Pierwszy tydzień był strasznie nudny.
Raz przyszedł do mnie Dick warz z Lilly. W jej jasnych oczach widziałam przerażenie. Lilly nie wiedziała nic o moich problemach. Robiłam to tylko ze względu na jej dobro. Miała ze mną siedzieć dużo czasu, więc nie mogła się bać, że może mi coś odpierdolić i coś się stać. I też łatwiej mi było wytłumaczyć dlaczego tu leżę.
Wraz z bratem powiedzieliśmy jej, że stres źle na mnie wpłynął i dlatego wylądowałam w szpitalu.
Mówi się, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. A ja wieszłam i czuje się z tym gówniano.
W piątek po południu przyszedł do mnie Jason. Nie wiedziałam czemu to zrobił. Przecież na pewno poznał kogoś w naszej szkole lub w klasie. Na pewno zaproponowali mu jakiś wypad. Ale blondyn wybrał mnie. Z tego powodu po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło.
Gdy zobaczyłam go w dziwiach myślałam, że wystrzelę z łóżka, by przytulić, ale nie miałam siły na to. Podszedł do mnie bliżej, aby mocno mnie objąć. Odsunął się ode mnie, wręczając niebieska róże.
- Dlaczego niebieske? - Zapytałam z ciekawością.
- Zgadywałem, że lubisz róże - powiedział, jakby było to oczywiste. - Ale jak to ja nie mogło być tak banalnie, więc niebieskie - zaśniałam się, gdy to usłyszałam.
- Dick wziął mi z domu laptop. Więc możemy obejrzeć Tytanów? - Mówiłam z szerokim uśmiechem. Przesunełam się, aby mógł usiąść. Usiadł się, patrząc na mnie ciepłymi niebieskimi tęczówkami. Wzięłam laptopa, włączając Netflix.
- Zawsze chciałem go obejrzec, ale nidgy nie miałem motywacji - powiedział, przenoszac wzrok na moje usta. Jego wzrok spoczął tam tylko na ułamek sekund. - Nazwie to naszą drugą randką?
Przytaknęłam mu.
Przez cały dwa dni obejrzeliśmy cały pierwszy sezon i połowę drugiego. Było mi dobrze i nie chciałam tego kończyć. Wreszcie od długiego czasu miałam wrażenie, że komuś zależy tak jak kiedyś mojemu bratu. A tego nie doświadczyłam często. Więc kiedy w niedzielę wieczór posłałam mu piękny uśmiech. On jedyne zmarszczył na to brwi.
- Przyjdziesz w następny weekend? - Zaptałam, kiedy on stał w dziwiach.
- Przyjdę, sol - odpowiedział.
Nie dowieżałam w jego słowo.
- Umiesz hiszpański? - Zapytałam się z ekstytacja w głosie.
- Sí, por qué estás preguntando? - Zapytał, podchodząc znów w moją stronę.
- Mi padre es mexicano y mi madre era italiana.
- Zgaduje, że jesteś poliglotką - mówiąc to śmiał się pod nosem.
- Umiem mówić po Hiszpańsku, Włosku, Korańsku, Japońsku, Grecku i Francusku.
- Czuje się przy tobie jak debil, bo ja umiem mówić tylko po angielsku i po hiszpańsku. Do zobaczenia - nachylił się nade mną, całują mnie w czoło. Nie wiem dlaczego zrobiło mi się strasznie słotko na ten czuły gest. Po tym maratonie byłam zmęczona, więc poszłam spać.***
W środe miała przyjść do mnie Lilly. Zgodnie z umową przyszyła, ale nie sama. Przyszli z nią moim przyjaciele. Od razu w oczy rzuciło mi się brak Alexander. Nie wyczuwałam na sobie jego zatroskanego wzroku. Nie było osoby, która by się na mnie rzuciła i powiedziała swoje cztery magiczne słowa dzięki, którym zawsze czułam się lepiej.
Już dobrze... Jestem tu, rozbrzmiał jego głos w moje głowie.
- Xander przyjdzie jutro, bo dzisiaj miał trening
- oznajmił mi Tommy, gdy wlepilam w niego swoje zatroskane spojrzenie. Szybko zapomiałam o tym fakcie, bo wszyscy zaczęli się dzielić ze mną szkolnymi dramani, rostaniami, związkami i różnimy innymi news. Po mimo tego wciąż odczówałam jego brak.
Było mi wtedy miło, że byli tu ze mną. Jednak to uczucie znikało, gdy patrzyłam na szatyna, który powiedział mi o przyjacielu. Tommy wydawał mi się jednak troszkę inny niż za zwyczaj. Właśnie z dlatego, gdy wszyscy zbierali się do wyjścia postanowiłam go zatrzymać. Poprosiłam go, by został na chwilę, a on się zgodził.
Kazałam mu usiąść blisko mnie, by w razie czego mogłabym go przytulić. Spojrzałam w jego ciepłe oczy, które kochałam odkąd go poznałam.
- Co się stało? - Zapytałam się szczerze zmartwona.
- Chodzi o Xander - odparł bardzo zmartwiony.
- Co z nim?
Wzięłam głeboki wdech, patrząc się na niego wyczekująco. Zaczęłam się o niego martwić. Był dla mnie bardzo ważny.
- Martwi się o ciebie. Kiedy mówie, żeby do ciebie napisał tego nie robi. Martwię się o niego, więc kazałem mu iść na trening. - Kiedy to powiedział cała się spiełam. Nawet zaczęłam się o niego bać, że zrobi coś głupiego.
Idiotko nie jest tobą.
- Obawiam się, że doszły do niego plotki związane z tobą i tym chłopakiem - powiedział, na co mi prawie oczy wyleciały z orbit.
Co ci ludzie mają w głowach?
- Kurwa - jęknąłam.
- Słyszałem jak jakieś chłopak mówił do niego ,,Jak tam twoja dziewczyna". Ale on mu kazał spierdalać.
- Obiecuje ci, że jutro mu pomogę.
- Rosie - szepnęł Tommy, na co popatrzyła mu w oczy. - Sypiasz z nim dlatego, że on umie ci pomóc, prawda? - Zapytał, a ja skinęłam głową.
Alexander Wilson jako jedyny człowiek mi pomógł, gdy miałam cztery lata. Przez seks z nim wyrażałam wdzięczność za to co zrobił. A on dobrze o tym wiedzial.
- Wracaj do zdrowia - przysunął sie blizej mmie i przytulił. Potem zniknął mi z zasięgu mojego wzrostu.***
W czwartek od rana robiono mi badania.
Nienawidziłam chodzenia od sali do sali i wysłuchiwania gadania lekarza. Ogólnie nienawidziłam szpitali i lekarz. Mój powód nienawiść do nich był prosty. Gdyby lekarz, do którego ojcec zabrał moją mamą przyjęli, by ich szybciej ona dziś by żyła. Ale oni byli zajęć czymś innym.
Nienawidziłam ich, bo przez nich straciłam mamę i zyskałam nienawiść ojca.
Po południu czekałam aż Xander raczy mnie odwiedzi. Ale tak się nie stało. Alexander nie przszyszedł. Mój niepokój narastał z każdą minuta. Nawet chwyciłam telefon, by wystukać do niego krótką wiadomości. Ale zrezygnowałam. Odłożyłam telefon, zamykając oczy.
- Kurwa Rosanna! - Krzyknął ktoś nade mną. Obudziłam się, przecierając oczy.
- Taa? - Zapytałam się, przeciągając się. A ku mojemu zdziwieniu ukazał się Xander.
- Alexander? - Zapytałam, zrywając się do pozycji pół siedzącej.
- Przepraszam cie, że wczoraj nie przyszedłem. Martwiłem się o ciebie, a kiedy miałem do ciebie przyjść... Nie umiałem. Przepraszam. Słyszysz mnie, ja pierdolony Alexander Wilson cie przeprasza - mówił, a ja już nie umiałam dalej się na niego gniewać. Tym bardziej, że w jego oczach pojawiły się łzy. Obiełam go najmocniej jak potrafiłam w tamtym momencie.
- Ale teraz jesteś... - mruknęłam, wciąż wtulona w jego ciało. Na moje słowa przytulił się do mnie jeszce mocniej. Odsunął się ode mnie i wręczył mi różowo biały bukiet róż.
Wiedział, że takie kochan.
- Masz przerwę od szkoły? - Zapytałam się chłopaka, przejmując kwiaty. Włożyłam je obok niebieskiej róży od Jason.
- Nie - burknął, siadając blisko mnie.
- To dlaczego tu jesteś?
Wziełam jeden z zwisających u włosów na czole i ogarnąć do tyłu.
- Miałem wyżuty sumienia - powiedział cicho.
- No nie wierzę, ty? - Zapytałam z nie dowierzaniem.
- Tak ja. Chciałem się zapytać... - przerwał na chwilę i wziął głeboki oddech. - Czy ty i Jason jesteście razem? - Otworzyłam już usta, by zacząć. Lecz nie doszłam do słowa, bo Xander sam sobie odpowiedział - Nie jesteście - skinęłam na to glowa. - Dlaczego w to uwierzyłem.
Powiedział jakby zawiódł się sam na sobie. Przesunełam się tak, by zrobić mu miejsce, aby mógł się położyć. On się położył obok mnie. Oparłam głowe o jego brzuch i zaczęłam:
- Nie wiem dlaczego w to uwierzyłeś. Ale gdyby z nim była już dawno byś go pobił - zaśmiałam się cicho, na co mi zawtórował. - Ale ja go chyba kocham.
- No serio? - Zapytał zdziwiony.
- Mhm... - mruknęłam, a on zaczął gładzić mnie po głowie.
- Nie pobije go, obiecuje - uśmiechnęłam się na same jego słowa. - Przyjaźń z tobą jest ważniejsza dla mnie niż on.
Po jego słowach wiedziałam już jedno. Nie wiem co, by musiało się stać żeby on nie wolał mnie.
- Ale obiecuje ci jedno. Jak będzie chujowy w łóżku przyjdę do ciebie.
- Okej - zaśmiał się.
Po leżeliśmy tak i rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim. Nawet wypaplałam mu parę rzeczy, których nie powinam, ale było miło, więc nie przejmowałam się tym za bardzo. Niestety musiał iść, i tak na pewno rodzice byli ma niego źli, że nie pojawił się w szkole. Kiedy już wychodził w dziwiach natknął się na Jason. Brunet nic nie powiedział, jedynie posłał mi ostatni uśmiech. Ustałam, by uśmiechnąć się do niego i posłać mu wielki uśmiech na dowidzenia. Jason gdy zobaczył, że staje podbiec, by w razie czego mnie złapać
- To nie jest dobry pomysł żeby stała - mówił, kładąc dłoń na plecach. Chciałam mu powiedzieć, że już czuje się lepiej i mogę stać. Ale nie zdążyłam, ponieważ Xander mnie wyprzedził:
- Jason ma rację.
Nasze oczy od razu przeniosły się na Wilson.
- Dobra macie słotkie te oczka, ale ja muszę już iść.
- dopowiedział i tak zrobił.
Spojrzałam na blondyna, który również spojrzał na mnie. Patrzyliśmy się na siebie w ciszy, by zrozumieć co właśnie się stało.
- Słyszałaś to, prawda? - Zapytał mnie zdeoriętowany Jason.
- Taa - powiedziałam, kiwając głową.
- Obejrzymy do końca serial? - Przytaknął mi.
Wróciłam na swoje poprzednie miejsce. Sięgnęłam po laptop, a Jason w tym czasie położył się obok mnie. Włączyłam Netflix i odszukałam serial.
Skończyliśmy do późnym popołudniem w niedzielę. Chłopak przypominał sobie, że musi zrobić prezetacje na jutrzejszą lekcje fizyki. Śmiałam się z niego jak głupią. Głównie dlatego, że mi coś takiego nie wypadło z głowy.
Koniec końców Jason tak powiedział, że wolal siedzieć ze mną ten weekend niż siedzieć w domu nad nudną prezentacja.
- Jay... - zaczęłam, gdy on zbieral swoje rzeczy. Spojrzałam na mnie uśmiechając się. Usiał obok.
- Jutro wychodzę.
- To świetnie, księżniczko.
Nigdy wcześniej nikt mnie tak nie nazwał.
- Rosie... - zaczął spuszczając wzroku ze mnie. Zmarszczyłam na to brwi. - Bo mam takie pytanie... - przerwał na chwilę. - Czy chciałabyś być moją dziewczyną?
Patrzyłam się na niego jak na wariata.
Nie za pytał się o to na prawdę.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak.
CZYTASZ
My first love
RomantikRosanna Beck Warr i Alexander Wilson znają się od dziecka. Oboje mają ze sobą wiele różnych wspomnień. Alexander z czasem zaczyna coś czuć do przyjaciółki. Jednak na droczę dziewczyny staje jej nie znany chłopaka. Do którego Rosanna coś poczuła. Jak...