11 marca
Chociaż Voldemort dokonywał egzekucji na swoich generałach szybciej, niż był w stanie ich zastąpić, mimo że jego armia walczyła, rozproszona i najbardziej bezbronna, za każdym razem, gdy pojawiała się okazja do przelania krwi – krwi Zakonu – odpowiadał na wezwanie.
To nie była mądra taktyka. Jego ataki nie wydawały się już przemyślane, tak jak dawniej, nie były już skoordynowane ani przemyślane, ich jedynym celem było zabijanie. Zabijaj i zabijaj, zabijaj i rozlewaj jak najwięcej krwi. Hermiona domyślała się, że to był pokaz siły. Sposób na uchwycenie kontroli, którą tak beznadziejnie tracił, wywołanie poczucia, że wyrządza tyle samo szkód szeregom Zakonu, co oni jemu.
Nie, to wcale nie była mądra taktyka. To było desperackie.
Voldemortowi nie zostały już prawie żadne Złote Maski, a nawet jego Czarne Maski stały się dla niego dość cenne, w końcu po raz pierwszy warte ciężaru ich żelaznych masek.
W miarę upływu tygodni jego potrzeba szybkiego zmiażdżenia Zakonu stawała się nieubłagana. Dokuczliwa. Za każdym razem, gdy słyszał szepty o nowej kryjówce Zakonu lub plotki o opuszczonym porcie wykorzystywanym do przemytu nowej broni, brał odwet z całą siłą. Używał każdej magicznej broni. Wzywał każdą mroczną i zdeprawowaną istotę, która nadal była wobec niego lojalna i atakował.
Ale to była przegrana bitwa. Równie dobrze mógłby zakrywać oczy rękami, potykając się na oślep i wymachując mieczem w ciemności w nadziei, że w ten czy inny sposób zrani wroga, nie wiedząc, że Malfoy – jedna z niewielu osób, którym ufał – to był ten, który zakrywał mu oczy.
Za każdym razem, gdy Voldemort planował nowy atak, Malfoy informował Zakon. Dawał im czas na ewakuację rannych i zdobycie zapasów na długo przed tym, zanim Voldemort mógł rozpocząć atak – ale to nie był koniec. Sytuacja zaczęła się odwracać. Teraz, pod przewodnictwem Malfoy'a i Hermiony, Zakon zaczynał odzyskiwać swoją pozycję. Za każdym razem, gdy Voldemort wysyłał swoje wojska do baz, Zakon zastawiał pułapki, niektóre magiczne, inne nie, ale rezultaty były zawsze takie same. Sprytnie umieszczano materiały wybuchowe lub ruchome podłogi, które znikały pod ich stopami i wrzucały ich do jamy pełnej kolców lub jadowitych węży, które rozrywały ich na strzępy.
Według Malfoy'a Voldemort już nawet nie słuchał swoich doradców. Nie posłuchał Croucha Jr., kiedy zasugerował, że nalot na bazę Zakonu w Kent wydaje się podejrzany i że może to być pułapka – a rzeczywiście była to pułapka, którą Malfoy i Blaise pomogli zastawić – i wykonał egzekucję na nowej Czarnej Masce na miejscu, kiedy powiedzieli, że kolejny atak zarządzony przez Voldemorta był „bezcelowy".
Niesamowity spokój i mrożąca krew w żyłach wyższość, która kiedyś otaczała Voldemorta, zostały odebrane, a teraz szaleniec, którym był przez cały czas, został odsłonięty i widoczny dla wszystkich. Często wpadał w napady wściekłości, gdy jego generałowie powiedzieli coś, co mu się nie podobało, a niezgadzanie się z nim samo w sobie było wyrokiem śmierci, a jego kruchy stan psychiczny kazał mu wierzyć, że każdy, kto nie podziela jego opinii, również musi być zdrajcą.
Tak, sytuacja naprawdę się odwróciła i chociaż Hermiona była uszczęśliwiona, że przyszłość Zakonu wydawała się jasna, nie oznaczało to, że Hermiona mniej martwiła się o swoją przyszłość.
Ponieważ każda bitwa wygrana przez Zakon sprawdzała się w wizji Blaise'a.
Podczas misji w Luton pod koniec stycznia Hermiona zobaczyła, jak zielona klątwa uderzyła Angelinę Johnson w klatkę piersiową – dokładnie tak, jak w wizji Blaise'a.
Kilka tygodni później widziała, jak to samo przydarzyło się Sarah Chamberlain. Zobaczyła ten okropny odcień zieleni wylatujący z końca różdżki Czarnych Masek i uderzający Sarę z drugiego końca pola bitwy – tak jak w wizji Blaise'a.
CZYTASZ
Secrets and Masks
Fanfiction9 lat po bitwie o Hogwart wojna wciąż trwa i wszyscy bardzo się zmienili od czasu spędzonego w Hogwarcie. Hermiona jest najbardziej śmiercionośnym żołnierzem w Zakonie, spędzającym całe dnie na misjach ratunkowych, aby uwolnić schwytanych mugolaków...