie a w moim pokoju był Sonny.
- Sonny muszę cię prosić o odsunięcie się. - Powiedziałam nie odwracając do niego głowy i usiadłam przy biurku.
- Oczywiście Panno Monet. - Powiedział mój ochroniarz odsuwając się i stając przy ścianie obok drzwi dla mojego komfortu.
- Dziękuję. - Odpakowałam paczkę i spojrzałam na przedmiot w środku. Było bardzo gruby notatnik.
Notatnik mojego ojca i brata. Widziałam go kilkanaście tysięcy razu w swoim życiu jak mój ojciec lub dawno temu brat tam coś zapisywali. Nigdy mi nie musieli co tam jest i zawsze byłam ciekawa.
Notatnik był gruby. Miał czarny kolor i nie wiem ile karteczek samoprzylepnych zaznaczających mnóstwo stron.
Otworzyłam notatnik na losowej stronie i zaczełam czytać.

23.02.2011
Egbert Santan chciał współpracy. Nie zgodziłem się bo nie miałem radnego powodu by mu ufać. Proponował połączenie naszych rodzin przez małżeństwo naszych dzieci. Chodź kusiła mnie ta propozycja byłem pewny że moja córka nie chciała by zostać zmuszona do ślubu więc odmówiłam dla mojego księżniczki.

Gdy przeczytałam ten fragment wzruszyłam się. Chciałam zamknąć dziennik by się nie poryczeć ale zobaczyłam coś dziwnego. Wyjęłam z dziennika liścik.

Dla mojej księżniczki.

Droga Aniu. Skoro to czytasz znaczy że mnie już nie ma na tym świecie. Wiem że skoro już mnie nie ma to może już nigdy nie nazwiesz mnie ojcem, ale musisz wiedzieć że dla mnie zawsze byłaś córką. Chodź nie łączą nasz żadne więzy krwi to kocham cię nawet po śmierci moja księżniczko. Wiem że czasem byłem uparty ale to dlatego że chciałem cię chronić. Dlatego teraz ten dziennik jest twój. Ja i twój brat zapisywaliśmy w nim najważniejsze rzeczy. Znajdziesz tu informacje o sobie, o moich i twoich wspólnikach ale jeśli zagłębisz się w tą lekturę dowiesz się o swoim 'prawdziwym' ojcu i twoich przyrodnich braciach.
Pamiętaj ja zawsze cię kocham moja córeczko.

Od twojego ojca
Barnarda Líder

Nie wiem co mnie podkusilo ale wstałam poszłam po moja szjatulkę z biżuterią. Wyjęłam z niej wszystkie 4 naszyjniki. Wróciłam do biurka i zdjęłam wisiorki z karzdego naszyjnika i zawiesiłam wszystkie na jednym łańcuszku. Teraz miałam 1 naszyjnik z 4 wisiorkami.
Karzdy wisiorek był pamiątką po innej części rodziny teraz jednak największym sentyment miałam do wisiorka który był 2 splecionymi obrączkami. Był to wisiorek mojej mamy. Dostała go bardzo dawno temu od mojego ojca i teraz weń wisiorem przypominał mi o nich obojga.
Było mi lepiej bo dzięki temu czułam że cała rodzina jest prze mnie. Wróciłam do czytania notatnika ojca już bez pragnienia łez.
Czytałam przez dobre pół godziny po czym do mojego pokoju bez pukania weszła Maja.
- Siostra! Siostra! - krzycząc poleciała do mnie Maja. - Z Shane'm oglądamy krainę Lodu. Oglądasz z nami? - zapytała uśmiechnięta.
- Jasne. - powiedziała i razem z Mają poszłam do salonu gdzie siedział już Tony.
- Hej. - przywitałam się krótko.
- Siema. - powiedziała Shane. 
Maja usiadła na kanapie obok 'go a ja po jego drugiej stronie.
Mój brat włączyła i wszyscy razem oglądaliśmy do puki nie zrobiłam się sena. Położyłam się na kanapie głowę miałam na kolanach Shane'go. Poczułam jak ktoś zaczynam mnie głaskać po głowie.
- Jeśli jesteś zmęczona to idź spać. - powiedział mój brat.
Po chwili zasnęłam.
Obudziły mnie jakieś hałasy.  Otworzyłam oczy.
Dalej leżałam w salonie na kolanach Shane'go ale teraz było tu więcej osób. Byli tu wszyscy moi bracia, Maja i jakiś nie znany mi mężczyzna.
Odrazy zerwałam się do siadu obserwując człowieka. Po chwili dostrzegłam że obok niego stoi Kobieta. Wyglądali jak małżeństwo. 
Rozejrzała się po wszystkich.
- Czy to nasza Ania? - zapytała pobiera jak by mówiła do dziecko.
Zmierzyłam ją chłodny spojrzeniami prawie tak samo przenikliwych mak robił to wince tego jego pięknymi oczami.
- Dzień dobre. Z kim mam przyjemność rozmawiać? - zapytałam chłodni nie ufna do tych ludzi.
- Och nie musisz być tak oficjalna. - powiedziała kobieta.
- Ania to Monty i Maya Monet. Brat naszego ojca i jego narzeczona. - powiedziała Will a moje chłodnie spojrzenie stawało się coraz ostrzejsze.
Mężczyzna nazwany Monty'm zarzucił rękę na sztywnego Vincenta i powiedziała. 
- Jak widać macie wiele wspólnego z Anią. Oboje macie takie samo spojrzenie.
- Twoje pełne imię i nazwisko to Montgomery Monet? - zapytałam się.
- A dalszego pytasz? - zapytał mężczyzna.
- Bo już się spotkaliśmy w raczej... chłodnych okolicznościach. - powiedziałam wstając.
Chciała wyjść ale Maja mnie zatrzymała.
- W jakich okolicznościach? - zapytała.
- Może ty jej powiesz? - powiedziałam do Montiego.
- Przepraszam ale ja pierwszy raz cię widzę.
- Tak? A pamiętasz taką dziewczynkę jak Anię Liger? - zapytałam chłodniej.
- A...tak. Okoliczności naszego spotkania rzeczywiście były chłodne i dość burzliwe. - powiedział Monty trochę zażenowany.
- Chwilą o czym wy mówicie? - zapytał Tony.
- Nie tylko on chcę wiedzieć. - powiedział Will.
- Słuchamy. - Powiedziała Vincent.
- Kilka lat temu Montgomery szukał partnerki dla któregoś z was. Pomyslał o Tsuky Suzuki. Córce mojego szefa. - powiedziałam.
- Co?
- Co?
- Co?
- Co?
Zapuytali na raz Will, Tony, Shane, Dylan. Tylko Vincent się nie odzywał.
- Cóż...ja w tedy byłam akurat w gabinecie pana Suzuki i chodź muszę przyznać że to przez mojego szefa rozmowa była dość...odpychająca to jednak powód Montgomer'ego był dość banalny. - powiedziałam chłodno.
- To dość...dziwne usłyszeć coś takiego. - powiedziała po chwili milczenia Shane.
- To bardzo dziwne. - Zgodził się z nim  Tony.
- Al....- przerwałam w połowie bo poczułam wibracje. Wyjęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na ekran. Kristjan do mnie dzwoni. Już chciałam odebrać gdy Vincent powiedziała.
- Ania odłóż telefon. Później zadzwonisz. 
- Oni nie dadzą się tak po prostu zlać. - powiedziałam.
- Ania proszę. Potem oddzwonisz. - powiedziała Will.
- Okej. - powiedziałam odrzucając połączenia i odkładając telefon na stolik ekranem do góry. - 3...2....1..
Jak tylko powiedziałam na ekranie pojawiły się esemesy.  I co sekundę dostawałam nowy. Po kilku chwilach miałam 30 esemesów a ta liczba cały czas rosła.
Eryk i Kristjan wysyłali mi wiadomości taki jak:

Kuzyneczko zadzwoń
Co się dzieje?
To przez twoich braci?
Odpisz szybko
Martwimy się
Jak twoi bracia ci coś zrobili to zabiję
Zadzwoń albo za 10 minut dzwonek na policję
Dlaczego nie odbierasz?
Zadzwoń proszę.
Kuzyneczko!!!!
Ani co się dzieje?!?!

Wszyscy patrzyli w szoku na mój telefon a ja tylko zimnym wzrokiem patrzyłam w piękne oczy Vincenta.
- Mogę oddzwonić? - zapytałam już znając odpowiedz.
- Tak, ale potem przyjdź. - powiedziała Vincent.
Ja tylko wzięłam telefon. Wyszłam z pokoju z którego jedyne co było słychać to cichy śmiech Mai.
_______________________________________

Przepraszam za błędy.
Jestem chora więc mam czas na pisanie i nie długo będzie kolejny rodział.

Rodzina Monet: Bez emocjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz