1 kwietnia
Crucio; klątwa torturująca. Jedno słowo.
Sectumsempra; najbardziej zabójcza klątwa tnąca. Jedno słowo.
Bombarda Maxima; zaklęcie, które może spowodować, że klatka piersiowa człowieka eksploduje od środka w niewyobrażalnej agonii. Dwa słowa.
Avada Kedavra, klątwa zabijająca, zaklęcie tak potężne, że wypychało duszę człowieka z ciała i natychmiastowo kończyło jego życie. Była to najpotężniejsza mroczna klątwa, jaka istniała, a jej użycie wymagało tylko dwóch słów.
Hermiona słyszała i używała tych zaklęć setki razy. Widziała, co potrafią. Widziała absolutną dewastację, jaką można wyrządzić drugiemu człowiekowi za pomocą odpowiedniej kombinacji słów, a jednak w ciągu ponad dziesięciu lat wojny nigdy nie widziała, żeby dwa proste słowa tak całkowicie zniszczyły człowieka, jak te, które usłyszał Theodore Nott.
„Cześć, skarbie." Tylko to wystarczyło, aby złamać Theo. Po tych dwóch słowach nie pojawiło się żadne makabryczne przekleństwo. Nie wymagało to żadnej magii. Tylko jedno małe powitanie. Tylko dwa słowa, tylko trzy sylaby i Theo upadł na kolana.
Przez pierwsze kilka chwil po przemówieniu Daphne wszyscy po prostu się na nią gapili. Nikt się nie poruszył. Nikt nie oddychał. I poprzez niesamowitą ciszę panującą w holu wejściowym Hermiona przysięgała, że słyszy, jak złamane serce Theo wraca do zdrowia. Słyszała, jak igła przebija rozdarte krawędzie jego serca i łączy je z powrotem, tylko po to, by rozpadło się na nowo, kiedy przemówiła.
"Cześć skarbie." To było to. Tyle wystarczyło, aby jeden z najbardziej przerażających i żądnych krwi Śmierciożerców wszechczasów się załamał.
Od chwili, gdy na niego spojrzała, Theo nie mógł oderwać wzroku od Daphne. Patrzył na nią tak samo, jak ludzie wpatrują się w światło po śmierci, jakby nie mógł uwierzyć, że ona istnieje naprawdę, jakby mogła zniknąć, gdyby tylko mrugnął. Upadł na kolana, a różdżka, którą dała mu Hermiona, wyślizgnęła mu się z dłoni i uderzyła o podłogę u jego stóp.
A Daphne była tak samo oczarowana Theo, jak on nią. Po prostu patrzyła i patrzyła. Jej usta drżały i wydawała się prawie nieświadoma łez spływających po jej policzkach. Wydawało się, że prawie nie jest świadoma niczego poza Theo przed nią.
Była to równie piękna, a jednocześnie miażdżąca duszę chwila, jaką Hermiona kiedykolwiek widziała.
- Jak? – zapytał Malfoy. Jego głos był tak samo niepewny, jak kolana Theo. - To nie może być prawda. Daphne nie żyje. Wszyscy patrzyliśmy, jak umiera...
Hermiona zerknęła na Malfoya. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić, jak musiał się czuć. Jego oczy błyszczały ze wzruszenia, gdy patrzył na siostrę, o której myślał, że zmarła wiele lat temu. Różdżkę nadal trzymał w dłoni, ale ją opuścił.
Crouch uśmiechnął się złośliwie ponad czubkiem głowy Mustanga – Daphne.
- Widziałeś, jak umierała? Jesteś tego absolutnie pewien?
- Tak - Malfoy przełknął ciężko. - To... nie jest coś, o czym ktokolwiek z nas mógłby zapomnieć - powiedział z bólem w każdej sylabie.
Okropny uśmiech Croucha jeszcze się wydłużył.
- Przez te wszystkie lata opłakiwałeś jakąś pierwszą lepszą dziewczynę. Keira, myślę, że tak miała na imię. Keiraaa... – Crouch zamarł i spojrzał na Daphne.
- barker - chociaż Daphne dokończyła za niego zdanie Croucha, jej wzrok nadal nie spuszczał Theo. - Keira Barker.
- To wszystko - zachichotał Crouch. - Urocza Keira Barker. Żołnierz. Wysokiej rangi generał w mugolskiej armii. Była bardzo sprytna, a także doskonała przywódczyni, aż do tej jednej misji w Bristolu, gdzie wprowadziła swoją eskadrę w pułapkę zastawioną przez szczególnie złośliwego blond Śmierciożercę.
CZYTASZ
Secrets and Masks
Fanfiction9 lat po bitwie o Hogwart wojna wciąż trwa i wszyscy bardzo się zmienili od czasu spędzonego w Hogwarcie. Hermiona jest najbardziej śmiercionośnym żołnierzem w Zakonie, spędzającym całe dnie na misjach ratunkowych, aby uwolnić schwytanych mugolaków...