Rozdział 8 ,,A podobno nie tykasz czyjegoś towaru''

1.8K 71 51
                                    

Wlałem w siebie pospiesznie nalaną do szklanki whisky i odstawiłem szkło z hukiem. Ja p i e r d o l e, jak mi się nie chce iść na tego pokera. Wiedziałem jednak, że musiałem się tam stawić, będzie to miało wpływ na rozwój mojej firmy w Bostonie. Dzięki Tony'emu i tak mam przyzwoity i obiecujący start, ale nie mogę polegać tylko na jego znajomościach.

- Stary, musisz ogarnąć ten dom. - powiedział Tony, wychodząc z łazienki. - Emma zaraz przyjeżdża, a to wygląda raczej na wyprowadzkę.

Tony to mój przyjaciel z czasów studiów. Oboje uczęszczaliśmy na tę samą uczelnię, ja na architekturę, on na geodezje i kartografię. Wynajmowaliśmy razem pokój w akademiku. Stać mnie było na posiadanie własnego mieszkania w Portland i dojeżdżania własnym samochodem na uczelnie. Niestety w ostatniej klasie liceum znudziło mi się bycie poukładanym uczniem i synem, więc za karę moi rodzice uznali, że muszę zobaczyć jak się żyje gdy nie ma się tylu pieniędzy....

Z początku Tony wkurwiał mnie niesamowicie swoim pedantyzmem i kujoństwem, ale sądzę, że gdyby nie on, nie skończyłbym kierunku. Nie zostałbym architektem. To on ciągnął mnie w górę, podczas gdy ja bardzo chciałem ściągnąć go w dół razem ze mną.

    Imprezom nie było końca. W tygodniu, w weekendy, nie miało to dla mnie większego znaczenia. Sprowadzałem do naszego akademika co rusz nową dziewczynę, zazwyczaj na jedną noc, rzadko kiedy mogły one zobaczyć ten pokój po raz drugi. Zachowywałem się jak typowy kasiasty studenciak, tylko że te pieniądze się w końcu skończyły. Gdy zacząłem omijać wykłady a oceny były coraz niższe, ojciec odciął mnie od dopływu pieniędzy. Dziś wiem, że to było dla mojego dobra. Pamiętam, ten wstyd kiedy chciałem zamówić przy barze szoty dla grupy dziewczyn ze starszego rocznika, ale karta nie akceptowała transakcji. To był moment delikatnego ocknięcia się. Oczywiście, nie stałem się od razu idealnym studentem, myślę, że nigdy nim do końca nie byłem, ale właśnie między innymi dzięki Tony'emu mogę nazywać się teraz pełnoprawnym architektem.

- Ja nawet nie wiem jak się za to zabrać. Pokój Emmy w Portland urządzała... - zawahałem się. Jej imię jeszcze mi nie przeszło przez gardło.

- Wiem... - poklepał mnie bratersko po plecach. - Emma będzie tutaj miała tylko ciebie. Musisz wziąć się w garść. Weź jej nianię, ona zna ją najlepiej.

- Przyjedzie dopiero za tydzień, dałem jej urlop, zanim osiądzie tu na stałe, poza tym Emma ma teraz czas z dziadkami. - przewróciłem oczami.

Moi rodzice to niesamowici, pełni ciepła ludzie, ale to dalej dziadkowie...rozpieszczający dziadkowie. Bałem się jak bardzo rozbestwiona wróci do mnie moja córka.

- Dobra, coś wymyślimy. Teraz idziemy się odpiąć. - zadecydował Tony i wychylił swoją szklankę z alkoholem.

Uśmiechnąłem się blado. To nie chodziło już tylko o moje życie, byłem odpowiedzialny za Emme.

*

    Dojechaliśmy do klubu taksówką. Na wejściu przywitała nas elegancko, ale skąpo ubrana młoda dziewczyna.

- Goście Pana Warner'a? - zapytała.

- Tak - odpowiedział Tony.

- Pozwolę sobie panów zaprowadzić. - odgarnęła włosy dłonią, odsłaniając nagą szyję. Sprytne. - Za mną. - zarządziła i przesunęła ciężką, czarną kotarę.

    Weszliśmy w głąb ciemnego klubu, a naszym oczom ukazało się sporych rozmiarów pomieszczenie. Dominowało tu drewno i czerwień, wszystko okraszone przepychem. Z daleka można było usłyszeć mężczyznę grającego blues'a. Wszystkie rozstawione na środku klubu okrągłe stoliki były zajęte. Małe lampki stojące na każdym blacie dodawały intymności temu miejscu, które ewidentnie cieszyło się ogromnym powodzeniem, ale klientela była raczej z wyższych sfer.

Pan Architekt [ zostanie wydane! 🥹]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz