Rozdział 53

9 0 27
                                    

Pov Theo:

-LIV UWAżaj, o kurwa...

Dziewczynka, około 3-4 lat wpadła na nią taranując Liv i upadając na jej rękę, usłyszałem trzask kości, płacz i krzyki Liv.

Podbiegłem do nich, złapałem odsuwając tą dziewczynkę i podnosząc Liv.

-gdzie twoi rodzice?-spytałem dziewczynki, nie odpowiedziała-a jak masz na imię?

-Melanie... - wyszeptała ciuchutko, gdybym nie był wikołakiem, nie usłyszałbym

Dobrze, Melanie,, ja jestem Theo, gdzie twoi rodzice?-spytałem ponownie

Nie wiem...-wyszeptała

Poszukamy ich, znajdą się-odpowiedziałem.

Zadzwoniłem po karetkę i szeryfa.
Porozmawiałem trochę z Liv i Melanie by je jak kolwiek uspokoić, przyjechało pogotowie i opatrzyło rękę,chwilę później pojawił się szeryf.

-witaj Theo, o co chodzi?-spytał, a ja wytłumaczyłem sytuacje-wiesz co, wydaje mi się że nie było zadnych zaginiec ale dopytam Parisha i to sprawdzimy

-Melanie, pójdziesz z Szeryfem?-spytałem dziewczynki, pokiwała głową i podeszła do Szeryfa, ja weszłem do karetki a Liv odrazu przydreptała do mnie i się przytuliła.

Gdy dojechaliśmy do szpitala, podpisałem potrzebne papiery i zabrali ją na salę gdzie będą zakładać gips.

Zadzwoniłem do Liama.

-Liam...?jesteśmy z Liv w szpitalu-powiedziałem, Liam zaczął się na mnie drzeć jak bym to ja był winny, nie odpowiedziałem tylko się rozłączyłem, schowałem telefon do kieszeni i zakryłem twarz dłońmi prubując się nie popłakać.

-Theo?-usłyszałem głos Melissy, nie odpowiedziałem, siedziałem z rękami na twarzy-co się stało? Co tu robisz?

Byłem z Liv na placu, przypadkowo jakaś dziewczynka wbiegła w nią i upadła na jej rękę, łamiąc ją, a Liam na mnie nakrzyczał...jskbym to ja był winien-wyszeptałem

-oj, bedzie dobrze-wyszeptała i usiadła obok mnie delikatnie mnie przytulając, usłyszałem otwierające się drzwi od sali gdzie zakładali gips Liv.
Wybiegła z uśmiechem od ucha do ucha.

-tatoooo, mogłam wybrać czerwoni lub niebieśki

(błedy są specialnie)

-super ważne że ci się podoba, jak wrócimy do domu możemy narysować kwiatki, lub serduszka

-ale serduśka są cierwone i nie bedzie ich widać

-to zrobimy w innym kolorze-powiedziałem ocierając własne łzy.

-tato? Ciemu płacieś?

-już nie będę, chodź do mnie-powiedziałem i przytuliłem ją do siebie

-Liv, zobacz co mam-powiedziała Melissa trzmając kolorowe markery-co rysujemy?

-kotka

-ojej, ale ja niestety nie umiem, może twój tata spróbuję.

Wziąłem czarny marker od Melisy i narysowałem kotka na gipsie Liv.
Akurat przyszła pielęgniarka przyszła z wipisem.

Wróciliśmy do domu.

-Niccccccccck chcesz narysować coś na gipsie?

-mogę, a co chcesz, kwiatka? Serduszko? A może jedno i drugie?

-NAJLEPSZY BRAT NA ŚWIECIE!!!!

Patrzałem na ich i nie wierzyłem że udało nam się ich wychować tak jak chcieliśmy.
Może w wieku nastoletnim bedzie ciężko, ale się okaże.

ciężka przeszłość(thiam) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz