Rozdział 33 ,,Ja cię kochałem na długo przed tym niż powinienem''

2.1K 97 27
                                    

Znudzona poruszanymi tematami przy stole, postanowiłam dołączyć do zabawy z dziećmi. One swoją energią i otwartością zawsze mnie pozytywnie nastrajają, może pomogą na bóle głowy, z którymi zmagam się od kilku dni, zapewne od płaczu i emocji.

Cholernie stęskniłam się za Emmą i uświadomiłam sobie to dosadniej, gdy ją dzisiaj ujrzałam. Nie wiedziałam czy lub kiedy ją zobaczę. Wiedziałam, że na dobrą sprawę zależało to ode mnie, ale nie czułam się jeszcze na siłach by wybaczyć Gabrielowi. Porządnie nadszarpnął, żeby nie powiedzieć, że zniszczył moje zaufanie do siebie. A przecież nikt lepiej niż on nie wiedział jakie to jest dla mnie ważne.

Stałam kilka chwil i obserwowałam jak dziewczynki z animatorką bawią się kolorową wielką chustą.

- A teraz wysoko, wysoko do góry. - śpiewała kobieta, a dziewczynki ile sił wyciągały się by unieść tęczowy materiał. - A teraz nisko, nisko na dół.

I tak w kółko.

- Ooooo! Mama Cass!! - krzyknęła Emma i podbiegła do mnie z taką siłą, że się zgięłam w pół.

Mama?

- Cześć słoneczko. - Zdezorientowana cmoknęłam ją w czubek głowy i kucnęłam, by być z nią na równi. - Czemu mnie tak nazwałaś? - zapytałam spokojnie.

- Zgodzisz się być moją mamą? Tylko na dzisiaj, obiecuję. - złożyła rączki jak do modlitwy.

Wzięłam głęboki wdech i pomyślałam ,,oby mnie twoja mama za to nie nawiedzała w snach". ,,Twój ojciec też" dodałam po chwili.

- Obietnica na małego paluszka? - zapytałam, wyciągając go ku niej. W sekundę splotła nasze dwa palce.

- Do momentu, aż pójdę spać, okej?

Już mnie dawno tu nie będzie.

Oczywiście. Tylko skąd ten pomysł? - dopytałam. Obawiałam, że stąpam po cienkim lodzie, pytając o cokolwiek związanego z Hannah.

- Bo... - wykręciła palce swoich rączek. Położyłam dłoń na jej dłoni, starając się uspokoić dziewczynkę. - No bo dzisiaj wszystkie dziewczynki mają mamy... też bym chciała dzisiaj mieć. Taki prezent urodzinowy. - wzruszyła ramionami, lekko zakłopotana.

- Dobrze, córeczko Emmo. - pogilgotałam ją, na co wybuchła pięknym, radosnym śmiechem. Właśnie tak ma się dziś czuć...

Po chwili zostałyśmy obie zawołane do zabawy, ja moją nowa ksywką - ,mama Emmy. Niezrozumiałe dla mnie uczucie tliło się w moim sercu na te słowa. Mama Cassie... Tak zawsze pragnęłam nią być. I ta mała na kilka godzin spełniła moje marzenie. Chociaż namiastkę jego.

Nie sądziłam, że zabawy na urodzinach pięciolatków są tak brutalne. Myślałam, że sobie potańczymy, pobawimy się w kalambury, ewentualnie chwile pogonimy. Jednak pani animatorka miała inny plan, nie uzgadniając go ze mną. Chociażby na migi!! Dzisiejszego dnia faktycznie panował upał, jak to na środek sierpnia przystało i lekkie orzeźwienie mogło się przydać, ale nie w postaci kilku pięciolatków biegających i rzucających balonami z wodą gdzie popadnie. Cieszyłam się, że założyłam lniany zestaw - koszula i spodenki, bo przynajmniej zaoszczędzono mi latania z gołą dupą po ogrodzie Hornera.

Dzieciaki biegały jak szalone po ogrodzie, chowając się i rzucając wodnymi bombami. Udało mi się w końcu ukryć za drewnianym domkiem i po cichu liczyłam, że nikt mnie nie dopadnie. Spojrzałam w bok i zauważyłam Gabriela opartego o framugę drzwi wyjściowych na ogród. Ręce założył na klatce piersiowej i patrzył na mnie tak, że zrobiło mi się gorąco, mimo, że byłam przemoczona do samych majtek. Momentalnie zapomniałam, że dalej uczestniczyłam w wojnie na balony. Gabriel przechylił głowę na bok i się cholernie uroczo uśmiechnął. Oddech mi zadrżał, a sutki same stanęły, bynajmniej z zimna...

Pan Architekt [ zostanie wydane! 🥹]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz