22 grudnia
Podczas pobytu w więzieniu w Malfoy Manor Hermiona zdała sobie sprawę, że czas jest okrutną, samolubną kochanką. Czas był obojętny. Niesympatyczny. Nie obchodziło go, że z każdym tykaniem zegara Hermiona czuła, jak jej nieustępliwy gryfoński duch odpływa, czuła, jak ogień w jej brzuchu i paląca odwaga gasną z każdym wschodzącym słońcem. Czasu nie obchodziło, że każdego dnia, kiedy Malfoy ostro atakował Hermionę swoją szczególnie okrutną odmianą Legilimencji, odłupywała się jej mała część. Czasu nie obchodziło, że szarpał się z nią, niszcząc jej psychikę, gdy przedzierał się przez jej umysł. Czasu nie obchodziło, że czuła, jak zaczyna słabnąć, rozpadając się kawałek po bolesnym kawałku.
Nie, oczywiście nie.
Czasu nie obchodziły takie trywialne rzeczy. Nie obchodziła go wojna ani miliony istnień ludzkich, które zginęły podczas jego rotacji. Nie obchodziło go, czy Voldemort zwycięży, czy wytępi to, co zostało z Zakonu, a świat pogrąży się w ciemności. Jedyną rzeczą, na której zależało czasowi, było upewnienie się, że księżyc zajdzie każdego wieczoru i że Helios każdego ranka swoim złotym rydwanem przyciągał słońce do wschodu.
Cele czasu były proste, mało ambitne; przynieść obietnicę nowego dnia. Nadzieję na nowy początek, czystą kartę.
Nawet jeśli niektórzy nie chcieli kolejnego dnia. Nawet jeśli nadzieja była luksusem, na który niektórzy po prostu nie mogli sobie już pozwolić.
~OO~
Dni ciągnęły się i dłużyły. Hermiona powtarzała tę samą nudną, przyziemną rutynę przy każdym wschodzie słońca.
Jej poranki zaczynały się, gdy Malfoy wyważał drzwi do jej sypialni – dźwięk gwałtownie uderzającego drewna o ścianę zawsze wyrywał ją z tego snu, w którym knuła.
Proponuje jej eliksir antymagiczny.
Odmawia go ostrym; „Pieprz się" lub „Idź do diabła".
Malfoy każe jej wypić, za drugim razem bardziej stanowczo.
Hermiona albo odpycha jego wyciągniętą rękę, albo spluwa mu w twarz; cokolwiek w danym momencie wydaje się bardziej pociągające; cokolwiek czuje, że najbardziej rozzłości Malfoya. Najczęściej wybierała plucie.
Reagował na jeden z dwóch sposobów; albo paraliżował ją klątwą i wlał płyn do jej gardła, albo przygważdżał ją do powierzchni, otwierał jej usta i wciskał eliksir siłą, tak jak zrobił to pierwszego dnia. Podobnie jak Hermiona, często wybierał bardziej niestabilną z dwóch opcji. Ten chory drań prawdopodobnie obezwładniał ją w ten sposób.
Potem instruował skrzata domowego, aby poczekał z nią, aż eliksir zacznie działać, a on sam znikał. Skrzat rozmawiał z Hermioną, czekając na jego powrót, próbując rozładować okropne napięcie w atmosferze. Rozmawiał z nią dość swobodnie, kiedy dostawała ataku, ignorując ją, gdy przewracała wszystkie meble w swoim pokoju i uderzała pięściami w ściany w przypływie wściekłości.
A kiedy Malfoy w końcu pojawił się ponownie, wcierał do jej umysłu. Jego magia wbijała się w jej czaszkę jak młot kowalski, a potem jego obraz pojawiał się w jej umyśle tuż obok niej.
Ich rutyna w jej umyśle była równie powtarzalna. Stali ramię w ramię i wpatrywali się w fortecę, którą zbudowała, by trzymać go z dala od swoich wspomnień, on rzucał złośliwe komentarze – zwykle na temat jej wyglądu lub braku kreatywności w jej projektowaniu – potem szarżował naprzód i próbował wyłamać drzwi.
Otwarcie ich zajęło mu cztery dni.
Uśmiechnął się do niej z zadowoleniem przez ramię, kiedy to zrobił; jego oczy płonęły triumfalnie, gdy wszedł do hotelu, a Hermiona podążała tuż za nim. Jego uśmiech zniknął, gdy weszli do długiego, rozciągniętego korytarza, wzdłuż którego znajdowały się dziesiątki różnokolorowych drewnianych drzwi, wszystkie tak samo wzmocnione jak te do hotelu.
CZYTASZ
Secrets and Masks
Fanfiction9 lat po bitwie o Hogwart wojna wciąż trwa i wszyscy bardzo się zmienili od czasu spędzonego w Hogwarcie. Hermiona jest najbardziej śmiercionośnym żołnierzem w Zakonie, spędzającym całe dnie na misjach ratunkowych, aby uwolnić schwytanych mugolaków...