Rozdział 25

6 1 0
                                    

Miesiące mijały szybciej niż by sobie tego życzyli. “Estelle” w Dawnym języku oznaczało gwiazda, a dziewczyna, która nosiła to imię gasła niczym serce umierającego układu. Czasem żartowała, że jest jak Stella Evacuatur, ulubiona postać literacka Cyrusa. Ironia polegała również na tym, że takie imię przyjmie Estelle kiedy zostanie robotem. Wiedziała, że czas uciekał, więc starała się go wykorzystać najlepiej jak potrafiła. Dużo malowała, jej pokój był zawalony nowymi obrazami.
Był spokojny wieczór, Ziemia jasno świeciła na niebie w towarzystwie miliardów gwiazd. Estelle siedziała w pokoju oświetlonym jedynie niewielką lampką. Malowała niebo. Bezkresną ciemność zakłócały maleńkie punkciki, gwiazdy. Jedna z nich spadała w dół. Spadająca gwiazda była częstym zjawiskiem, chociaż wiekszosc osób w Zamkniętym kosmosie wiedziała, że to nie gwiazdy tylko asteroidy. Gwiazdy nie mogły spadać, bo to przecież skutkowałoby upadkiem całego układu. 
Gwiazdy umierały. Estelle była teraz jak jedna z nich. W starych legendach wielokrotnie powtarzało się zdanie “Z gwiazd powstaliście, więc do gwiazd powrócicie.”
Mari kolejny raz skupiła się na swoim dziele. Zanurzyła pędzel w szarej farbie. Spadająca gwiazda nie była asteroidą, tylko statkiem. W końcu te też upadały, a to była zdecydowanie lepsza metafora jej sytuacji.
Nathan dalej nie znalazł sposobu, ale był już bardzo blisko. Estelle dalej łudziła się, że pewnego dnia przyjaciel powie jej, że jednak znajdzie lek, a ona będzie mogła pozostać w swoim ciele.
Była zmęczona, miała dosyć. W niektórych momentach usiłowała sobie wmówić, że to tylko sen i wkrótce obudzi się żeby opowiedzieć o wszystkim Nathanowi i Cyrusowi. Razem się z tego pośmieją, a potem pójdą najpierw do szkoły, później na łyżwy.
Ale z upływem czasu coraz bardziej nie potrafiła się oszukiwać. Otarła łzę z policzka, przy okazji brudząc się farbą. Bezsilność była jeszcze gorsza niż sama choroba. Estelle miała dosyć, chciała żeby to wszystko się już skończyło. Nieważne jak, byle było już po wszystkim.

☆☆☆

Loty w kosmos zawsze były cudowne. Start i lądowanie przypominały jazdę na rollercoasterze, które Estelle uwielbiała jako dziecko. Był to jeden z jej lepszych dni. Siedziała we wnętrzu statku obok Nathana. Lecieli na wycieczkę szklną na skraj Zamkniętego kosmosu.
- Niedługo kupię sobie statek i nie będę musiał tłuc się jakimiś publicznymi. - Nathan powtórzył tę kwestię już chyba piąty raz, mimo że od startu minęło zaledwie kilka minut wcześniej.
Chłopak niecierpliwie wiercił się, w ciasnym fotelu.
- Pamiętaj żeby najpierw zrobić prawko. - odparła Estelle.
- To akurat tylko formalność. Wystarczy nauczyć się paru przepisów. - powiedział jakby egzamin na prawo jazdy był jakimś prostym zadaniem z pierwszych jlas podstawówki.
Niewielu ludzi miało własne statki i uprawnienia żeby nimi latać. W końcu zarówno maszyny jak i kursy pilotażu były drogie. Wielu wielkich pilotów zdawało egzamin po kilkanaście razy.
Ale Nathan był na to przygotowany. Miał odłożoną wystarczająca ilość pieniędzy, a przez ostatni miesiąc każdą przerwę w szkole poświęcił na naukę przepisów.
Był przygotowany i pewny, że zda.

☆☆☆

Podróż nie trwała długo, bo Theia znajdowała się niedaleko od granicy.
Wszyscy przeszli do części widokowej. Nathanowi i Estelle udało się dopchać na sam przód. Czekali aż pilot odsłoni okno. W końcu usłyszeli szczęk, a ich oczom ukazał się kosmos.
Bariera była przezroczysta, jedynym symbolem jej obecności było odbicie, takie jak w szklanej tafli akwarium.
Według tradycji Zamkniętego kosmosu każdy młody człowiek powinien chociaż raz zobaczyć Otwarty kosmos, żeby poczuć chęć dostania się do niego. To miało budować zrozumienie czemu harmonia jest tak ważna, ale z biegiem lat przynosiło to coraz mniej spektakularne skutki.
Widzieli miliardy gwiazd, wiedząc że prawdopodobnie każdą z nich otaczają zamieszkałe planety. Kolorowe mgławice dodawały uroku krajobrazowi.
Estelle, Nathan i Cyrus jako dzieci marzyli o tym by kiedyś odwiedzić którąś z odległych planet. Niestety tylko jedno z nich miało na to szansę.
Estelle spojrzała w dół. W kosmosie właśnie to było niesamowite. Człowiek mógłby obrócić się w każdą stronę, a i tak widziałby coś pięknego.
- Ej, patrz na to. - szturchnęła Nathana wskazując jakiś punkt w kosmosie. - To chyba statek!
Ta informacja zainteresowała nie tylko jej przyjaciela, ale też wszystkich innych zgromadzonych.
Statek, o którym była mowa znajdował się całkiem niedaleko i był to rzadki widok, chociaż wiele osób widziało takie rzeczy. W końcu Zamknięty kosmos nie był jakimś odludnym terenem, po prostu bariera oddzielała go od Otwartego kosmosu.
Pojawił się drugi statek. To już była niezwykła sytuacja.
Nikt nie wiedział czy bariera z drugiej strony też jest przejrzysta, dlatego uczniowie nawet nie łudzili się, że piloci ich zobaczą.
Statki zbliżyły się do siebie. Może leciały gdzieś razem? Może piloci byli przyjaciółmi?
Nagle jeden z nich stanął w płomieniach. Wszyscy sapnęli przerażeni.
- To wypadek. Ten statek był pewnie zepsuty, u nas tez się zdarzają takie rzeczy. Pamiętacie co przydarzyło się Aiko Ciro? - nauczycielka od razu chciała uspokoić grupę.
Nathan spojrzał na drugi statek, który w spokoju zmienił kurs żeby ominąć płonącą przeszkodę.
Jeśli piloci byli przyjaciółmi to bardzo współczuł temu, który przeżył. Jego przyjaciel zginął, a on nawet nie miał jak się z nim pożegnać.
Nathan Nicoli wiedział, że niedługo znowu straci. W trochę inny sposób niż Cyrusa, ale i tak będzie bolało.

☆☆☆

Siedemnasty Mediavea był zwyczajnym dniem. Słońce jasno świeciło na niebie, ptaki śpiewały, a ludzie cieszyli się wakacjami. Tylko jedna rzecz była inna, okrutna prawda uderzyła w Estelle zaledwie kilka sekund po wybudzeniu z hibernacji.
Była pełna energii, czuła się wspaniale. Gwałtownie usiadła rozglądając się po pokoju. Wiedziała, że to był ten dzień, musiała powiedzieć o tym Nathanowi i zacząć wcielać w życie ich plan. Zamiast tego schowała twarz w dłoniach i zaszlochała. Wiele razy myślała, że wylała już wszystkie łzy, ale jak widać jednak nie. Nie chciała marnować tego czasu na płacz i użalanie się nad sobą. Miała dużo rzeczy do zrobienia, ale po prostu psychicznie nie wytrzymała.
Świadomość tego, że zostały jej godziny, a nie dni lub miesiące była niczym cios. Już nie było sensu łudzić się, że to wszystko minie, że pojawi się nagle jakieś magiczne wybawienie. Koniec nadchodził, musiała zacząć działać.

☆☆☆

Nathan podniósł się bardzo gwałtownie przy okazji zrzucając z biurka kilka pustych puszek. Odgarnął włosy z twarzy i ledwo przytomny ruszył ze swojego pokoju do drzwi wejściowych. Widok osoby stojącej w progu od razu go obudził.
- Hej. - przywitała się Estelle. W powietrzu zawisła cisza. Przyjaciele patrzyli na siebie w ciszy.
- To juz dziś? - zapytał z niedowierzaniem, a dziewtylko skinęła głową.
Przeszli do kuchni. Nathan zagotował wodę i zalał dwa kubki herbaty. Nic nie mówił, po prostu starał się oddychać i przyjąć do wiadomości, że czas już nadszedł.
- Śniadanie! - z góry dobiegł dziecięcy głos i tupot małych nóg.
- Avi, nie biegaj po schodach po spadniesz. - upomniała Estelle podchodząc do chłopca. Kucnęła, żeby ich twarze znalazły sie na tej samej wysokości. - Co chcesz na śniadanie?
- Płatki. - odpowiedział chłopiec i ją przytulił.
- Pójdę wszystko przygotować. - oznajmił Nathanz a po chwili zniknął na schodach.

☆☆☆

Niedługo po śniadaniu Avi postanowił wrócić do spania. Estelle nosiła go po całym domu aż zasnął, a wtedy położyła go w łóżeczku w jego pokoju. Przez chwilę patrzyła na śpiące dziecko. Miał niecałe trzy lata, nie będzie jej pamiętał. Przynajmniej nie będzie cierpiał. Poszła do pokoju Nathana. Chłopak konczył przygotowywać sprzęt.
- Chodź, siadaj. - zachęcił przesuwając Stellę na bok. - Jesteś gotowa? - zapytał zakładając przyjaciółce na głowę opaskę hibernacyjną połączoną kablem z urządzeniem,  w którym była karta pamięci.
- Na takie coś chyba nie można być bardziej gotowym. - odparła patrząc mu prosto w oczy.
Nathan włączył odpowiedni przycisk. Pasek ładowania został uruchomiony.
Musieli czekać.

☆☆☆

Wskaźnik wskazywał już dziewięćdziesiąt procent. Estelle siedziała na stole oparta o ścianę czując jak powoli uciekało z niej życie. Nathan był przy niej cały czas, chciał jej ulżyć najbardziej jak to było możliwe.
Drzwi do pokoju otworzyły się ukazując Aviego, który trzymał pod pachą swojego ulubionego misia.
- Chcesz pooglądać bajkę? - zapytał Nathan biorąc brata na ręce, zanim ten zobaczy coś czego nie powinien.
- Taaaak! - zawołał radośnie chłopiec.
Bracia Nicoli wyszli, Estelle została sama, ale tylko na chwilę. W rogu pokoju zjawiła się znajoma postać.
- Witaj. - odezwała się Śmierć podchodząc bliżej. Póki co była w swojej ładnej formie.
Estelle Mari się przestraszyła. Czy plan Nathana uwzględniał pojawienie się Śmierci?
Pasek ładowania wskazał dziewięćdziesiąt osiem procent. Jeszcze tylko chwila.
- Estelle Mari, Wszechświat czeka, odejdź w pokoju. - Śmierć wyciągnęła do niej rękę.
Ciało nastolatki upadło martwe na podłogę, a pasek ładowania wskazał sto procent.
Śmierć spojrzała zdziwiona na zaistniałą sytuację. Był trup, nie było duszy do zabrania. Ze zdziwieniem zbliżyła rękę do tajemniczego urządzenia. Dusza była w środku, a ona nie mogła jej wyjąć. Zupełnie jakby dziewczyna chwilę wcześniej nie umierała.
Śmierć notorycznie była oszukiwana przez ludzi. Nie miała im tego za złe, w końcu Wszechświat stworzył ich właśnie po to żeby żyli. Tym razem było podobnie, tylko nastolatka najwyraźniej oszukała sam Wszechświat, a to już było niewybaczalne.
Lana Moriar już od bardzo dawna nie odczuwała emocji, ale tym razem poczuła gotującą się w niej złość. Będzie musiała wyjaśnić to nieporozumienie z Wszechświatem, więc odeszła.
Nathan wszedł do pokoju. Przez chwilę przeżył szok, ale nie pozwolił sobie na histerię. Wyjął kartę z urządzenia, włożył ją do szufladki na karku Stelli. Włączył robota.
- Udało się. - poinformowała blondynka komputerowym głosem. Czuła się dziwnie, ale żyła. I tylko to się liczyło.

TheiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz