28. Domek dla lalek

1.2K 67 9
                                    

Ostrzeżenie: odniesienia do niewolnictwa, przymusowych stosunków seksualnych i gwałtu

5 maja

To naprawdę dziwne, jak uśmiech może tak wiele zmienić.

Jak coś tak prostego, jak najmniejsze uniesienie ust czy naciągnięcie kilku mięśni, może nagle zmienić całą perspektywę. Uśmiech może zdziałać wiele, może zdziałać wiele dobrego, Hermiona widziała to na własne oczy.

Często nosiła swój jak maskę, ukrywając to, co naprawdę czuła. Nosiła go, szkoląc nowszych rekrutów, błysnęła nim jak obietnicą, gdy mówiła im o pewności, jaką pokładała w przyszłości Zakonu, w jego zwycięstwie, nawet w tych krótkich okresach, w których sama traciła wiarę.

Często myślała, że Harry używał swojego jak zbroi, aby chronić wszystkich. Używał go codziennie, nosił go, gdy realizował plany bitwy lub pomagał w ambulatorium. Ofiarował go każdemu, każdemu, kto tego potrzebował, próbując rozbudzić nadzieję, mając nadzieję, że jeśli zobaczą, że Wybraniec jest uśmiechnięty i pewny siebie, to pojawi się światło w tunelu. Musieli tylko uzbroić się w cierpliwość, wytrzymać.

Medyczne czarownice Zakonu używały swoich w inny sposób. Używały ich jako miłosierdzia, innej formy lekarstwa. W tych ostatnich chwilach, kiedy Fleur wiedziała, że wkrótce straci pacjentów, zawsze robiła to samo. Oddychała powoli, siadała na skraju łóżka, brała ich dłonie w swoje i posyłała im swój najłagodniejszy uśmiech.

Efekty zawsze były takie same. W chwili, gdy uśmiechała się do nich z góry, panika znikała z ich oczu. Miało się wrażenie, że ciepło jej uśmiechu roztopiło ból w ich kościach, zapobiegło całemu dyskomfortowi i pozwoliło im po prostu unosić się w powietrzu. Bez bólu. Nieważko, dopóki delikatnie nie odpłyną do innego miejsca, gdzie, miejmy nadzieję, świat był milszy. Fleur zawsze trzymała ich za ręce do samego końca.

Oczywiście racjonalnie wszyscy wiedzieli, że uśmiechy oferowane przez pielęgniarki tak naprawdę nie łagodzą bólu, ale zdawały się łagodzić cierpienie osób na progu śmierci, jakby pomagały im zaakceptować swój los i powitać ciemność.

To była naprawdę uprzejmość. Od początku wojny świat stał się mrocznym miejscem i ostatnią rzeczą, jaką wielu ludzi widziało przed końcem, była krew, krzyki i zielone klątwy. Ci, którym udało się spokojnie odejść z widokiem pięknej twarzy uzdrowicielki uśmiechającej się do nich, uważani byli za szczęśliwców.

Hermiona zawsze miała nadzieję, że kiedy nadejdzie jej czas, kiedy wojna w końcu ją dopadnie i wszystkie jej sprytne pomysły ją porzucą, podniesie wzrok i zobaczy kogoś, kogo zna, uśmiecha się do niej, gdy będzie brała ostatni oddech.

Tak, Hermiona wiedziała z pierwszej ręki, ile dobrego może zdziałać coś tak prostego jak uśmiech w czasie wojny. Dlatego nigdy nie przyszło jej do głowy, ile szkód można wyrządzić, jeśli zostanie ukazany w niewłaściwym momencie.

Ale wtedy Malfoy się uśmiechnął.

Cholernie się uśmiechnął, gdy Theo podniósł odciętą głowę. I nie przestawał się uśmiechać, nawet gdy patrzył, jak jego przyjaciel bawi się nią, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, regularne zjawisko.

Nawet gdy to się wydarzyło, Hermiona była nieugięta, że musiała to sobie wyobrazić. Że to musiało być złudzenie świateł, albo że wydarzeń tego dnia było za dużo i jej umysł igrał z nią. Ale nie, nieważne, jak długo wpatrywała się w Malfoy'a, nieważne, jak bardzo mrużyła oczy i chciała, żeby ten lekki uniesiony kącik jego ust zniknął, tak się nie stało.

~OO~

W chwili, gdy pojawili się ponownie w ogrodach jego posiadłości, Hermiona wyrwała ramiona Malfoy'a ze swojej talii i ruszyła w stronę posiadłości. Gdyby jego dotyk nie był konieczny, żeby ją tu aportować – gdyby nie była tak zdesperowana, by wydostać się z tego cholernego teatru – w ogóle nie pozwoliłaby mu się dotknąć.

Secrets and MasksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz