Rozdział 7 Gabinet i Vini

1.1K 34 13
                                    

Od przeprowadzki do braci minęły prawie 3 tygodnie. Jutro miał się rozpocząć rok szkolny co szło mi na rękę. Bardzo lubię się uczyć i przykładam do tego ogromną wagę.
Przez te trzy tygodnie każdą chwilą spędzałam z Mają.
Siedziałyśmy razem w moim pokoju starając się nie przejmować tym że za drzwiami czai się 5 mężczyzn którzy możliwe że chcieli nas zabić.
Jak mieszkałyśmy z rodzicami zwykle poświęcałam na pracę około 2 godzin dziennie. Teraz ta liczba zmieniła się na 4 godziny. Miałam mnóstwo pracy spowodowany powrotem wielu pracowników z urlopu tym samym miałam o wiele więcej plików do sprawdzenia. Na szczęście Maja się nie gniewała i chodź była w tym samym pokoju w ogóle mi nie przeszkadzał. Siedziała cichutko jak myszka rysując.
Przez śmierć rodziców bardzo dużo osób do mnie dzwonił. Pracownicy mojego ojca, jego przyjaciele i moi przyjaciele których nie miałam za dużo, moja ciocia i kuzyni. Ale najbardziej zdziwiłam się na telefon od Adriana Santana.
Zadzwonił do mnie kilka dni po przyjeździe do braci i rozmawialiśmy przez dobre pół godziny. Bardzo lubiłam tego chłopaka bo był taki jak sam jak ja. Miły jednak oficjalny i mimo że zmieniłam nazwisko zgodził się ( gdy byliśmy sami. ) mówić do mnie po staremu.
Z naszymi braćmi bardzo mało rozmawiałyśmy dlatego zdziwiłam się gdy zadzwonił mój telefon, a na wyświetlaczu pojawiło się nazwisko
"Vincent Monet".
- Halo. - powiedziałam do telefonu. Przykładając słuchawkę do ucha.
- Aniu chciał bym z tobą porozmawiać. Więc czy mogła byś przyjść do mojego gabinetu? - zapytał lodowaty głos należący do mojego najstarszego brata.
- Oczywiście. Tylko gdzie jest twój gabinet? - zapytałam. Maja odwróciłam wzrok od tabletu graficznego by spojrzeć na mnie.
- Jak wejdziesz do skrzydła pracowniczego to przy jednym z drzwi spotkasz ochroniarza. To będzie moje biuro.
- Już do ciebie idę. - powiedziałam. Odłożyłam laptopa którego położyłam sobie na brzuchu. Wstałam z łóżka i skierowałam się do drzwi.
- Gdzie idziesz? - zapytała Maja odwracając się do mnie.
- Do Vincent'a. Zaraz wraca. - powiedziałam.
- Czemu Vini dzwoni zamiast po prostu przyjść? - zabytała. Ja uniosłam brwi słysząc jak nazwała naszego brata.
- Lepiej nie nazywaj go tak przy chłopcach. A dlaczego dzwonił to nie wiem, może po prostu mam mało czasu. - powiedziałam otwierając drzwi. Wyszłam z pokoju i poszłam korytarzem. Gdy doszłam do skrzydła pracowniczego bez zawahanie weszłam w głąb niego szukając interesujących mnie drzwi.
Korytarz był długi i gdybym odczuwała strach to pewnie bym się skuliła i stawiała delikatne pełne nieufności kroki, ale od dziecka byłam odważna więc się nie bała i z podniesioną do góry głową szłam stanowczym i pełnym gracji krokiem.
Zobaczyła mężczyznę stojącego obok jakiś drzwi. Nie był to żaden z moich braci i był ubrany w czarny, schludny garnitur. Domyśliłam się że to musi być ochroniarz więc drzwi obok których stał to musiał być cel mojej wędrówki.
- Dzień dobry Panno Monet. - powiedział gdy się zbliżyłam. Zmarszczyłam brwi. Bardzo dziwnie się poczuła słysząc jak mnie nazwał. Zawsze jak ktoś zwracał się do mnie to nazywał mnie Panną Líder.
( czytaj: Lide ).
- Dzień dobry. - odpowiedziałam. Podeszłam do drzwi zapukałam dwa razy. Ojciec zawsze mi powtarzał że go uczono pukać dwa razy bo w tedy na pewno ktoś usłyszy ale nie będzie to wyglądać jakbym się naprzykszała.
- Proszę. - usłyszałam.
Weszłam do środka. Gabinet mojego brata był duży. Przy biurku siedział Vincent. A obok niego stał Will.
- Dzień dobry. - przywitałam się z nimi, zamykając za sobą drzwi.
- Dzień dobry, Aniu. - przywitał się w
Vincent.
- Cześć.- powiedział Will. Jego wzrok jak zawsze był wesoły ale jako że od dziecka potrafiłam odczytać ludzkie emocje jak prawdziwy szpieg, to wiedziałam że coś mu się nie spodobało w moim zachowaniu.
- Poprosiłeś żebym przyszła. - powiedziałam patrząc w te piękne oczy mojego najstarszego brata.
- Tak. Chciałem z tobą porozmawiać. Chyba nie masz nic przeciwko że Will również tu będzie? - zapytał zimno Vincent.
- Nie mam. - powiedziałam.
Vincent wstał, podszedł i usiadła w fotelu. Ja się nie ruszyłam z miejsca nie będąc pewna czy powinnam. Will widząc to wskazał mi kanapę gestem który wskazywał że mam tam usiąść. Nie zbyt szybko podeszłam i usiadłam. Byłam wyprostowana a ręce trzymałam na kolanach. Myślała że Will również usiądzie jednak on stanął za mną trzymają ręce na oparciu kanapy o którą ja nie miałam zamiaru się opierać. Byłam spięta chociaż nie pokazywałam tego postawą.
- A więc droga Aniu. Chciałem cię zapytać o parę spraw. - zaczął chłodno Vincent. Po jego minie i postawie wiedziałam że jest to dla niego ważne i że dokładnie wie czego chce. - Jak na przykład o twoją relację z twoim zmarłym bratem...Kacprem.
- Chyba chodziło ci o Kubę. - powiedziałam trochę urażona. - Moja relacja z nim była doskonała. Prawie nigdy się nie kłóciliśmy i zawsze byliśmy razem. I chciałam prosić byś nie przekręcał jego imienia bo za życia zasłużył sobie na ogromny szacunek i pamięć o nim po śmierci.
Byłam tak samo jeśli nie chłodniejsza od niego. W pomieszczeniu i tak było już trochę chłodno a po moich słowach było tu po prosty zimno. Jakby w zimę otworzyć okno na oścież.
- Przepraszam. Następnym razem będę pamiętać jego imię. - powiedział Vincent jeszcze chłodniej niż wcześniej. Patrzył na mnie jakby chciał przeczytać moje myśli. Jednak ja bez problemu wytrzymałam to spojrzenie i nie zrobiło mi ono jakiegoś problemu.
- Dziękuję. Mogłam zabrzmieć nie uprzejmie więc i ja przepraszam.
- Od początku wiedziałem że nie pochodzisz z pierwszej lepszej rodziny. Ale twoja elegancja jak i kultura naprawdę robi wrażenie. Nie wiele osób może pochwalić się czymś takim. - powiedział Will. Zwrócił tym samym moją uwagę. Odwróciłam się i spojrzałam w jego oczy.
- Miło coś takiego usłyszeć. Jednak i wam i mnie owijanie w bawełnę nic nie da. - powiedziałam. Zrozumiałam że moi bracia po coś mnie ty wezwali a ja nie lubiłam jak i nie byłam przyzwyczajona że ktoś się ze mną cacka. - Po coś poprosiłeś mnie żebym przyszła i chciałam bym znać ten powód. - powiedziałam w stronę Vincenta.
- Chodzi o to że razem z Will'em zauważyliśmy że i ty i Maja zachowujecie się jakby coś się działo w waszym domu. - powiedział w prost  Vincent. 
- Co masz na myśli mówiąc że coś się działo w naszym domu? - zapytałam. Do głowy przyszedł mi pomysł że mogli wiedzieć o tym że ojciec mnie uderzył albo że całe dnie spędzałyśmy same.
- Chodzi o to że obie cały czas nie odstępuje się na krok. A Maja wygląda jakby bała się własnego cienia. - powiedziała Will.
- Może boi się bo została porwana. - powiedziałam twardo patrząc to na Vincent'a to na Will'a. - Jako 5-latka została porwana i skrzywdzona. Ma traumę z dzieciństwa i dalej nie może sobie poradzić. A nie odstępujemy się na krok bo to właśnie w takich okolicznościach została porwana. - powiedziałam. Nie pokazywałam żadnych emocji co mogło zdziwić moi bracia jednak oni również nic nie pokazywali. 
- W jakich dokładnie? - zapytał Vincent.
- Byłyśmy w parku. Maja siedziała na huśtawce a ja są huśtałam. Na chwilę odeszłam bo zadzwonił mi telefon. Dosłownie odwróciłam się na 5 sekund. Potem spojrzałam a jej już nie było. - powiedziałam patrząc w oczy mojego najstarszego brata. - Teraz boi się że to się powtórzy. Więc chyba nie jest dziwne że staram się ją wspierać.
- Nie jest to dziwne... - zaczął Will jednak po chwili przerwał. - Co ci się stało w rękę.
W jego głosie zabrzmiało zmartwienie. Podążyłam za jego wzrokiem. Wpatrywał się w moją ranę którą zrobiłam sobie 3 tygodnie temu.
- Nic. - powiedziałam. Wiedziałam że nie uwierzy ale musiałam udawać że to nie jest rana po samookaleczaniu.
Moje myśli błądziły za wymówką jednak zanim zdążyłam coś wymyślić Vincent zapytał.
- Skąd ją masz?
- Przed przyjazdem do was zacięłam się norzem podczas krojenia. - powiedziałam. Gdybym czuła strach to na pewno zaczełam bym się trząść. Jednak nie odczuwałam strachu więc bez problemu skłamałam bez mrógnięci okiem.

_______________________________________

Jesteście ciekawi co dalej?

Rodzina Monet: Bez emocjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz